Patrzył z nieba
smutny Anioł na twarz swej matki łzami zalaną. Łzy słone spływały po twarzy
kobiety, nie były to łzy szczęścia niestety… Smutek z jej serca wypływał z
tęsknotą za ukochaną istotą. Z tęsknoty kobieta płakała, łzy gorzkie w dłoniach
swych chowała... Gdy zajrzał w jej serce strasznie się zasmucił i załamany do
nieba wrócił. Szukał nadziei i wytrwałości, by dać je swej matce w chwili
słabości. A gdy znalazł co szukał wrócił na ziemię, zabrał od niej żal i
cierpienie… Tęsknota w jej sercu jednak wciąż mieszkała ale nadzieja i miłość
ranę wypełniała...
Niech czas
wielkanocny utrzyma w mocy nasze marzenia by wszystkie życzenia okazały się do
spełnienia i aby nie zabrakło nam wzajemnej życzliwości abyśmy przez życie
kroczyli w ludzkiej godności i niech symbol boskiego odrodzenia był i dla nas
celem do spełnienia. Wesołych świąt.
mama Marcina
Panuszewskiego
W smutnych rozmowach
z samym sobą i w ciszy, która zawsze jest, jest ktoś, kto tęskni wciąż za tobą
i wiernie czeka tu jak pies. Jak anioł, który wyszedł z nieba, bez szansy, by
do niego wrócić, bo we mnie nic już nie zaśpiewa, w udręce, której nie chcesz
skrócić. I ból, na którym świat się kończy, i każdy dzień się nim zaczyna, bo
żadna chwila nas nie złączy, w samotnych, czarnych, złych godzinach.
Każdy ma takie
marzenie,czasem nawet je wypowiada, by chodź raz w życiu,choć na chwilę móc z
Panem Bogiem pogadać.Pić sobie pyszną herbatę,pysznym ciasteczkiem
zagryzać,zapytać chciałby poza tym o wszystkie cuda i dziwa. A Pan Bóg jak
dobry ojciec testament ci pozostawił,znany wszystkim i zwany biblią z
przykazaniami. A całe twoje życie jest jak dziewięć miesięcy, bo dla Boga się
rodzisz dopiero w godzinie śmierci...
Biała róża, a na
każdym płatku.....jedno pożegnanie. To co w sercu moim ......na zawsze tam
zostaje.Panie
Życie,ty jesteś
wędrówką, bez przystanków i oddechu. Biegniesz niestrudzone autostradą czasu. W
tobie są dobre i złe dni, uśmiech i łzy. Jakie jesteś każdy wie. Częstujesz
słodyczą a czasem goryczą. O tobie pisali wielcy myśliciele jednak twej
sentencji nie pojęli. Każdy Cię trzyma w swoich dłoniach, i może rzeknie każdy,
że on twym panem, lecz to nie prawda to tylko złudzenia. Życie, ty przeminiesz,
a ja wraz z Tobą, tak teraz zastanawiam się, jak wątłym człowiekiem jestem.
Jaki Tobie -życie- wyznaczam cel. Dokąd wędruję i jaki tego sens...
Tęsknię za Tobą, za
twoim słowem i uśmiechem, za radością i bliskością. Tęsknie za zwykłą z Tobą
rozmową za spojrzeniem, a nawet Twoim krzykiem, za cichym westchnieniem. Teraz
rankiem kawa jest bez smaku, kwiaty w wazonie są bez zapachu nocą nawiedzają mnie
demony snu. Czas stanął w miejscu choć drewniany zegar o dłoniach złotych
nazywa się Syzyfem. Krocząc nie ustanie dalej, nawet wieczorna modlitwa już nie
jest ta sama. Tęsknie za Tobą to słowa, które nie określą mojej samotności,
przesiąkniętego serca łzami nie pokażą bezsilności, wyczekiwania. Nie istniej
cel i sens, rozbity jestem na miliony kawałków, w duszy mam żar tęsknoty.
Już całkiem ze mną
źle; zamykam oczy - widzę. Już całkiem ze mną źle, a zresztą co tu kryć - Cóż
przy niej znaczę ja! Anielskiej nie mam wizy. A jednak, Boże mój, nie mogę bez
niej żyć. Śpiewałem dla niej wciąż przepiękną pieśń o niebie, Myślałem, że mój
śpiew przybliży do mnie ją... Cóż przy niej znaczę ja! Jej wcale nie obchodzi
daleka mroźna biel, błękitnego morza toń. Zmieniłem temat więc, nadzieję miałem
jeszcze, że może inna pieśń właściwy kryje styl... Cóż przy niej znaczę ja, gdy
w niebiańskim mieście Pan o jej urodzie śnił. Przestałem śpiewać więc. Nie
miałem racji chyba. W nieszczęściu pomóc miał słowników cały stos... Cóż przy
niej znaczę ja! W niebie już przebywa, i w obcej mowie znów rozbrzmiewa dziś
jej głos. Gdy kiedyś spotkam Ją, powiem jej : ,,Nie będę śpiewać już! Wysłuchaj
mnie choć raz!” Cóż przy niej znaczę ja! Ona jest już ..tam... i na znajomość z
nią po prostu na razie nie mam szans. Więc o spotkaniu z nią jedynie mogę
śnić... Kto kiedyś kochał ją, kto ją pokocha jeszcze, Niech kocha. Ja i tak nie
mogę bez niej żyć!
W mig zrozumiałem
wszystko-jesteś gwiazdą- na niebieskim firmamencie dla której wytężam swój
wzrok, wznoszę w podziwie swą dłoń i uśmiecham się doń.. Tyle się zmieniło,a Ty
wciąż świecisz w ciemności i choć dziś dzieli nas wiele świetlnych lat, mam Cię
na wyciągnięcie dłoni... Dziś odczytałem słowa najważniejszej z ksiąg; Szukaj,a
znajdziesz..Poproś,a będzie ci to dane... Dlatego będę czekał u wrót
wieczności...
Muszę Ciebie
zobaczyć,bo uparła się moja tęsknota, uparł się dziki mój żal,że muszę Ciebie
zobaczyć więc litość miej! Pod oknami Twoimi chodzę (Rozpaczy kamienna!) i z
żalu wyję,jak pies!Bo uparła się moja tęsknota, bo uparł się dziki mój żal,że
muszę Ciebie zobaczyć... Moja tęsknota gwiazdami się pali, Twoja wyrasta białą,
strzelistą kalią. W co zmieni mój wilczy żal? Może w wiersz zapomniany,może w
ostatni nasz walc? Dniom także na imię tęsknota, nocą miażdży serce wiosny
krzyk. Szare ściany, obcy pokój, pustka, cisza, tylko kalią mój żal dalej
będzie kwitł.
Wielkanoc jest już
tak blisko i znów zapłonie rodzinne ognisko. Będziemy śmiać się,wspominać,a
nawet trochę przeklinać... W gronie rodzinnym zjemy święconkę, coś wypijemy,coś
przekąsimy lecz nie dla wszystkich ta radość świąteczna, będzie dosłownie taka bajeczna,
bo gdy brakuje bliskiej osoby to żadne święta nie mają już takiej urody.
W ciszy serce moje i
w zadumaniu, otwieram myśli swoje i pozostaję w czuwaniu... Życie tak kruche
jest,kończy się nagle, zatem gotowym trzeba być i zawsze mieć wiarę...
Najbliżsi odchodzą czasami wśród bólu i cierpień,pozostaje tylko nadziei wiara
i wiele zawierzeń... W sercu ciągle mamy mnóstwo obaw i trosk o życie i zdrowie
bliskich,bo Bóg jedynie wie, kiedy i kto, a nasze serce ciągle się modli w
ciszy, za tych,których nad życie kochamy...
Wierzymy, że
jesteście, że gdzieś tam istniejecie, i że rozumiecie dlaczego ... Wierzymy, że
nic się bez celu nie dzieje... Tyle spotkało nas złego, nie ma Was obok nas,ale
żyjemy nadzieją, że znowu kiedyś się spotkamy. Żyjemy nadzieją, że nie brak Wam
niczego- nie możemy myśleć inaczej… Niewiele czasu nam było dane, to zaledwie
kilka chwil, jakby nuty raz tylko zagrane z fragmentu życia melodii lecz my
nauczyliśmy się ich na pamięć i będziemy je po cichu nucić... Czasami tylko
nasz głos się załamie, bo wiemy, że nie możecie do nas wrócić…
Odeszłaś rankiem po
cichu, by śpiących nie budzić niech śpią- wiatr czerwcowy tylko w gałęziach
zaszumiał i tchnieniem osypał kwiat bzom . Odeszłaś rankiem bez słowa, tak
jakbyś miała wrócić zaraz, a przecież podróż daleka i pusta już życia czara.
Odeszłaś rankiem w nieznane, została pamięć po Tobie, nic już nie będzie jak
dawniej już zawsze będziemy nosili żałobę…
Wszyscy idziemy ku
przeznaczeniu, jak okręt nocą płynący do brzegu, aby odnaleźć dla siebie
ostoję, podążamy krętą drogą życia, w biegu tam, gdzie się spełni nasze
przeznaczenie . Wierzę, że światło latarni z oddali, tęsknocie mojej w sercu
port przyjazny wskaże. Wiem też, że ono gdzieś się dla mnie pali, wskazując
miłość i spełnienie marzeń.
Wykonałem telefon do
nieba. Wszystko odbyło się sprawnie, anioł już wiedział czego mi trzeba więc
zadowolił mnie barwnie. Opisał oazę pośrodku piasku, w przepięknej scenerii
zielonej, gdzie nasze serca swoje źródła mają, choć ziemia wokół spalona.
Powiedział - pij szybko i nie myśl, tu klimat surowy nie zwlekaj, palmy zielone
i mirty, to czas twój i droga daleka więc nabierz w bukłaki do pełna tej wody
co życie daje i wraz ze swym aniołem od serca ruszaj w dalekie rozstaje. Pijcie
i tańczcie w radości, bo czas ten jest tak niewinny, pragnienie niech teraz
zagości nim czas nastanie inny. Nim znów pustynia piaszczysta pokryje się trawy
suchymi, nasyćcie się ,sobą nacieszcie i bądźcie szczęśliwi.
Oczy mi jakoś się
dziś nie kleją. Siedzę w fotelu wtulona w koc, chociaż za oknem już dawno noc,
Zegar na ścianie cichutko tyka i nieuchronnie czas mi odmierza, razem z
tykaniem czas mi umyka, tak jak w różańcu słowa pacierza. Ogień w kominku
powoli płonie, na rzęsie łezka słona zawisła, znów zdjęcia Wasze trzymam w
swych dłoniach i znowu dziwna nostalgia przyszła... Że już Was nie ma tutaj
koło mnie, Jakaś tęsknota mnie dziś ogarnia. Zamykam oczy i wracacie do mnie...
Lecz dlaczego to wszystko jest już wspomnieniem? Kto postanowił, że tak się
stało, że nie spełnią się już życzenia, że tych życzeń było za mało...
Telefon do Boga...
- Halo? - Niebo,
słucham? - O, jak dobrze, że jesteś drogi Panie Boże! Czy wiesz, że w mym życiu
coraz gorzej? Krzyż codzienny przygniata me ramiona, dlaczego nie pomożesz ; ja
już prawie konam!.. W sakwie nieustannie brakuje pieniędzy. nie zostawiaj mnie,
proszę, w tak okrutnej nędzy, przecież zdajesz sobie sprawę, ile kupić muszę:
telewizor,nowe auto, modny ciuszek... Obdaruj mnie łaskawie, w końcu tak nie
grzeszę, nie zabijam, nie kradnę, do kościoła spieszę, nie cieszę się z
nieszczęścia swojego bliźniego i prawie go tak lubię jak siebie samego... Lecz
teraz muszę przerwać tę rozmowę krótką, koleżanka przyszła, pa, zadzwonię
jutro... - Halo? - Niebo, słucham? - Przepraszam, że nie zadzwoniłam, jak
obiecałam... Weź to pod uwagę, że naprawdę chciałam, tyle tylko, że trudno jest
czas znaleźć na świecie, chyba doskonale o tym w niebie wiecie? Znowu muszę
lecieć ,jestem zaganiana. Pozwól, że zadzwonię ... tak jutro z rana. - Słucham?
- Tu Bóg. Wciąż milczysz, nie dzwonisz, martwię się o Ciebie- odezwij się w
szczęściu, nie tylko w potrzebie,bo i ja potrafię tęsknić i szlochać z
miłości... Bardzo Cię miłuję, a Ty się ciągle złościsz. Dlatego też posyłam
Tobie Ducha mego, by Cię wspierał, pocieszał, skłaniał do dobrego, by Cię
wyrwał z niewoli władcy świata, abyś w każdym człowieku dostrzegała siostrę,
brata. Byś wspomniała Ojca, gdy zła, niewyspana, budzisz się i wstajesz lewą
nogą z rana. Byś na cytrze i harfie wielbiła Go w nocy. Psalmy chwały śpiewała,
jak dawniej prorocy. Podczas ziemskiej wędrówki zawsze, bądź ze mną, ja Cię
przeprowadzę przez dolinę ciemną. Gdy się potkniesz, upadniesz ; ja podam Ci
rękę, siłą, mocą obdarzę, zmniejszę Twą udrękę I wskażę Tobie drogę, to droga
jedyna, która wiedzie do Nieba poprzez mego Syna... Rozmyślałaś już kiedyś,
czym było zbawienie? Bóg-człowiek i miłość, człowiek pohańbienie... Gwoździe
bezlitosne, tak bardzo bolało, Ofiara Niewinnego, umęczone ciało, umęczona
dusza pod Twych win ciężarem. Bóg dla Ciebie cierpiał, czy dasz temu wiarę?
Mówisz masz problemy, brzemię w sercu nosisz... Jestem wszechmogący, więc czemu
nie prosisz?! Jestem wszechwiedzący, więc czemu nie pytasz, tylko ludzi rady,
jak brzytwy się chwytasz?! Jestem miłosierny, więc przyjdź z swym mozołem, ja
posadzę Ciebie z aniołami za którymi płaczesz-za mym stołem. Dam Ci mannę i
zdrój wieczny i żywota chleb, przebaczę i będziesz bielsza niźli śnieg. Czekam
więc na Ciebie,gdy nadejdzie pora- Ojciec Twój i Bóg, Pospiesz się wtedy, nie
zwlekaj, przekrocz Niebios próg. Nie mów: jutro rano... Tęsknię, Kocham,
Błogosławię... Dobranoc
Tyle miesięcy minęło
jak jedna chwila... Oj, jak nam szybko to życie mija... Czy tragedia nawet
sprzed lat zmienia nasz własny świat? Myślę, że tak... Jesteśmy inni, już nie
ci sami, złączeni bólem i wspomnieniami. Często trzeba żeby bolało, by dostrzec
to,co gdzieś umykało. Ciągle za mało przecież kochamy i z wielkim trudem wciąż
wybaczamy, brak nam pokory na każdym kroku, rodzinę stawiamy często na boku...
Zastanawiamy się, przypominamy sobie o niej na chwilę tylko wtedy,gdy jakieś na
nas spadają biedy... A powinna być z nami w szczęściu i w biedzie,bo to ona nas
przecież przez życie wiedzie. My jednak wciąż zbaczamy z tych ścieżek, nas
obojętność i po swojemu codzienność wiedzie... Tak nie dojdziemy nigdy do celu,
jak już nie doszło z nas bardzo wielu, każda tragedia coś w życie wnosi,
jednych przygniata, innych podnosi. Ważne, by ziemię z niebem łączyła, miłość i
pamięć tak bardzo miła. Ci co odeszli i tak są z nami, bo my tak samo ich wciąż
kochamy. Uczmy się kochać na każdym kroku- bo pamięć o zmarłych gdy się
zaciera- świadczy, że miłość do bliźnich w nas obumiera.
Aleksandra
Wojciechowska
Dziewiąty miesiąc
przeminął, a my obarczeni winą, smutni, zadumani, tęsknimy... Często Was
odwiedzamy i do wspomnień powracamy. Bo kto miłuje pamięta, każdego dnia,nie
tylko od święta. To miłowanie już w nas pozostanie, nosimy Was w sercach,
szepczemy pacierze, ucząc się żyć na nowo i umacniać w wierze.
Niebawem minie rok
od rozstania, od odejścia Ich do Pana. Minie rok bolesnych powrotów do tej
chwili, gdyśmy wszyscy razem byli... Tu ciągle powracamy,tu biegną myśli,
modlimy się,bo tęsknimy, bo kochamy i wciąż pamiętamy... W pokorze i w upalnej
letniej ciszy, dzwonów drżenie każdy jeszcze słyszy... Nadal drżą w nas serca,
łza się toczy, starczy tylko zamknąć oczy, a w wspomnieniach wszystko wraca...
Chylę czoła dziś przed tymi, co tak tłumnie przybyli, nie dla sławy, dla
rozgłosu, lecz dla kilku osób. Nie czekały tu fanfary czy kamery, ale
podziw,podziw szczery, że są jeszcze tacy ludzie, którzy w upał ,w wielkim
trudzie, uczestniczyli w tej ostatniej drodze,kwiat na grobie położyli i za
zmarłych się pomodlili...
Tak to trudno
wytłumaczyć, że już nigdy kogoś się nie zobaczy, że już koniec, że nie wróci,
że nikt tego nie odwróci... Pozostaną Ci wspomnienia, smutek w sercu,łza na
twarzy, której nawet nikt nie zauważy... I tęsknota co wciąż łączy miłość,która
się nie kończy... Jak to dobrze,że ja mamy, że przed Bogiem z naszymi aniołami
się spotykamy... Dzięki Ci mój dobry Boże,że są z Tobą zawsze,w każdej porze.
Stawaj też na mojej drodze, zwłaszcza wtedy, gdy się srożę, gdy pokora ma
gdzieś znika, gdy me serce ból przenika, bo bez Ciebie życie moje przepełnione
niepokojem. A ja pragnę by byli wiecznie gośćmi w sercu mym koniecznie.
Wciąż odchodzą
ludzie i wciąż się rodzą, jedni przychodzą, inni odchodzą. Życie nosimy w
kruchych naczyniach, a czas po prostu ciągle wciąż mija. Kilka miesięcy temu
bardzo bolało to co się u was Kochami stało. Czas nie zagoił serc poranionych
nikt nie zapomniał o Tych w agonii. Każdego roku ktoś tam przybywa, to miejsce
jakby ciągle przyzywa. Tam jest ziemskiego kres wędrowania, to tam jest moment
przejścia do Pana. Przyjmij z pokorą to, co Bóg sprawił i módl się o to, żeby
ich zbawił. Serce ukoi rozmowa z Nimi, przez to stajemy się wciąż lepszymi.
Bądźmy gotowi na przyjście Pana, bo tylko miłość jest rozliczana.
Bezradność bezdomnej
nie zaradzi tęsknocie, nie mamy mocy bólu w miłość zmieniać. Wołam - lecz głosu
braknie, by powiedzieć, że nasze trwogi dały się wyprzedzić milczeniom. Być!
Żyć!Kochać! Bój z nicością toczę! A gdy wreszcie kurz bólu opadnie, z rozdartej
chmury niebo będzie nadal broczyć dreszczem tęsknoty i spojrzy mi w oczy-
bezradnie. . .
Szkoda łez i czasu
na żałość, przed nami stoi zadanie nieproste, bo w tym ognisku, co nam serca
grzało zgasł ogień, ale żar jeszcze pozostał. Weźmy po iskrze, niech nas parzy
w trzewiach, niech nam nie daje zbyt spokojnie zasnąć. Może z niej będzie przyszłości
zarzewie? Tyle możemy mieć z niego na własność. I dalej idąc, po drogach swych
marzeń, baczmy, by śladów ciepła nie uronić. Może się jeszcze okazja nadarzy
zebrać te iskry i rozdmuchać w płomień. . .
Nad Twoją białą
mogiłą białe kwitną życia kwiaty - O, ileż miesięcy to już było bez Ciebie -
duchu skrzydlaty. Nad Twoją białą mogiłą, od miesiecy tylu już zamkniętą,
spokój krąży z dziwną siłą, z siłą, jak śmierć - niepojętą. Nad Twoją białą
mogiłą cisza jasna promienieje, jakby w górę coś wznosiło, jakby krzepiło
nadzieję. Nad Twoją białą mogiłą klęknąłem ze swoim smutkiem - o, jak to dawno
już było - jak się dziś zdaje malutkim. Nad Twoją białą mogiłą o Kobieto-
zgasłe Kochanie - me usta szeptały bezsiłą: - Daj wieczne odpoczywanie.
Los nam życie
zrymował
Wokół trwa
monotonna, straszna życia proza... Przeraża ostrzegawcza, złowroga diagnoza, że
serca nam stwardnieją - biorąc wzór z kamieni jeśli się proza życia - w...
poezję nie zmieni. Pytasz! Skąd ta poezja, i o co tu chodzi? Mówisz: Nie każdy
przecież poetą się rodzi... Jednak pomyśl: Poezja, to ta w życiu chwila, gdy w
spadającym liściu dostrzegasz... motyla lub kiedy twarz księżyca na sklepieniu
nieba wyraźnie do nas... mruga! Poezji nam trzeba by słyszeć śpiew... strumyka
i wiatru... wołanie. Dzięki niej zwykły wróbel... słowikiem się stanie! A
najwięcej poezji mają życia mgnienia, kiedy jesteśmy razem... Myśl się w wiersz
przemienia. Wtedy ciepłem stopiona proza życia... mięknie, a twoje czułe słowa
brzmią naprawdę pięknie. I tylko dla nas dudni serc dwóch rytm jednaki, i tylko
dla nas gesty - to wyraźne znaki, tylko dla nas jak okrzyk brzmi ciche
westchnienie, tylko nas wzrusza błahe z pozoru zdarzenie... Dni wspólne - to
kolejne zrymowane zwrotki: czasem rym jest pikantny, innym razem słodki lub
pełen czułych spojrzeń, co się zrymowały; a gdy los nas rozdziela - powstaje
wiersz biały... Niekiedy rym tworzymy wykrzykników pełny, na cztery ręce forte!
Lecz zwykle kolejny łagodzi świeże rany czułym ciepłem dłoni i wszelkie czarne
chmury daleko odgoni. Tak, dzień po dniu powstaje nasz wspólny poemat. Choć ma
różne fragmenty, to wiodący temat nadaje sens prawdziwy słowom: my, nas,
nami... łzy smutku i radości w tekście są... kropkami. I to właśnie jest...
szczęście. To poezja życia. Wspólnie dokonaliśmy wielkiego odkrycia: Los nam
życie zrymował - niechaj więc tak będzie że ty za mną, ja z tobą - na zawsze...
na wszędzie...
Chociaż na świecie
żyją dziś miliardy ludzi i każdy z nich ma własne smutki i radości, każdy w
codziennym znoju poci się i trudzi i każdy szczęścia szuka do późnej starości,
chociaż może się zdawać, że to żadna strata gdy z miliardów ubędzie jeden
zwykły człowiek, bo nie wpłynie bynajmniej na historię świata fakt, że ktoś
tego ranka nie otworzył powiek... A jednak... Gdy umiera ktoś naprawdę bliski i
zabiera ze sobą swą dobroć i miłość wtedy fakt ten dowiedzie dookoła wszystkim
że... potem nic już nie jest tak - jak przedtem było!
gość
Kiedy odchodzi nagle
ktoś bliski to cząstka ciebie umiera z nim i pustka wokół i nicość wszystkim,
struna rozpaczy gdzieś w głębi drży. Serce przebija ci ostry sztylet, rozpruwa
oddech powietrza łyk, wspominasz zmarłe, minione chwile, w gardło się wdziera
żałosny krzyk. W morzu tęsknoty, pytasz - dlaczego? Próżno próbujesz ożywić
sny, szczęście to tylko coś ulotnego - mrok zawsze zdławi słoneczne dni. Choć
czas lekarzem, jednak zabija coś, co by mogło wciąż jeszcze trwać. Jak wąż się
wokół szyi owija, dusi nadzieję, rozsiewa strach. Płonie przyjaciel w
piekielnym raju, ktoś twarzy szuka w rozbitym szkle, przenika serca chłód w
ciepłym maju, gasną uczucia i stygnie krew. Więdną rośliny bez wody życia, w
krąg się panoszy pustynny piach. Wieczność już tylko w płonących zniczach i na
cokolwiek pozbawia szans. Gdy ktoś odchodzi, bliski, kochany, bezradność tłumi,
odbiera głos, jakby ktoś solą zasypał rany, jakby w przełyku utkwiła kość Lecz
przecież wszystko już wkrótce minie, łzy na policzkach wyschną i znów ktoś
całkiem nowy film puści w kinie, potem nas wezwie do siebie Bóg. Jeden po
drugim będą znikali i odpływali w najdalszą dal, jak pyłki kurzu na wielkiej
sali, aż się wyczerpie każda ze skal. Ktoś wspomni grób przyjaciela - zapłonie
świeczka tysiącem barw, śmierci rozkręci się karuzela i doczesności ucichnie
bal...
Nagle słońce zgasło,
zatrzęsła się Ziemia, w morzu gwiazd błądzi wzrok, w pustyni słów, słuch szuka
pociechy. Czerń zalała Niebo, runęły góry, w tłumie ludzi nikt nie jest bliski,
w natłoku myśli nic nie ma sensu. Wieczna noc nastaje, serce żal rozdziera, w
rozmowie, obrazie, marzeniu, filmie, piosence i myśli nie ma sensu. Gdy
odchodzi ktoś, kogo kochasz, kończy się świat i kończy się nadzieja, że komuś
jeszcze jesteś potrzebna, czas ran nie leczy lecz tworzy wspomnienia.
Wiem,że kiedy
odchodzi ktoś bliski i gdy nie ma go już na ziemi, to jest pośród nas tak
długo, póki trwa w pamięci i w sercach naszych. Jego dusza ku Niebu odchodzi,
lecz jej wspomnienie pozostaje i zapomnieć o sobie nie daje. Dusza Wasza niech
w spokoju spoczywa, niech zazna szczęścia wiekuistego, a nasza pamięć o Niej –
niech będzie wciąż żywa.
Gdy odeszliście ,
ziemia się kręcić przestała, skowronek już rano nie śpiewa, martwa cisza
nastała. Bo gdy odchodzi ktoś bliski, wygasa na niebie słońce, korony drzew
zamierają i milkną wody szumiące. Gdy odchodzi ktoś bliski, ogień już nie jest
gorący, iskry w kominku radośnie nie tańczą, tylko wiatr wieje chłodzący. A gdy
odchodzi ktoś bliski tęsknota rodzi się większa, nadziei nie niesie ranek, a
miłość jeszcze gorętsza.
Słońce przygasło,gdy
odeszłaś tak nagle.Płomień Twój zgasł, okrutny los obudził gorzki smutek na
jawie i w snach, zadał ból, w sercu zostawił cierpienie i żal. Uśmiech Twój
radował duszę nieba, a słońce złotym blaskiem świeciło.Twych słów i ciepła
zawsze mocno nam trzeba było, lecz wszystko co piękne zamilkło i szybko się
skończyło. Ze łzami w oczach Twą postać wspominam i słyszę w oddali Twój głos
śpiewem wiatru niesiony.Jakże smutny jest świat, gdy odchodzi bliskie sercu
życie,a człowiek zostaje sam, z myślami swymi, zbolały i zagubiony.
|