Przyjdź!W
dzień, Gdy wszystko się rodzi, Gdy pełne ogrody i gaje Miłosnych drżeń —
Przyjdź do mnie, upragniona!... W otwarte spłyń ramiona, Jak Anioł
Zmartwychwstania, Co grobu straż rozgania, Trumienne wieko kruszy — Wyjście
otwiera duszy! Przyjdź, abym powiedzieć mógł: — Jest Bóg!
Jest wszechpotężna siła Na ziemi, jako w niebie,
Najmędrsza, bo ciebie stworzyła. Najlepsza, bo dała mi ciebie! W lipcową noc
Różano—jaśminową, Gdy wstrząsa ziemią—niemową Mistyczna moc — Przyjdź podobna
ogniowi, Co mnie stli i odnowi! Obejmij mnie pożarem I daj, uścisków czarem, W
mgnieniu, które świt płoszy, Przeżyć wieczność rozkoszy! Przyjdź! — aby dla
dwojga nas Znikł Czas! Byśmy się w szału chwili Stopili i roztopili, Jak łza i
uśmiech na dziecka licu, Jak para chmurek przy księżycu!... W jesienny zmrok,
Gdy wicher, wyjąc, płacze, Uśpione wstają rozpacze, Łza mąci wzrok — Przyjdź,
jak Anioł Pociechy, Słodkie siejąc uśmiechy! Żałobna mój dom , Skąd uszedł duch
wesela, Niech tobą się rozświeci, Przyjdź! — a gdy zakryje toń Twą dłoń,
Pierzchną czarne zastępy: Kruki, puchacze, sępy, Powróci zbiegły brat do braci,
Piekło ofiarę jedną straci... W zimowy świt, Gdy w cmentarnym kurhanie Uciszy
się już me łkanie I zębów zgrzyt — Przyjdź, — i na świeżym grobie, W czarnych
oczu żałobie, Choć bez wdowiego stroju, Stań — posągiem Spokoju. Ty biała,
cmentarz biały I ja — ze śnieżnej skały. Przyjdź — aby potwierdził grób Nasz
ślub! A gdy w trumiennej czczości Lica mi błysną kochane — Ocknie się dusza od
radości! Ach! od radości — ja zmartwychwstanę!
Czekam na ciebie.
Czy ty wiesz, co to znaczy czekać, jak ja — nadaremnie? Nie ma gorszego smutku
i większej rozpaczy, I męki, co jak płomień przepływa przeze mnie. Minuty i
sekundy oczy moje liczą. Jest ich wiele. Godzina mija za godziną. A ja czekam i
serce zatruwam goryczą. I łzy niepowstrzymanie po twarzy mi płyną. Już nie
przyjdziesz, nie przyjdziesz?! Spełniłaś tę zbrodnię, Która mnie tak okrutnie
przybliża do grobu. Obok snują się twarze, mijają przechodnie... Ciebie jednej
nie widać! I nie ma sposobu. Zaraz, wyjdę, pobiegnę.... Może cię dopadnę Za
węgłem, na ulicy i gniewem ogłuszę: I ręce ci wykręcę, ręce takie ładne, I będę
wniebogłosy przeklinał twą duszę. Nikczemna! Znowu we mnie obudziłaś zwierzę, A
ja tego żałuję i wstydzę się później. Już korzę się przed tobą, u stóp twoich
leżę, A jeszcze się buntuję, złorzeczę i bluźnię......
?
Wspieraj, nas,
Panie, w każdej życia chwili, osłaniaj tarczą Twojego Imienia, byśmy się pod
jarzmem rozpaczy nie schylili, abyśmy nie upadli niżej swego cienia. Spłyń
żywym wiałem na ludzkie jałowce, co schną w jałowym nieprawości borze. Nie daj
nam —ślepym — zbłądzić na manowce, lecz wskaż nam drogę do bram Twoich, Boże.
Taki zwykły
człowiek… Ma słuchać, rozumieć, Pomagać, pocieszać, Ma współczuć, rozgrzeszać,
Przebaczać i kochać… Powinien mieć mądrość I zdrowie i siłę, Chcieć zawsze
usłużyć Z uśmiechem, z pokorą, Mieć czas dla każdego… Nic nie brać dla siebie.
Taka jego rola – tak on to rozumie. Być może też pragnie Zwykłego uczucia,
Dobrej, ludzkiej dłoni, Słowa, czy spojrzenia… Może go przytulić – o zgrozo –
do serca, Pogłaskać jak pieska, Czułość mu okazać nawet nic nie mówiąc,
Oddechem dobroci, promykiem miłości Po prostu obdarzyć… Tego się nie dowiesz
nie powie ci tego. Duma to, Nieśmiałość, Czy zwykła głupota ? a może tak wielka
wiara w posłannictwo, co kocha i zbawia… nic za to nie bierze. A, gdy dasz coś
z siebie, zadziwi się, wzruszy, może się rozpłacze, trochę się wystraszy prawie
nie uwierzy… lecz wdzięczny zostanie. I znów będzie wierzył, że warto, że
trzeba, że można, że dobrze, pięknie być człowiekiem !
Ja tak
bardzo proszę i błagam Cię, Panie… Może nie mam prawa,lecz uparcie wierzę w
Twoje dobre serce. Spełnij moją prośbę,nie prośbę – pragnienie. Wierzę, że
wysłuchasz,że „to wszystko” zmienisz i przywrócisz
zdrowie i spokój i radość. Przecież wszystko możesz,nawet
cud uczynić… Na cud oczekuję, jak biblijny Naaman i wręcz nie dopuszczam, żebyś
nie chciał sprawić… Nie gniewaj się, wybacz natarczywość. Czy to jest
szaleństwo,czy ja bluźnię tym swoim błaganiem? Tak dużo jest w świecie
wielkich, ważnych rzeczy, które trzeba zmienić, poprawić, uzdrowić, a ja Ciebie
męczę taką „zwykłą” sprawą zwykłego człowieka z uporem natręta i z wiarą jak
ogień. Wybacz, zrób coś ze mną, skarć, jeżeli trzeba, ale prośbę spełnij…
Dotknij swoją łaską! Nie pozwól zaginąć,w Twoją miłość zwątpić. Ześlij
ocalenie,przywróć mi uśmiech i radość.........
Są tacy ludzie jak
Ty…
Z szacunkiem
wysłuchają… A gdy jesteś smutna, Też z Tobą zapłaczą. Nie nazwą Cię głupią,
Rękę Ci uścisną… A kiedy się wściekniesz, Nie słyszą – milczą. Kiedy nic nie
mówisz, Ale serce krzyczy… Słyszą zrozumieją, Powiedzą dobre słowo. Kimkolwiek
więc jesteś Możesz przyjść – wysłuchają… I łzę Ci obetrą – Nawet nie wiesz
kiedy. Kiedy coś zgubiłaś, Pomogą Ci znaleźć.. A to, co pożyczyli, W terminie
oddadzą. Twych uczuć, słabości Nie chcą wykorzystać… Wmówią Ci, żeś dobra, Choć
czasem niemądra. Nie będą obliczać, Czy coś z Ciebie zyskają… Podzielą się z
Tobą Swoim „ człowieczeństwem”. Mówisz –to nie nieprawda – Nie ma takich ludzi
… A ja Ci powiadam: Szlachetni jeszcze istnieją… Chcę, żebyś uwierzyła W
zwykłych, dobrych ludzi… A, gdy ich nie widzisz.. Dawaj przykład.....bo
jesteś...... aniołem!!!
Jak to jest?... że
kiedy wchodzisz w moje życie Adonai, spektakularnie - z aniołami lub zwyczajnie
- po cichu, żebym nie umarł ze strachu, wszystko, dosłownie wszystko zaczyna
się walić… A Ty mówisz: „Raduj się”… (Wybacz, ale nigdy nie widziałem tonącego
z uśmiechem na wargach sinych od strachu). Nie, nie chodzi mi o to, byś mi te
wszystkie moje spekulacje wyjaśniał po kolei, dla świętego spokoju… O jedno
tylko proszę… Jak już musi dojść do zwiastowania i wszystko ma zamieniać się w
ruinę, przegnaj mój strach wewnętrzny i myśli głupio mądre… Niech mi się to
wszystko stanie, bylebym jak to dziewczę z Nazaretu umiał się ukryć w świetle
Twojego wewnętrznego zwiastowania, zwyczajnie gotowy nawet na ukamienowanie…
Ty, który sosny
kołyszesz i oczy otwierasz. bławatkom, napełń śmiertelną ciszę trzepotem
skrzydeł i światłem. O miłość... O kroplę jedną z Twoich majowych deszczów dla
traw, co od rdzy więdną i suchą wargą szeleszczą. Jest taka siła sosnowa, co
obłok wiąże do ziemi i deszczom każe całować sęki sosnowych korzeni. Przywróć
miłość do świata, pełnego strąconych skrzydeł, gdzie czołg na miedzy oplata
powój anielstwa sidłem. Przywróć jedyne prawo, co świeci w liściu pod słońce I
które w burzy jak światło początkiem jest i końcem. Gorycz, co truje rzeki, i
noc ku śmierci pochyłą odmień — rzuć na powieki światło i łzy — daj miłość. Ty,
który globy kołyszesz i ciepłym oddychasz latem, napełń śmiertelną ciszę
skrzydłami, śpiewem i światłem...
Nie modlę się o
chleb i masło, o cień topoli ponad głową. o dom zaciszny — miłą własność, o
myśl przejrzystą, pieśń miarową. Nie modlę się o deszcz ni słońce, o żniwo,
zdrowie, głośną sławę — o dni jak dziecko uśmiechnięte, jak matka -czułe i
łaskawe. O to, byś grzechy Ich jak popiół rozwiał w niepamięć wichrem nagłym —
i wstrzymał klęskę jako pięści, które na plecy me spadły. Nie modlę się o nic.
Nie stawiam Ci także stosów i ołtarzy, nie zakupuję mszy błagalnych, ni
feretronów i obrazów. Nie chwalę nawet wzniosłym hymnem, który by wielkość Twą
wyśpiewał. Wybucham tylko tym zachwytem, który mi nagle pierś zalewa. To jest
modlitwa ma. Ten zachwyt, co bez przyczyny jest i celu — i pierś rozdziera, w
gardle dławi i pali ogniem w całym ciele. To jest modlitwa moja cała — o, nie
prosząca, nie pochwalna — modlitwa moja nierozumna, modlitwa moja całopalna!
A tym, co śmierć już
przekroczyli, Lecz jeszcze ściana ich od Ciebie dzieli, Bądź bramą, Boże, by w
Tobie odżyli, Twym zmartwychwstaniem żywi i weseli! Wybaw ich z męki, oczyść
ogniem grzech, Niechaj przy Tobie staną wyzwoleni - Ty, któryś Ojcem, uśmierz
Sędzi gniew, Ty, któryś Zbawcą, ocal ich z płomieni! Niechaj opuszczą z Tobą
ziemię mąk, Ty, któryś jest Miłością, ich wyprowadź - Podaj im pomoc Twych
wszechmocnych Rąk I pozwól im z uśmiechem Cię miłować. Ty, który jesteś Słowo,
który jesteś Bóg, Przyjmij ich w dom Swój wielki. Niechaj przejdą próg!
Nie rozumiem
Jak mam uśpić Cię
moje serce, gdy cierpisz takie katusze? Czym zapełnić to miejsce co rozrywa mą
duszę? Jak znaleźć mam odpowiedź; dlaczego właśnie Wy? Jak mogę to przekazać co
chciałam Im powiedzieć? Jak wierzyć w wyższe plany, że lepiej jest Wam teraz?
Jak zatrzymać swe łzy??Nie wiem,nie rozumiem więc powiedz mi-jak???
Joanna Nyk
Często innym
powtarzamy;Nie ma jak rodzina. Przyjaciele też są ważni lecz nie bardzo chyba
wiemy co mówimy...Sensu słów tych nie rozumiemy, nie cenimy ni rodziny,ni
przyjaźni... Wciąż zamknięci,obojętni-nie rozmawiamy z matką,bratem czy
sąsiadką...chociaż na wyciągniecie ręki;komputery,telefony-cuda techniki
mamy... Później;możemy klikać,dzwonić,stukać, lecz nikogo nie ma w domu... A
wystarczy łapać chwile, co tam słota,zawierucha;jak to miło,kiedy ktoś zadzwoni
lub zapuka!... Trzeba się spotykać ,gadać, nawet nocą chcieć wysłuchać...
Więc,gdy jeszcze nie jest późno, warto by podsycać taki ogień, żeby potem nie
żałować, kiedy zdmuchnie świeczkę życia wiatru mały powiew... Bo wspomnienia
nawet barwne, będą dobre lecz na starość, kiedy siły nie pozwolą i nie będzie
chęci na nic,a po śmierci nie potrzeba nic nikomu i niczego,albo kiedy
zostajemy sami i nie ma żyć dla kogo...Nie doceniamy ni rodziny,ni przyjaźni...
Z różańcem w ręku u
boku Maryi zapraszam Jej Syna i Ciebie w mój dom. W tajemnic głębinach miłość
odkrywam- nadziei promień na lepszy dzień... Powierzam swoje dzieci,ich drogi
wzrastania, by ich nie wchłonął ten świat. O zdrowie,miłość i jedność rodziny modlę
się dzisiaj; Matko,Ty Moja Jedyna-pokój ducha i radość nam daj... Z różańcem w
ręku u boku Maryi zapraszam Jezusa i Ciebie Aniele Stróżu w mój dom... Dusza
moja, co nie ma już siły- wznosi do Was smutny wzrok i wychudłą dłoń ...
Powierzam swych bliskich,moje myśli zmieszane i serce ściśnięte przez ból, moja
dusza jest Wam szczerze oddana- jeszcze nie zwietrzała sól. Ty ,coś piękniejsza
od słońca ,od gwiazd jaśniejsza Maryjo,za sprawą Twojego Syna- daj mi zapłakać
z radości dziś, i proszę spraw ;bym poznała swego serca pokój..Ach,zlitować się
nade mną chciej,a Ty Aniele opiekę nad nami miej...
Jaki w naszych
sercach taki smutek,co legł żałobną plamą i taki ból,co z nich wyżarł całą
radość ... Są bardzo smutne oczy,co jeszcze niedawno się śmiały i lśniły nieba
błękitem,bo przelotną łzę natychmiast rzęsa starła... Teraz szarą mgiełką są
pokryte... Dalekie, puste,bo z Wami umarły...
Zmęczony świat
popatrzył w oczy Twe, zanurzył się w bezmiarze gorzkich łez, i cicho modlitwą
odpowiedział, "przygarnij mnie bo zagubiłem sens". Nie pierwszy raz
dałas nadzieje, pocieszenie, jak błogi deszcz w bezdusznym skwarze dnia, nie
pierwszy raz cierpliwe Twe milczenie, wołaniem jest, by w miłości trwać. Maryjo
płacz, bym w Twoich łzach, odnalazł cząstkę mych codziennych spraw, ufając tak,
powierzam się .a Ty w cierpieniu spraw ,by Bóg umacniał mnie. Gdy płomyk świec
zdmuchuje wiatr, i karty ksiąg przewraca raz po raz, a z wieży ktoś hejnałem
cicho płacze, "Maryjo trwaj,a dobro niech umacnia nas" Twe święte łzy
i to,że bardzo jesteś bliska, gdy dzieci Twe w ciemności tracą wzrok, Twoje łzy
niepokalanie czyste nawrócą świat, co szuka wyciągniętych rąk. Maryjo płacz,
bym w Twoich łzach odnalazł cząstkę mych codziennych spraw, ufając tak,
powierzam się, w cierpieniu spraw, by Bóg umacniał mnie.
Gdybym mogła:jeszcze
raz zapukać do Twoich drzwi i stanąć przez Tobą, mając w oczach łzy, Gdybym
mogła: jeszcze raz odsłonić przez Tobą swoje serce, byś poczuła jak bardzo
cierpię... Bo widzisz ja Cię wołam, a Ty nie słyszysz już mnie, Przyłuż więc
ucho do serca, i proszę wsłuchaj się... Ta melodia, to jego ból, ono płacze z
tęsknoty do Ciebie... Gdybym mogła: jeszcze raz zupełnie prawdziwa być, i
spędzić z Tobą kilka najszczerszych chwil... Gdybym mogła: przytulić się do
Ciebie, i zatrzymać nasze tajemnice wszystkie... Bo widzisz ja wołam
przyjaciółko Ciebie lecz Ty nie słyszysz,bo jesteś już w niebie...
,,Już idę do grobu
smutnego, ciemnego,gdzie będę spoczywać aż do dnia sądnego. Gdzie możni
królowie swe kości składają,książęta, panowie w proch się obracają. W tę podróż
odchodzę, nie biorę nic z sobą,w postaci okrytej śmiertelną żałobą. Tylko
cztery deski, licha biała szata,to cała wysługa mizernego świata. Już słońce i
księżyc świecić mi przestaną,ciemność,samotność,żal przy mnie zostaną. Gdzie
mądry Salomon podział się z mądrością, gdzie Krezus, Aswerus z swoją
wspaniałością? Gdzie Samson tak silny, gdzie mężna Judyta,gdzie mocny Herkules?
Niech się, kto chce, pyta! W jaskinię podziemną śmierć wszystkich ukryła,to
samo dziś ze mną nędznie uczyniła. Już od was odchodzę i żegnam się z wami,
Matko razem z rodzeństwami, Żegnam się z całą rodziną i przyjaciołami. Ja was
tu oddaję Boskiej Opatrzności, a sama już odchodzę do strasznej wieczności.
Żegnam się dziś z wami, wy zdrowi tu zostańcie i o duszy mojej nie
zapominajcie; Łaskawym ludziom dziękuję stokrotnie, że na mój pogrzeb przybyli
ochotnie. Niech wszystkim co o mnie ciągle pamiętają Bóg płaci zdrowiem i
fortuną; Wspiera i nagradza niebieską koroną; Otrzyjcie łzy z oczu, ukójcie
żałości; Życzcie mi pokoju w niebieskiej światłości.
W królestwie Twoim z Tobą królowanie, Nie
oddalajże żadnego człowieka grzesznego-Stworzenia Swego. Zmiłuj się zmiłuj,
Jezu Chryste Panie, Przez Twe najświętsze drogiej Krwi wylanie, Nie racz
grzeszników oddalać od Siebie, Niech będą oni wszyscy razem z Tobą w niebie. A
ci ,którzy już dni swoje skończyli I tak straszliwy termin odprawili, Niech
mają pokój, pokój pożądany, Jezu nasz kochany.
Spójrz Boże mocny,
który nie znasz kresu, Ty, który byłeś, i trwać będziesz zawsze, Przed Tobą
stoję, jako pył znikomy, Nikły jak trawa, co więdnie na polu. Przed Twoim
wzrokiem, nic mnie nie zasłoni, Ty mnie przenikasz, i znasz doskonale, Niech
twoja miłość, weźmie mnie w obronę, Gdy oko w oko, z Twą światłością stanę.
Choć mnie przygniata, grzechów moich brzemię, Okaż mi Panie, bezmiar Twojej
łaski. Przez całą wieczność, śpiewać o niej będę, Gdy moje oczy, ujrzą Twoją
jasność.
Na wieczny sen
odeszli już, W zaświatów toń płyną przed Najwyższy Tron. Wezwał Ich tam ziemski
przeznaczenia głos. A nam serca płaczą i drżą żalu łzą i rozpaczą, Bo odeszli w
krainę skąd nie wrócą już... A serca nasze płaczą, żalem i rozpaczą... Ku Tobie
Boże wznoszę Głos, Modlitwy naszej śpiewny ton. By najszczęśliwszy spotkał ich
los, Niechaj dolecą przed Twój tron Ojcze który jesteś w niebie.
Już opuściłaś tę łez
dolinę , droga przed Tobą, droga daleka , bo duch opuścił ziemską dziedzinę,
innego życia wieczność go czeka ... I spokój błogi już ozdabia lica Twe,
rozgłośny dzwonów dźwięk kołysze w grobie Cię. Niech wzleci z ziemi tej ku
niebu dusza Twa do Pana , który Jej nagrodę wieczną da.
Zapada zmrok, już
świat ukołysany, Znów jeden dzień odfrunął nam jak ptak. Panience swej piosenkę
na dobranoc Zaśpiewać chcę w ostatnią chwilę dnia. I chociaż wnet ostatnie
światła zgasną, Opieka Twa rozproszy nocy mrok. Uśpionym wsiom, ukołysanym
miastom, Panienko, daj szczęśliwą, dobrą noc. I ludzkim snom błogosław dłonią
jasną, I oddal od nich cień codziennych trosk. I tym, co znów nie będą mogli
zasnąć, Panienko, daj szczęśliwą, dobrą noc. A komu noc czuwaniem jest
niełatwym Na czas bezsenny siłę daj i moc. I tym, co dzisiaj zasną raz ostatni,
Panienko, daj szczęśliwą, dobrą noc. Zasypia świat piosenką kołysany, odpłynął
dzień, by jutro wrócić znów. Uśmiecha się do Ciebie na dobranoc, Piastunka
najpiękniejszych snów.
Dziś ich dusze w
ręce Twe powierzamy, nasz Stworzycielu i najlepszy Ojcze. Do domu niech wracają
jak strudzony pielgrzym, a Ty z miłością przyjmij ich z powrotem. Stają przed
Stwórcą i przed Bogiem, On ich z miłości wezwał do istnienia. Tchnął swego Ducha,
stworzył na swój obraz, jak własne dzieci znał ich po imieniu. Wstyd ich
ogarnia, że przed Tobą stają, tak niepodobni, Boże mój, do Ciebie. Nie karz ich
za to zbyt surowym sądem, rozpoznaj Ojcze,w nich swoje dzieci. Tułaczka ich
dobiegła kresu, dla oczu słońce ziemi zgasło. W Tobie Panie niech znajdą pokój
wieczny, a Ty bądź dla nich nie gasnącym światłem.
Odeszłeś/łaś w świat
nam nieznany, w nieznane życie nie ziemskie. W nieznana krainę świata, gdzie
kwitnie życie królewskie. Już nadszedł dzień pożegnać cię, za jakiś czas
spotkamy się. Gdzie Ty królujesz o Boże i tworzysz dla nas zagadkę, gdzie
aniołowie i święci cieszą się życiem na prawdę. Wśród świętych twych zrób
miejsce nam, zaprowadź nas do niebios bram. Wśród świętych twych, zrób miejsce
nam, zaprowadź też kiedys nas do niebios bram.
Jezu błagamy Cię
przez rany Twoje Przez krzyż bolesny i przez wszystkie znoje Pomnij o pomnij na
swój ból serdeczny Daj tym duszom zmarłych odpoczynek wieczny. Przez nóg
najświętszych srogie rany obie Te Dusze polecamy Tobie Udziel łaskawie o co
Ciebie proszą Bądź Ty w niebiosach wieczną ich rozkoszą. Jezu Twe ręce gwoźdźmi
przebodzone, Niech dadzą zmarłym wiernych sług koronę, Wprowadź ich Panie w
rajskich zórz podwoje Błagamy o to przez rąk rany Twoje. Przez otworzone Boskie
serce Twoje Z którego płyną miłosierdzia zdroje, I przez bolesne w mękach Twe
konanie Daj duszom Franciszka i Ewy wieczne spoczywanie.
Oto jak szybko Pan
Bóg zabiera nas z tego świata.. Znikły jak dzień, prędziutko moje młode lata..
Zbyt krótko żyłam, zbyt mało lat na tym świecie, poszłam do grobu- niemal w
samym życia kwiecie.. Miałam ja być podporą rodzicom kochanym,ale oto oboje nas
śmierć zabrała w wieku prawie młodocianym. Matka z oczu obfite łzy wciąż za
nami leje i od żalu wielkiego na poły truchleje.. Mogłam choć ja ,oj mogłam
dłużej jeszcze pożyć, by pociechy mogła ze mnie dożyć.. Lecz inaczej wyroki
Boskie rozrządziły, by nie zginąć wśród świata;życie mi skróciły.. Matko
moja,już się żegnam z wami, ze wszystkimi krewnymi, braćmi i siostrami..
Dziękuję wam za wszystko, coście mi czynili, Tobie Matko szczególnie-żeś mnie
wychowała,o mnie dbała i żeś mnie żywiła latami.. Koleżanki,znajomi,sąsiedzi-z
wami na zawsze się rozstaję i tę wam przy okazji naukę też daję: Wiedzcie, że
do starości śmierć nie zawsze na ludzi czeka, ale i w młodym wieku zabiera
człowieka.. Wam, którzy tu do mnie oraz do mego Taty przychodzicie i ostatnią chrześcijańską
posługę czynicie-dziękuję serdecznie za to i proszę..Westchnijcie z głębi serca
do Boga naszego, aby nas przyjąć raczył do królestwa swego..
|