Dołóż Panie więcej życia, więcej dni
Tych pogodnych, z ciepłym słońcem
Pod gwiazdami, przy księżycu tych wieczorów
Gdy powietrze takie parne i gorące.
Dołóż kryształowe krople rosy
Żeby myśli poobmywać z tego zła
Chcę ożywić kropelkami całe serce
By nie zwiędło tak, jak w polu trawy źdźbła.
Dołóż trochę blasku moim oczom
By uśmiechem rozjaśniły całą twarz
To niewiele i tak wiele ..
Zejdź z ołtarza i mi powiedz ; - Proszę masz.
Dołóż swej miłości tak na co dzień
Bym poczuła z Twych ogrodów zapach róż
Zabierz troski, a samotność moją zamień
Na kobierzec prostych ścieżek, dalszych dróg..
Czujesz pustkę wokół, w sobie
Kwiaty milczą, zamknęły swe kielichy
Na ścianie snuje się jakiś cień
Poranki dawno już uśpione.
Patrz, nawet anioł odleciał
Wczorajszy czas spopielił mu skrzydła
Ojcze, czy pył to droga na jutro?
Wiara maleje chybocząc się na wietrze.
Ucichły uczucia pełne słońca i ciepła
Niebo zasnute szarymi myślami
Zatrzymaj się przy granicy blasku
Póki twoje serce jeszcze chce bić
Boże, posiej ziarna na ugorze
Wygładź drogę pełną wybojów
Mądrość zawsze pozostaje w duszy
Tylko nadzieję los rozmienił na drobne
Zatrzymaj się, póki nie jest za późno
Odwróć twarz, gdzie jaśnieje blask
Zrzuć płaszcz urazów gromadzonych latami
By to co warte, nie odwróciło się plecami.
Krzyżem potrafi być życie
Często przekreśla wiarę człowieka
Bo jakże wierzyć w miłosierdzie
Gdy cios za ciosem tylko czeka
Samotność, cierpienie, śmierć
Tam wyznaczasz nasze spotkania
Czy tylko krzyż masz tutaj dla mnie
I całe życie nie kochania ?
Gdy czyste dłonie i pusta dusza
Nie skazuj serca na poniżenia
Cierpieniem nie rozpala się serca
A batem duszy do zbawienia
Ubóstwo zniechęca do ciepłych uczuć
Pokora przekreśla drogi do Ciebie
Odsuwa od ludzi, zabija dusze
Czy chcesz mieć kalekie cienie w niebie ?
Szukanie - nadaremne Wołanie - nadaremne
Myśli wędrują po ścieżkach niebytu
Zimne relacje wzajemne
Krzyż na mej ścianie symbolem wrogości
I serc nieludzkich wierzących w Ciebie
Gdy tylko ciernie dla mnie masz
To nie chcę być u Ciebie w Niebie
Zdejmę ten krzyż i obraz Twój
Wyrzucę w najciemniejszy kąt
Czara goryczy przebrała dzban
Już bez Ciebie w nicość kiedyś odejdę stąd.
Świętość . . . jakież to puste słowo
Tłumy niewiernych klęczą w kościele
Przychodzą tutaj bo tak wypada
Gdzie z ambon kłamstwa słychać coraz śmielej
Tam nie zobaczysz wierzących w Boga
Co w sercach mają samą prawdę
Bo chcą ochronić swoją prywatność
Nie chcą oglądać sutanny kadrę
Jeden przed drugim puszy się dumnie
Klepią zdrowaśki, to każdy umie
Na próżno czekać u nich na godność
Inne wartości w tym łotrzyków tłumie
Wszyscy pasują wzajem do siebie
Kłamcy, zboczeńcy, wszelka hołota
Co takt, kultura nawet nie wiedzą
Jakże podobni są do błota
Przez takich umyka skrawek nieba
Raj tu na Ziemi uczuciem pachnący
A przecież można żyć tak szczęśliwie
Mieć świat dla siebie
Mlekiem i miodem płynący
Patrzę na takich z wielką pogardą
Na naród w głupocie pogrążony
Stoję z daleka od tego tłumu
By przez ich podłość nie być upokorzoną.
Zatrzymaj się choć na chwilę
by dostrzec piękno naszego świata
wszystkie żale ze swego serca wylej
by warkocz szczęścia od dziś zaplatać.
Pomyśl jak było w minionych latach
ile łez wylałeś a ile miałeś radości
to tylko Twój los takie figle płata
dodając Twemu życiu atrakcyjności.
Wszystkie łzy są w życiu potrzebne
by zrozumieć jak wielką mają wartość
jak krople deszczu z chmury na niebie
użyźniają glebę podnosząc jej jakość.
Więc pomyśl chwilę mój Przyjacielu
czy warto wszystko tak rozpamiętywać
możesz zaznać jeszcze doznań wielu
gdy zaczniesz kolejne dni przeżywać.
Świat jest taki piękny wokół Ciebie
wiele też możesz dla niego zrobić
możesz tyle piękna dać sam z siebie
by innych twarze uśmiechem ozdobić.
Wystarczy,że wyciągniesz swe ramiona
w kierunku nieba prosto do słońca
by dostrzec jego jasności znamiona
to dla Ciebie tak świeci bez końca.
Uśmiechnij się już szczerze z radością
zauważ,że wszyscy wokół są też ważni.
więc otaczaj ich swej duszy hojnością
niech zaznają od Twego serca przyjaźni.
Są takie słowa co nas radują ,
wpadają w ucho ciepło darują.
Które rozpływa się z głosu dźwiękiem,
takie od których serce nam mięknie.
Kiedy skrzywdzonym powiedzieć - przepraszam -umiesz,
to wtedy znak że już rozumiesz...
Jak jedno słowo dać może wiele
i znowu uśmiech drogę nam ściele.
Szpikulcem obojętności potrafimy zadźgać swoją wrażliwość
w kostce lodu zahibernować własne serce
liści miękiszu delikatność zamienić na chropowatość kurzu
i z piaszczystej drogi warkocze rzeki w ciek wodny przemienić .
W pożarze płomieni spłonęły uczucia i nie ma cudu,
który by je odzyskał, a jednak spotykam ludzi,
którzy wierzą że z popiołów powstanie nadziei iskra.
Dlaczego iskra, dlaczego nadzieja?
Dziwne marzenia, gdy niebo jak heban.
I tylko wąskim przesmykiem smuga światła przemyka jak złodziej chyłkiem.
W niemej tęsknocie, w zmierzchu wypłukana granatem cierpienia,
waży myśli na czarno z niedosytu spełnienia.
Po stracie kojącego wytchnienia łka samotnie. I czeka.
Czeka, by los oszukać ..
Łza jej jak ziarno zboża bardzo urodzajna.
Gęstnieje źródła szczodrością nadmierną.
Do uścisku potrzeba dwóch dłoni i dobrej woli.
Jak tylko jedna w zawieszeniu między szczelinami nie wie co wypatrzy.
Choć noc czarne kosmyki ufnością snu splata,
A księżyc smętnie na niebie z ballady powraca.
Żeby tak wyrzucić co boli, jak piłkę do wolnej przestrzeni,
by potem spadało powoli, do pochłaniającej zło ziemi,
to co najbardziej przykre, to co najbardziej zwykłe.
Wtedy być może okrzyk,, mój Boże po co to wszystko?,, byłby niepotrzebny...
Wymyśliłam dla siebie smutne nuty cierpienia,
choć przecież wymyślać ich wcale nie musiałam.
Same przychodziły jak goście niespodziewani
I usadawiały się wygodnie niczym stróże w fotelach.
Rzeka płynie do przodu, nie wraca do tyłu,
bo niby po co miałaby wracać, bez sensu by to było.
To dlaczego ja, mam wracać do czegoś, co się skończyło?
Idę przed siebie w milowych butach nieznanemu naprzeciw.
I nie ustanę w drodze, dopóki nie znajdę tego, czego szukam,
nawet za cenę bezcennego swego rozdartego życia.
I tylko zerkam jeszcze z ukrycia, ile mi czasu zostało...
Niewiele, może trochę, może wystarczy tego na rozrachunek.
A jeśli nie, to co się stanie z moim ego, niesfornym niewiedzą?
Chciałabym zawołać na rzekę, by powracała nurtem ewokacji.
Lecz co z tego, gdy to nierealne bezduszną niedorzecznością,
więc tylko otwieram ramiona przed nowym niebezpiecznym.
Wymyśliłam dla siebie smutne nuty nowe,
choć starych dość w zapasie, by odtworzyć zaszłości niepokoje.
Bardzo znużona i nieszczęśliwa zostawiam, co było.
Idę przyspieszonym krokiem w nowe nieznane ballady wcielenia...
Na pianinie wygrywam co kochałam nie na sprzedaż,
Tylko dla miłości samej uznania niezłomności.
Moje oczy w mgle całe w jednej zaklęte nucie,
Wyrywają się z leśnej gęstwiny pół snu - pół jawy...