KTO CHCE BYM GO
KOCHAŁA
/Maria
Pawlikowska-Jasnorzewska/
Kto chce bym go
kochała, nie może być nigdy ponury
i musi potrafić mnie
unieść na ręku wysoko do góry.
Kto chce, bym go
kochała, musi umieć siedzieć na ławce
i przyglądać się
bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.
I musi też ziewać,
kiedy pogrzeb przechodzi ulicą,
gdy na procesjach
tłumy pobożne idą i krzyczą.
Lecz musi być za to
wzruszony, gdy na przykład kukułka kuka
lub gdy dzięcioł
kuje zawzięcie w srebrzystą powłokę buka.
Musi umieć pieska
pogłaskać i mnie musi umieć pieścić,
i śmiać się, i na
dnie siebie żyć słodkim snem bez treści,
i nie wiedzieć nic,
jak ja nie wiem, i milczeć w rozkosznej ciemności,
i być daleki od
dobra i równie daleki od złości.
W MIŁOŚCI NIE MA
MOCNYCH
/Jan Brzechwa/
Najgorsza ze
wszystkich kradzieży
Jest ta, żeś mi
serce skradł.
Nikt kary ci nie
wymierzy
I nie potępi cię
świat,
Bo nie stworzono
dotąd praw
By walczyć z tym, co
zrządził traf.
W miłości nie ma
mocnych -
Trzeba się poddać
jej.
W miłości nie ma
mocnych
Więc to zrozumieć
chciej,
Że szkoda słów
bezowocnych,
Szkoda łez
całonocnych,
Od nich nie będzie
lżej.
W miłości nie ma
mocnych -
Trzeba się poddać
jej.
Każdemu wolno
pomarzyć,
Kochanym chce każdy
być.
Ta chwila może się
zdarzyć
I dla niej warto
jest żyć.
Ze wszystkich praw
to jedno znam
I ono właśnie
sprzyja nam.
W miłości nie ma
mocnych -
Trzeba się poddać
jej.
W miłości nie ma
mocnych
Więc to zrozumieć
chciej,
Że szkoda słów
bezowocnych,
Szkoda łez
całonocnych,
Od nich nie będzie
lżej.
W miłości nie ma
mocnych -
Trzeba się poddać
jej.
LUBIĘ,KIEDY
KOBIETA...
/Kazimierz Przerwa
-Tetmajer/
Lubię, kiedy kobieta
omdlewa w objęciu,
kiedy w lubieżnym
zwisa przez ramię w przegięciu,
gdy jej oczy
zachodzą mgłą, twarz cała blednie
i wargi się wilgotne
rozchylą bezwiednie.
Lubię, kiedy ją
rozkosz i żądza oniemi,
gdy wpija się w
ramiona palcami drżącemi,
gdy krótkim,
urywanym oddycha oddechem
i oddaje się cała z
mdlejącym uśmiechem.
I lubię ten wstyd,
co się kobiecie zabrania
przyznać, że czuje
rozkosz, że moc pożądania
zwalcza ją, a
sycenie żądzy oszalenia,
gdy szuka ust, a
lęka się słów i spojrzenia.
Lubię to -- i tę
chwilę lubię, gdy koło mnie
wyczerpana, zmęczona
leży nieprzytomnie,
a myśl moja już od
niej wybiega skrzydlata
w nieskończone
przestrzenie nieziemskiego świata.
JEŚLI NIE
PRZYJDZIESZ...
/Halina
Poświatowska/
Świat będzie uboższy
o tę trochę miłości
o pocałunki które
nie sfruną
w otwarte okno
świat będzie
chłodniejszy
o tę czerwień
która nagłym
przypływem
nie rozżarzy moich
policzków
świat będzie cichszy
o ten gwałtowny
stukot
serca poderwanego do
lotu
o skrzyp drzwi
otwieranych na
oścież
drgający żywy świat
zastygnie
w kształt doskonały
nieomal
geometryczny
JEJ PORTRET
/Jonasz Kofta/
Naprawdę jaka jesteś
Nie wie nikt
Bo tego nie wiesz
Nawet sama ty
W tańczących wokół
Ciemnych lustrach
dni
Rozbłyska twój
Złoty śmiech
Przerwany wpół
Czuły gest
W pamięci składam
wciąż
Pasjans z samych
serc
Naprawdę jaka jesteś
Nie wie nikt
To prawda nie
potrzebna
Wcale mi
Gdy nie po drodze
Będzie razem iść
Uniosę twój
Zapach snu
Rysunek ust
Barwę słów
Nie dokończony
Jasny portret twój
Uniosę go
Ocalę wszędzie
Czy będziesz przy
mnie
Czy nie będziesz
Talizman mój
Z zamyśleń nagłych
twych
I rzęs
Obdarowany
Tobą miła
Gdy powiesz do mnie
kiedyś
- Wybacz
Przez życie pójdę
Spoglądając wciąż
wstecz
IE,NIE MOŻESZ TERAZ
ODEJŚĆ...
/Jonasz Kofta/
Nie, nie możesz
teraz odejść
Kiedy cała jestem
głodem
Twoich oczu, dłoni
twych
Mów, powiedz, że
zostaniesz jeszcze
Nim odbierzesz mi
powietrze
Zanim wejdę w
wielkie nic
Nie, nie możesz
teraz odejść
Jestem rozpalonym
lodem
Zrobię wszystko,
tylko bądź
Bądź, zostań jeszcze
chwilę, moment
Płonę, płonę, płonę,
płonę...
Zimnym ogniem
czarnych słońc
Nie, nie możesz
teraz odejść
Popatrz listki takie
młode
Nim jesieni rdza i
śmierć
Bądź - proszę cię na
rozstań moście
Nie zabijaj tej
miłości
Daj spokojnie umrzeć
jej
GDYBYM SPOTKAŁ
CIEBIE
/Bolesław Leśmian/
Gdybym spotkał
ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sadzie,
w innym lesie -
Może by inaczej
zaszumiał nam las,
Wydłużony mgłami na
bezkresie...
Może innych kwiatów
wśród zieleni bruzd
Jęłyby się dłonie,
dreszczem czynne -
Może by upadły z
niedomyślnych ust
Jakieś inne słowa -
jakieś inne...
Może by i słonce
zniewoliło nas
Do spłonięcia duchem
w róż kaskadzie,
Gdybym spotkał
ciebie znowu pierwszy raz,
Ale w innym sadzie,
w innym niebie...
GDY OMDLEWASZ NA
ŁOŻU , CAŁOWANA PRZEZE MNIE
/Bolesław Leśmian/
Gdy omdlewasz na
łożu, całowana przeze mnie,
Chcę cię posiąść na
zawsze, lecz daremnie, daremnie!
Już ty właśnie – nie
moja, już nie widzisz mnie wcale:
Oczy mgłą ci
zachodzą, ślepną w szczęściu i szale!
Zapodziewasz się
nagle w swoim własnym pomroczu,
Mam twe ciało
posłuszne, ale ciało – bez oczu!.....
Zapodziewasz się
nagle w niewiadomej otchłani,
Gdziem nie bywał,
nie śniwał, choć kochałem cię dalej!....
EST JUŻ ZA PÓŹNO,
NIE JEST ZA PÓŹNO
/Edward Stachura/
Jeszcze zdążymy w
dżungli ludzkości siebie odnaleźć,
Tęskność zawrotna
przybliża nas.
Zbiegną się wreszcie
tory sieroce naszych dwu planet,
Cudnie spokrewnią
się ciała nam.
Jeszcze zdążymy
tanio wynająć małą mansardę
Z oknem na rzekę lub
też na park,
Z łożem szerokim,
piecem wysokim, ściennym zegarem;
Schodzić będziemy
codziennie w świat.
Jeszcze zdążymy
naszą miłością siebie zachwycić,
Siebie zachwycić i
wszystko w krąg.
Wojna to będzie
straszna bo Bóg nas będzie chciał zniszczyć,
Lecz nam się uda
zachwycić go.
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
Jest już za późno!
Nie jest za późno!
PYŁEM KSIĘŻYCOWYM
/Konstanty Ildefons
Gałczyński/
Pyłem księżycowym
być na twoich stopach,
wiatrem przy twej
wstążce, mlekiem w twoim kubku,
papierosem w ustach,
ścieżką pośród chabrów,
ławką, gdzie
spoczywasz, książką, którą czytasz.
Przeszyć cię jak
nitką, otoczyć jak przestwór,
być porami roku dla
twych drogich oczu
i ogniem w kominku,
i dachem, co chroni
przed deszczem.
ROMANS ŚPIEWAM
/Bolesław Leśmian/
Romans śpiewam, bo
śpiewam! Bo jestem śpiewakiem!
Ona była żebraczką,
a on był żebrakiem.
Pokochali się nagle
na rogu ulicy
I nie było uboższej
w mieście tajemnicy...
Nastała noc majowa,
gwiaździście wesoła,
Siedli - ramię z
ramieniem - na stopniach kościoła.
Ona mu podawała z
wyrazem skupienia
To usta do
pieszczoty, to chleb - do gryzienia.
I tak, śniąc,
przegryzali pod majowym niebem
Na przemian chleb -
pieszczotą, a pieszczotę - chlebem.
I dwa głody sycili
pod opoką wiosny:
Jeden głód -
żebraczy, a drugi - miłosny.
Poeta, co ich
widział, zgadł, jak żyć potrzeba?
Ma dwa głody, lecz
brak mu - dziewczyny i chleba.