|
Sobota, 2024-12-21, 4:58 PM Jesteś zalogowany jako Gość | Grupa "Goście"Witaj Gość | RS |
Smak chwil
|
|
Padał deszcz... Zapadał zmierzch przykrywając Londyn czarnym płaszczem niedomówienia
kształtów, gdzie nie gdzie zmąconego lampami ulicznymi niczym cekinami
na balowej sukni rozpustnego miasta jakim był niewątpliwie Londyn
tamtymi czasy... Detektyw Wąs i doktor Klakson przeglądając najnowsze opracowanie naukowe
o „Zawałach wśród górników” właśnie siedzieli przy stole spożywając
kolację tuż przed udaniem się na kolejną niebezpieczną misję. Wąs
siedział wpatrując się podejrzliwie w plasterek bekonu „Trudno uwierzyć,
że ten kawał mięsa kiedyś chodził w błocie i chrumkając, rozmnażał swój
gatunek...” Z zamyślenia wyrwały go kroki na korytarzu. - No wreszcie... – Zwrócił się do wchodzącej gospodyni. – Mam tutaj taki
problem... Znowu w solniczce jest pieprz i na odwrót... – Rzekł surowym
głosem który rozszerzył źrenice doktora Klaksosona. - To pan znowu usiadł po przeciwnej stronie stołu! – Odpowiedziała beznamiętnie gosposia. - Tak czy siak, spodziewam się dziś specjalnego gościa.... – Tu
skierował swój surowy wzrok na Klaksona który przestraszony ruchem ręki
dał znać Wąsowi iż zamierza siedzieć cicho. - ... Kiedy przybędzie, proś
go niezwłocznie... - ...Na gorę używając XVI wiecznego londyńskiego akcentu, wiem. – Dopowiedziała gosposia ku zdziwieniu Wąsa.
Po chwili w drzwiach stanął komisarz Frytosław Mac Cann wraz z
posterunkowym Kogutem oraz konstablem Kokoshką. Za nim Wąs zdążył
cokolwiek owiedzieć, komisarz zwrócił się do niego: - Nim pan powie cokolwiek, pragnę zaznaczyć iż mam dziś swój aparat
słuchowy! – To mówiąc pokazał swe gumowe ucho. Prawdziwe stracił w
trakcie dochodzenia w sprawie Van-Gong-a – samuraja samouka który
rozpowszechniał treści pornograficzne w ojczystym języku, na
opakowaniach herbat którymi handlował pokątnie i pościennie... Wpadł gdy
komisariat zatrudnił nowego policjanta, Pok-e-Mona który wraz z rodziną
przyjechał z Japonic ( na wschód od Japocoś ) w poszukiwaniu
przyzwoitego pieniądza; wszak stare japońskie powiedzenie brzmi;
Jeno pieniądz się liczy...
Dlatego też koledzy z wydziału dali mu pseudonim Jenot. - Szanowni panowie. Wszystko gotowe, pora wyruszyć na rozwiązanie zagadki Fałszerza z Faketown. – Obwieścił Wąs. - Dorwiemy drania! – Włączył się entuzjastycznie Kokoshka. - Zgnębimy potwora! – Dopowiedział Kogut - Zabijemy Chupacabrę! – Wykrzyknął Klakson ku... zdziwieniu pozostałych... Wszyscy przygotowywali się do jakże ważnej nocy; to dziś deszcz miał
spaść po raz ostatni. Klakson założył sweterek, który dostał na gwiazdkę
od swojego prywatnego masażysty. Należało mu się, tyle wpompował
przecież w niego... pieniędzy. W kącie Wąs wyciszał się przed wielkim zadaniem; grając na skrzypcach „Ser Mocy Wielkiej” niejakiego Cheddarsona. Padał deszcz... Pośród drzew Hyde Parku unosiły się mgła oraz sapanie zboczeńców...
wszak niebezpieczny to teren nocą spowitego Londynu. To tu widywano
Szalonego Stomatologa, który uzbrojony po zęby, napadał na staruszki
zabierając im protezy... Sztucznym szczękiem.... a raczej szczękiem metalu naprężyły się koła powozu mknącego pośród parku. Wąs zapatrzył się w mrok w którym nic nie było widać. Zapatrzył się raz jeszcze. Dlaej nic nie mógł widzieć... Doktor Klakson był w trakcie pisania swojej mini pracy naukowej;
„Przepuklina wśród poszukiwaczy złota”. Przypomniał też sobie praktyki
na oddziale urologicznym gdzie podchodząc do pacjenta mawiał : „ Jak
leci? ” a oni odpowiadali „Ciurkiem, panie doktorze, ciurkiem!”. Ehh to
były czasy. Wąs natomiast przypomniał sobie ten dzień kiedy rozwiązał swoją pierwszą
zagadkę. Miał wtedy jedynie 15 lat. W domu zaczęły znikać słodycze.
Nikt nie wiedział co się z nimi działo. Wtedy młody Wąs postanowił
przeanalizować fakty po raz pierwszy. Do niczego nie doszedł. Jednak
kiedy przeanalizwał fakty po raz drugi: znalazł winnego. Długo
przepraszał pozostałych domowników za podbieranie ciasteczek. W prawdzie
w pierwszej sprawie sam był głownym podjerzanym, jednak pasja i
cukrzyca pozostała z Wąsem na kolejne lata. Tak oto nadszedł pamiętny
dzień promocji na detektywa. Pamiętał jak dziś, kiedy stał w pokoju
ówczesnego komisarza Widliszka Pałeczniaka, który właśnie degradował
innego detektywa Flądrusa ( złapano go jak strzelił z kielicha i w pysk -
na służbie) „Oto teka uznania drogi Szemroku” powiedział wręczając mu
symboliczną tekę. „A dla pana...” tu zwrócił się do Flądrusa „a dla
pana; kara-teka” powiedział wręczając wymówienie służby. Pierwszą sprawą
Szemroka było posadzenie za kratki pewnego znanego krzyżówkowicza,
który wraz ze znaną piosenkarką Marleną Wytrych, zapoznał na zjeździe AA
– w Żelazowej Woli – inna „gwiazdę” świata przestępczego; rosjankę
Nimfomankę która pracowała w Men-nicy. Wkrótce dołączył do nich jeden z
najokrutniejszych mafiosów ówczesnego świata przestępczego. Mówiono iż
na sam jego widok, gangsterzy dostawali zimnego potu na ciele. Tak, był
to legendarny Al Poccino. Wspólnie cały gang planował napad na pewnego tokarza – o którym mawiano
że go łatwo obrobić - ale okazało się, że ma węża w kieszeni, jako że
handlował pokątnie używanymi zwierzątkami egzotycznymi. Padał deszcz.... Posterunkowy kogut, właśnie coś grzędził o podwyżkach w policji,
chodziło mu o półki dla wysokich policjantów, kiedy Wąs zwrócił się do
Frytosława; - Tylko bez żadnych pomyłek! Pamiętajcie, czekać na mój znak! Miał rację, bowiem kilka pomyłek się zdarzyło jak wtedy gdy zamierzali
aresztować pewnego Irlandczyka oskarżając o zamach... jak się okazało na
polu golfowym. Albo kiedy aresztował ks. Leopolda wraz z grupą
przedszkolaków pod zarzutem zamiaru utopienia Marzanny. Ks. Leopold
stał, zaskoczony, milcząc na amen, nie wiedząc co się święci. Po kilku
długotrwałych procesach, wszystkich uniewinniono gdyż sekcja zwłok
wykazała iż Marzanna miała siano w głowie i stwardnienie niezasiane.
Krążyły pogłoski iż była posłanką, również posłaniem dla innych posłów.
Co robiła w sejmie? Któż by mógł powiedzieć, zresztą, diabeł tam wie kto
ją posłał... Padał deszcz... Powóz zatrzymał się w ciemności przed starym dworem Stanleyów. To tu podobno skrywał się fałszerz. - Przydało by się więcej światła... – Rzekł Frytosław. - Dobrze że zabrałem ze sobą lodówkę... – Westchnął Kokoshka. Ruszyli przed siebie. Posuwali się pośród strug deszczu i sosen,
ściętych tam lata temu (i owemu...). Hrabia Stanley, który zmarł
śmiercią tragiczną; ten sam który wynalazł resory, kiedy to obserwował
pysk swego ogiera gdy wzięta po drodze na gapę baba, schodziła z wozu... Deszcz ustawał.... W pierwszych promieniach słońca weszli do środka pałacu. Jak się okazało
pustego... choć intuicja ( i doświadczenie Wąsa ) nakazało sprawdzenie
strychu. Szli więc po niebezpiecznych schodach, które pewien narąbany
drwal wyciosał z pni sosenek, a poręcze wierny ślepy sługa z limb
afrykańskich. Deszcz ustał. Na strychu przed ich oczami ukazał się widok niezykły. Oto zalany hydraulik Bugsik Fałszował na wymyślonym przez siebie OXYLOFONIE....
A deszcz... odszedł.
|
|
|
|