Patrzył z nieba smutny Anioł na twarz swej matki łzami zalaną. Łzy słone spływały po twarzy kobiety, nie były to łzy szczęścia niestety… Smutek z jej serca wypływał z tęsknotą za ukochaną istotą. Z tęsknoty kobieta płakała, łzy gorzkie w dłoniach swych chowała... Gdy zajrzał w jej serce strasznie się zasmucił i załamany do nieba wrócił. Szukał nadziei i wytrwałości, by dać je swej matce w chwili słabości. A gdy znalazł co szukał wrócił na ziemię, zabrał od niej żal i cierpienie… Tęsknota w jej sercu jednak wciąż mieszkała ale nadzieja i miłość ranę wypełniała...
Niech czas wielkanocny utrzyma w mocy nasze marzenia by wszystkie życzenia okazały się do spełnienia i aby nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości abyśmy przez życie kroczyli w ludzkiej godności i niech symbol boskiego odrodzenia był i dla nas celem do spełnienia. Wesołych świąt.
mama Marcina Panuszewskiego
W smutnych rozmowach z samym sobą i w ciszy, która zawsze jest, jest ktoś, kto tęskni wciąż za tobą i wiernie czeka tu jak pies. Jak anioł, który wyszedł z nieba, bez szansy, by do niego wrócić, bo we mnie nic już nie zaśpiewa, w udręce, której nie chcesz skrócić. I ból, na którym świat się kończy, i każdy dzień się nim zaczyna, bo żadna chwila nas nie złączy, w samotnych, czarnych, złych godzinach.
Każdy ma takie marzenie,czasem nawet je wypowiada, by chodź raz w życiu,choć na chwilę móc z Panem Bogiem pogadać.Pić sobie pyszną herbatę,pysznym ciasteczkiem zagryzać,zapytać chciałby poza tym o wszystkie cuda i dziwa. A Pan Bóg jak dobry ojciec testament ci pozostawił,znany wszystkim i zwany biblią z przykazaniami. A całe twoje życie jest jak dziewięć miesięcy, bo dla Boga się rodzisz dopiero w godzinie śmierci...
Biała róża, a na każdym płatku.....jedno pożegnanie. To co w sercu moim ......na zawsze tam zostaje.Panie
Życie,ty jesteś wędrówką, bez przystanków i oddechu. Biegniesz niestrudzone autostradą czasu. W tobie są dobre i złe dni, uśmiech i łzy. Jakie jesteś każdy wie. Częstujesz słodyczą a czasem goryczą. O tobie pisali wielcy myśliciele jednak twej sentencji nie pojęli. Każdy Cię trzyma w swoich dłoniach, i może rzeknie każdy, że on twym panem, lecz to nie prawda to tylko złudzenia. Życie, ty przeminiesz, a ja wraz z Tobą, tak teraz zastanawiam się, jak wątłym człowiekiem jestem. Jaki Tobie -życie- wyznaczam cel. Dokąd wędruję i jaki tego sens...
Tęsknię za Tobą, za twoim słowem i uśmiechem, za radością i bliskością. Tęsknie za zwykłą z Tobą rozmową za spojrzeniem, a nawet Twoim krzykiem, za cichym westchnieniem. Teraz rankiem kawa jest bez smaku, kwiaty w wazonie są bez zapachu nocą nawiedzają mnie demony snu. Czas stanął w miejscu choć drewniany zegar o dłoniach złotych nazywa się Syzyfem. Krocząc nie ustanie dalej, nawet wieczorna modlitwa już nie jest ta sama. Tęsknie za Tobą to słowa, które nie określą mojej samotności, przesiąkniętego serca łzami nie pokażą bezsilności, wyczekiwania. Nie istniej cel i sens, rozbity jestem na miliony kawałków, w duszy mam żar tęsknoty.
Już całkiem ze mną źle; zamykam oczy - widzę. Już całkiem ze mną źle, a zresztą co tu kryć - Cóż przy niej znaczę ja! Anielskiej nie mam wizy. A jednak, Boże mój, nie mogę bez niej żyć. Śpiewałem dla niej wciąż przepiękną pieśń o niebie, Myślałem, że mój śpiew przybliży do mnie ją... Cóż przy niej znaczę ja! Jej wcale nie obchodzi daleka mroźna biel, błękitnego morza toń. Zmieniłem temat więc, nadzieję miałem jeszcze, że może inna pieśń właściwy kryje styl... Cóż przy niej znaczę ja, gdy w niebiańskim mieście Pan o jej urodzie śnił. Przestałem śpiewać więc. Nie miałem racji chyba. W nieszczęściu pomóc miał słowników cały stos... Cóż przy niej znaczę ja! W niebie już przebywa, i w obcej mowie znów rozbrzmiewa dziś jej głos. Gdy kiedyś spotkam Ją, powiem jej : ,,Nie będę śpiewać już! Wysłuchaj mnie choć raz!” Cóż przy niej znaczę ja! Ona jest już ..tam... i na znajomość z nią po prostu na razie nie mam szans. Więc o spotkaniu z nią jedynie mogę śnić... Kto kiedyś kochał ją, kto ją pokocha jeszcze, Niech kocha. Ja i tak nie mogę bez niej żyć!
W mig zrozumiałem wszystko-jesteś gwiazdą- na niebieskim firmamencie dla której wytężam swój wzrok, wznoszę w podziwie swą dłoń i uśmiecham się doń.. Tyle się zmieniło,a Ty wciąż świecisz w ciemności i choć dziś dzieli nas wiele świetlnych lat, mam Cię na wyciągnięcie dłoni... Dziś odczytałem słowa najważniejszej z ksiąg; Szukaj,a znajdziesz..Poproś,a będzie ci to dane... Dlatego będę czekał u wrót wieczności...
Muszę Ciebie zobaczyć,bo uparła się moja tęsknota, uparł się dziki mój żal,że muszę Ciebie zobaczyć więc litość miej! Pod oknami Twoimi chodzę (Rozpaczy kamienna!) i z żalu wyję,jak pies!Bo uparła się moja tęsknota, bo uparł się dziki mój żal,że muszę Ciebie zobaczyć... Moja tęsknota gwiazdami się pali, Twoja wyrasta białą, strzelistą kalią. W co zmieni mój wilczy żal? Może w wiersz zapomniany,może w ostatni nasz walc? Dniom także na imię tęsknota, nocą miażdży serce wiosny krzyk. Szare ściany, obcy pokój, pustka, cisza, tylko kalią mój żal dalej będzie kwitł.
Wielkanoc jest już tak blisko i znów zapłonie rodzinne ognisko. Będziemy śmiać się,wspominać,a nawet trochę przeklinać... W gronie rodzinnym zjemy święconkę, coś wypijemy,coś przekąsimy lecz nie dla wszystkich ta radość świąteczna, będzie dosłownie taka bajeczna, bo gdy brakuje bliskiej osoby to żadne święta nie mają już takiej urody.
W ciszy serce moje i w zadumaniu, otwieram myśli swoje i pozostaję w czuwaniu... Życie tak kruche jest,kończy się nagle, zatem gotowym trzeba być i zawsze mieć wiarę... Najbliżsi odchodzą czasami wśród bólu i cierpień,pozostaje tylko nadziei wiara i wiele zawierzeń... W sercu ciągle mamy mnóstwo obaw i trosk o życie i zdrowie bliskich,bo Bóg jedynie wie, kiedy i kto, a nasze serce ciągle się modli w ciszy, za tych,których nad życie kochamy...
Wierzymy, że jesteście, że gdzieś tam istniejecie, i że rozumiecie dlaczego ... Wierzymy, że nic się bez celu nie dzieje... Tyle spotkało nas złego, nie ma Was obok nas,ale żyjemy nadzieją, że znowu kiedyś się spotkamy. Żyjemy nadzieją, że nie brak Wam niczego- nie możemy myśleć inaczej… Niewiele czasu nam było dane, to zaledwie kilka chwil, jakby nuty raz tylko zagrane z fragmentu życia melodii lecz my nauczyliśmy się ich na pamięć i będziemy je po cichu nucić... Czasami tylko nasz głos się załamie, bo wiemy, że nie możecie do nas wrócić…
Odeszłaś rankiem po cichu, by śpiących nie budzić niech śpią- wiatr czerwcowy tylko w gałęziach zaszumiał i tchnieniem osypał kwiat bzom . Odeszłaś rankiem bez słowa, tak jakbyś miała wrócić zaraz, a przecież podróż daleka i pusta już życia czara. Odeszłaś rankiem w nieznane, została pamięć po Tobie, nic już nie będzie jak dawniej już zawsze będziemy nosili żałobę…
Wszyscy idziemy ku przeznaczeniu, jak okręt nocą płynący do brzegu, aby odnaleźć dla siebie ostoję, podążamy krętą drogą życia, w biegu tam, gdzie się spełni nasze przeznaczenie . Wierzę, że światło latarni z oddali, tęsknocie mojej w sercu port przyjazny wskaże. Wiem też, że ono gdzieś się dla mnie pali, wskazując miłość i spełnienie marzeń.
Wykonałem telefon do nieba. Wszystko odbyło się sprawnie, anioł już wiedział czego mi trzeba więc zadowolił mnie barwnie. Opisał oazę pośrodku piasku, w przepięknej scenerii zielonej, gdzie nasze serca swoje źródła mają, choć ziemia wokół spalona. Powiedział - pij szybko i nie myśl, tu klimat surowy nie zwlekaj, palmy zielone i mirty, to czas twój i droga daleka więc nabierz w bukłaki do pełna tej wody co życie daje i wraz ze swym aniołem od serca ruszaj w dalekie rozstaje. Pijcie i tańczcie w radości, bo czas ten jest tak niewinny, pragnienie niech teraz zagości nim czas nastanie inny. Nim znów pustynia piaszczysta pokryje się trawy suchymi, nasyćcie się ,sobą nacieszcie i bądźcie szczęśliwi.
Oczy mi jakoś się dziś nie kleją. Siedzę w fotelu wtulona w koc, chociaż za oknem już dawno noc, Zegar na ścianie cichutko tyka i nieuchronnie czas mi odmierza, razem z tykaniem czas mi umyka, tak jak w różańcu słowa pacierza. Ogień w kominku powoli płonie, na rzęsie łezka słona zawisła, znów zdjęcia Wasze trzymam w swych dłoniach i znowu dziwna nostalgia przyszła... Że już Was nie ma tutaj koło mnie, Jakaś tęsknota mnie dziś ogarnia. Zamykam oczy i wracacie do mnie... Lecz dlaczego to wszystko jest już wspomnieniem? Kto postanowił, że tak się stało, że nie spełnią się już życzenia, że tych życzeń było za mało...
Telefon do Boga...
- Halo? - Niebo, słucham? - O, jak dobrze, że jesteś drogi Panie Boże! Czy wiesz, że w mym życiu coraz gorzej? Krzyż codzienny przygniata me ramiona, dlaczego nie pomożesz ; ja już prawie konam!.. W sakwie nieustannie brakuje pieniędzy. nie zostawiaj mnie, proszę, w tak okrutnej nędzy, przecież zdajesz sobie sprawę, ile kupić muszę: telewizor,nowe auto, modny ciuszek... Obdaruj mnie łaskawie, w końcu tak nie grzeszę, nie zabijam, nie kradnę, do kościoła spieszę, nie cieszę się z nieszczęścia swojego bliźniego i prawie go tak lubię jak siebie samego... Lecz teraz muszę przerwać tę rozmowę krótką, koleżanka przyszła, pa, zadzwonię jutro... - Halo? - Niebo, słucham? - Przepraszam, że nie zadzwoniłam, jak obiecałam... Weź to pod uwagę, że naprawdę chciałam, tyle tylko, że trudno jest czas znaleźć na świecie, chyba doskonale o tym w niebie wiecie? Znowu muszę lecieć ,jestem zaganiana. Pozwól, że zadzwonię ... tak jutro z rana. - Słucham? - Tu Bóg. Wciąż milczysz, nie dzwonisz, martwię się o Ciebie- odezwij się w szczęściu, nie tylko w potrzebie,bo i ja potrafię tęsknić i szlochać z miłości... Bardzo Cię miłuję, a Ty się ciągle złościsz. Dlatego też posyłam Tobie Ducha mego, by Cię wspierał, pocieszał, skłaniał do dobrego, by Cię wyrwał z niewoli władcy świata, abyś w każdym człowieku dostrzegała siostrę, brata. Byś wspomniała Ojca, gdy zła, niewyspana, budzisz się i wstajesz lewą nogą z rana. Byś na cytrze i harfie wielbiła Go w nocy. Psalmy chwały śpiewała, jak dawniej prorocy. Podczas ziemskiej wędrówki zawsze, bądź ze mną, ja Cię przeprowadzę przez dolinę ciemną. Gdy się potkniesz, upadniesz ; ja podam Ci rękę, siłą, mocą obdarzę, zmniejszę Twą udrękę I wskażę Tobie drogę, to droga jedyna, która wiedzie do Nieba poprzez mego Syna... Rozmyślałaś już kiedyś, czym było zbawienie? Bóg-człowiek i miłość, człowiek pohańbienie... Gwoździe bezlitosne, tak bardzo bolało, Ofiara Niewinnego, umęczone ciało, umęczona dusza pod Twych win ciężarem. Bóg dla Ciebie cierpiał, czy dasz temu wiarę? Mówisz masz problemy, brzemię w sercu nosisz... Jestem wszechmogący, więc czemu nie prosisz?! Jestem wszechwiedzący, więc czemu nie pytasz, tylko ludzi rady, jak brzytwy się chwytasz?! Jestem miłosierny, więc przyjdź z swym mozołem, ja posadzę Ciebie z aniołami za którymi płaczesz-za mym stołem. Dam Ci mannę i zdrój wieczny i żywota chleb, przebaczę i będziesz bielsza niźli śnieg. Czekam więc na Ciebie,gdy nadejdzie pora- Ojciec Twój i Bóg, Pospiesz się wtedy, nie zwlekaj, przekrocz Niebios próg. Nie mów: jutro rano... Tęsknię, Kocham, Błogosławię... Dobranoc
Tyle miesięcy minęło jak jedna chwila... Oj, jak nam szybko to życie mija... Czy tragedia nawet sprzed lat zmienia nasz własny świat? Myślę, że tak... Jesteśmy inni, już nie ci sami, złączeni bólem i wspomnieniami. Często trzeba żeby bolało, by dostrzec to,co gdzieś umykało. Ciągle za mało przecież kochamy i z wielkim trudem wciąż wybaczamy, brak nam pokory na każdym kroku, rodzinę stawiamy często na boku... Zastanawiamy się, przypominamy sobie o niej na chwilę tylko wtedy,gdy jakieś na nas spadają biedy... A powinna być z nami w szczęściu i w biedzie,bo to ona nas przecież przez życie wiedzie. My jednak wciąż zbaczamy z tych ścieżek, nas obojętność i po swojemu codzienność wiedzie... Tak nie dojdziemy nigdy do celu, jak już nie doszło z nas bardzo wielu, każda tragedia coś w życie wnosi, jednych przygniata, innych podnosi. Ważne, by ziemię z niebem łączyła, miłość i pamięć tak bardzo miła. Ci co odeszli i tak są z nami, bo my tak samo ich wciąż kochamy. Uczmy się kochać na każdym kroku- bo pamięć o zmarłych gdy się zaciera- świadczy, że miłość do bliźnich w nas obumiera.
Aleksandra Wojciechowska
Dziewiąty miesiąc przeminął, a my obarczeni winą, smutni, zadumani, tęsknimy... Często Was odwiedzamy i do wspomnień powracamy. Bo kto miłuje pamięta, każdego dnia,nie tylko od święta. To miłowanie już w nas pozostanie, nosimy Was w sercach, szepczemy pacierze, ucząc się żyć na nowo i umacniać w wierze.
Niebawem minie rok od rozstania, od odejścia Ich do Pana. Minie rok bolesnych powrotów do tej chwili, gdyśmy wszyscy razem byli... Tu ciągle powracamy,tu biegną myśli, modlimy się,bo tęsknimy, bo kochamy i wciąż pamiętamy... W pokorze i w upalnej letniej ciszy, dzwonów drżenie każdy jeszcze słyszy... Nadal drżą w nas serca, łza się toczy, starczy tylko zamknąć oczy, a w wspomnieniach wszystko wraca... Chylę czoła dziś przed tymi, co tak tłumnie przybyli, nie dla sławy, dla rozgłosu, lecz dla kilku osób. Nie czekały tu fanfary czy kamery, ale podziw,podziw szczery, że są jeszcze tacy ludzie, którzy w upał ,w wielkim trudzie, uczestniczyli w tej ostatniej drodze,kwiat na grobie położyli i za zmarłych się pomodlili...
Tak to trudno wytłumaczyć, że już nigdy kogoś się nie zobaczy, że już koniec, że nie wróci, że nikt tego nie odwróci... Pozostaną Ci wspomnienia, smutek w sercu,łza na twarzy, której nawet nikt nie zauważy... I tęsknota co wciąż łączy miłość,która się nie kończy... Jak to dobrze,że ja mamy, że przed Bogiem z naszymi aniołami się spotykamy... Dzięki Ci mój dobry Boże,że są z Tobą zawsze,w każdej porze. Stawaj też na mojej drodze, zwłaszcza wtedy, gdy się srożę, gdy pokora ma gdzieś znika, gdy me serce ból przenika, bo bez Ciebie życie moje przepełnione niepokojem. A ja pragnę by byli wiecznie gośćmi w sercu mym koniecznie.
Wciąż odchodzą ludzie i wciąż się rodzą, jedni przychodzą, inni odchodzą. Życie nosimy w kruchych naczyniach, a czas po prostu ciągle wciąż mija. Kilka miesięcy temu bardzo bolało to co się u was Kochami stało. Czas nie zagoił serc poranionych nikt nie zapomniał o Tych w agonii. Każdego roku ktoś tam przybywa, to miejsce jakby ciągle przyzywa. Tam jest ziemskiego kres wędrowania, to tam jest moment przejścia do Pana. Przyjmij z pokorą to, co Bóg sprawił i módl się o to, żeby ich zbawił. Serce ukoi rozmowa z Nimi, przez to stajemy się wciąż lepszymi. Bądźmy gotowi na przyjście Pana, bo tylko miłość jest rozliczana.
Bezradność bezdomnej nie zaradzi tęsknocie, nie mamy mocy bólu w miłość zmieniać. Wołam - lecz głosu braknie, by powiedzieć, że nasze trwogi dały się wyprzedzić milczeniom. Być! Żyć!Kochać! Bój z nicością toczę! A gdy wreszcie kurz bólu opadnie, z rozdartej chmury niebo będzie nadal broczyć dreszczem tęsknoty i spojrzy mi w oczy- bezradnie. . .
Szkoda łez i czasu na żałość, przed nami stoi zadanie nieproste, bo w tym ognisku, co nam serca grzało zgasł ogień, ale żar jeszcze pozostał. Weźmy po iskrze, niech nas parzy w trzewiach, niech nam nie daje zbyt spokojnie zasnąć. Może z niej będzie przyszłości zarzewie? Tyle możemy mieć z niego na własność. I dalej idąc, po drogach swych marzeń, baczmy, by śladów ciepła nie uronić. Może się jeszcze okazja nadarzy zebrać te iskry i rozdmuchać w płomień. . .
Nad Twoją białą mogiłą białe kwitną życia kwiaty - O, ileż miesięcy to już było bez Ciebie - duchu skrzydlaty. Nad Twoją białą mogiłą, od miesiecy tylu już zamkniętą, spokój krąży z dziwną siłą, z siłą, jak śmierć - niepojętą. Nad Twoją białą mogiłą cisza jasna promienieje, jakby w górę coś wznosiło, jakby krzepiło nadzieję. Nad Twoją białą mogiłą klęknąłem ze swoim smutkiem - o, jak to dawno już było - jak się dziś zdaje malutkim. Nad Twoją białą mogiłą o Kobieto- zgasłe Kochanie - me usta szeptały bezsiłą: - Daj wieczne odpoczywanie.
Los nam życie zrymował
Wokół trwa monotonna, straszna życia proza... Przeraża ostrzegawcza, złowroga diagnoza, że serca nam stwardnieją - biorąc wzór z kamieni jeśli się proza życia - w... poezję nie zmieni. Pytasz! Skąd ta poezja, i o co tu chodzi? Mówisz: Nie każdy przecież poetą się rodzi... Jednak pomyśl: Poezja, to ta w życiu chwila, gdy w spadającym liściu dostrzegasz... motyla lub kiedy twarz księżyca na sklepieniu nieba wyraźnie do nas... mruga! Poezji nam trzeba by słyszeć śpiew... strumyka i wiatru... wołanie. Dzięki niej zwykły wróbel... słowikiem się stanie! A najwięcej poezji mają życia mgnienia, kiedy jesteśmy razem... Myśl się w wiersz przemienia. Wtedy ciepłem stopiona proza życia... mięknie, a twoje czułe słowa brzmią naprawdę pięknie. I tylko dla nas dudni serc dwóch rytm jednaki, i tylko dla nas gesty - to wyraźne znaki, tylko dla nas jak okrzyk brzmi ciche westchnienie, tylko nas wzrusza błahe z pozoru zdarzenie... Dni wspólne - to kolejne zrymowane zwrotki: czasem rym jest pikantny, innym razem słodki lub pełen czułych spojrzeń, co się zrymowały; a gdy los nas rozdziela - powstaje wiersz biały... Niekiedy rym tworzymy wykrzykników pełny, na cztery ręce forte! Lecz zwykle kolejny łagodzi świeże rany czułym ciepłem dłoni i wszelkie czarne chmury daleko odgoni. Tak, dzień po dniu powstaje nasz wspólny poemat. Choć ma różne fragmenty, to wiodący temat nadaje sens prawdziwy słowom: my, nas, nami... łzy smutku i radości w tekście są... kropkami. I to właśnie jest... szczęście. To poezja życia. Wspólnie dokonaliśmy wielkiego odkrycia: Los nam życie zrymował - niechaj więc tak będzie że ty za mną, ja z tobą - na zawsze... na wszędzie...
Chociaż na świecie żyją dziś miliardy ludzi i każdy z nich ma własne smutki i radości, każdy w codziennym znoju poci się i trudzi i każdy szczęścia szuka do późnej starości, chociaż może się zdawać, że to żadna strata gdy z miliardów ubędzie jeden zwykły człowiek, bo nie wpłynie bynajmniej na historię świata fakt, że ktoś tego ranka nie otworzył powiek... A jednak... Gdy umiera ktoś naprawdę bliski i zabiera ze sobą swą dobroć i miłość wtedy fakt ten dowiedzie dookoła wszystkim że... potem nic już nie jest tak - jak przedtem było!
gość
Kiedy odchodzi nagle ktoś bliski to cząstka ciebie umiera z nim i pustka wokół i nicość wszystkim, struna rozpaczy gdzieś w głębi drży. Serce przebija ci ostry sztylet, rozpruwa oddech powietrza łyk, wspominasz zmarłe, minione chwile, w gardło się wdziera żałosny krzyk. W morzu tęsknoty, pytasz - dlaczego? Próżno próbujesz ożywić sny, szczęście to tylko coś ulotnego - mrok zawsze zdławi słoneczne dni. Choć czas lekarzem, jednak zabija coś, co by mogło wciąż jeszcze trwać. Jak wąż się wokół szyi owija, dusi nadzieję, rozsiewa strach. Płonie przyjaciel w piekielnym raju, ktoś twarzy szuka w rozbitym szkle, przenika serca chłód w ciepłym maju, gasną uczucia i stygnie krew. Więdną rośliny bez wody życia, w krąg się panoszy pustynny piach. Wieczność już tylko w płonących zniczach i na cokolwiek pozbawia szans. Gdy ktoś odchodzi, bliski, kochany, bezradność tłumi, odbiera głos, jakby ktoś solą zasypał rany, jakby w przełyku utkwiła kość Lecz przecież wszystko już wkrótce minie, łzy na policzkach wyschną i znów ktoś całkiem nowy film puści w kinie, potem nas wezwie do siebie Bóg. Jeden po drugim będą znikali i odpływali w najdalszą dal, jak pyłki kurzu na wielkiej sali, aż się wyczerpie każda ze skal. Ktoś wspomni grób przyjaciela - zapłonie świeczka tysiącem barw, śmierci rozkręci się karuzela i doczesności ucichnie bal...
Nagle słońce zgasło, zatrzęsła się Ziemia, w morzu gwiazd błądzi wzrok, w pustyni słów, słuch szuka pociechy. Czerń zalała Niebo, runęły góry, w tłumie ludzi nikt nie jest bliski, w natłoku myśli nic nie ma sensu. Wieczna noc nastaje, serce żal rozdziera, w rozmowie, obrazie, marzeniu, filmie, piosence i myśli nie ma sensu. Gdy odchodzi ktoś, kogo kochasz, kończy się świat i kończy się nadzieja, że komuś jeszcze jesteś potrzebna, czas ran nie leczy lecz tworzy wspomnienia.
Wiem,że kiedy odchodzi ktoś bliski i gdy nie ma go już na ziemi, to jest pośród nas tak długo, póki trwa w pamięci i w sercach naszych. Jego dusza ku Niebu odchodzi, lecz jej wspomnienie pozostaje i zapomnieć o sobie nie daje. Dusza Wasza niech w spokoju spoczywa, niech zazna szczęścia wiekuistego, a nasza pamięć o Niej – niech będzie wciąż żywa.
Gdy odeszliście , ziemia się kręcić przestała, skowronek już rano nie śpiewa, martwa cisza nastała. Bo gdy odchodzi ktoś bliski, wygasa na niebie słońce, korony drzew zamierają i milkną wody szumiące. Gdy odchodzi ktoś bliski, ogień już nie jest gorący, iskry w kominku radośnie nie tańczą, tylko wiatr wieje chłodzący. A gdy odchodzi ktoś bliski tęsknota rodzi się większa, nadziei nie niesie ranek, a miłość jeszcze gorętsza.
Słońce przygasło,gdy odeszłaś tak nagle.Płomień Twój zgasł, okrutny los obudził gorzki smutek na jawie i w snach, zadał ból, w sercu zostawił cierpienie i żal. Uśmiech Twój radował duszę nieba, a słońce złotym blaskiem świeciło.Twych słów i ciepła zawsze mocno nam trzeba było, lecz wszystko co piękne zamilkło i szybko się skończyło. Ze łzami w oczach Twą postać wspominam i słyszę w oddali Twój głos śpiewem wiatru niesiony.Jakże smutny jest świat, gdy odchodzi bliskie sercu życie,a człowiek zostaje sam, z myślami swymi, zbolały i zagubiony.