Czasem człowiek czuje się zagubiony jak mała pszczoła w wielkim ogrodzie do którego niekiedy zawita zbłąkany przechodzień. Uśmiechem nieśmiałym się podzieli, podaruje niewinne słowo Nie wiedząc nawet jak bardzo od tego zrobiło się kolorowo Życzliwość rzuci nam pod stopy,zwyczajnie, ot tak, bez przymusu I pójdzie, nie oczekując niczego,żadnych wdzięczności, luksusów Dotknie, nawet nie wiedząc, duszę,której jakby urosły skrzydła Więc ta wzlata lekko ku niebiosom,zdziwiona ,że nagle zakwitła..
Jak obłok mglista, słońcem złota, Snuje się, snuje ma tęsknota... Żyje w słonecznej, drżącej smudze, Na migocącej w iskrach strudze I w plamach jasnych, co przez liście Padają, złocąc się ogniście... W kropelkach rasy mi migota Myśl tęskna, w smutku swoim złota.... Mąci weselny śpiew ptaszęcy I wraz z złocistą pszczołą brzęczy, Tkwi w delikatnych kształtach drzewa I kwiatów woń jej nie rozwiewa, A tylko wzmacnia bardziej jeszcze... Zmyć jej nie mogą letnie deszcze Grające światłem, barwą słońca... Czarem przejęta, łzami dmąca Czasem się zdaje, że już ginie, A ona z dali znów nadpłynie I świat znów tyje w jej rozterce... ...Świat? - Ach, nie, tylko moje serce... .. Jak obłok mglista, słońcem złota, Snuje się wiecznie ma tęsknota...
Moja tęsknota gwiazdami się pali, wyrasta białą, strzelistą kalią. W co nam zmieni wilczy żal? Może w wiersz mój zapomniany, Może w staroświecki walc.. Górom także na imię tęsknota, Nocą zmiażdżył serce rozpaczliwy krzyk. Szare ściany, obcy pokój, pustka, cisza, Tylko kalią mój żal będzie nadal kwitł..
Obłoki, co z ziemi wstają I płyną w słońca blask złoty, Ach, one mi się być zdają Skrzydłami mojej tęsknoty. Te białe skrzydła powiewne Często nad ziemią obwisną, Łzy po nich spływają rzewne, Czasem i tęczą zabłysną. Gwiazdy, co krążą w przestrzeniach Po drogach nieskończoności, Są one dla mnie w marzeniach Oczami mojej miłości. Patrzą się w ciemne odmęty Te wielkie ruchome słońca... I ja miłością przejęty, Patrzę i tęsknię bez końca.
Dzisiejszej nocy nie widzę blasku księżyca, gwiazd też nie widzę dzisiaj, pragnęłabym ujrzeć choć jedną,by spełnić swe najskrytsze marzenia, lecz pójdę tam gdzie poniesie mnie przeznaczenie. Kolejny dzień bez Ciebie się kończy, niejedna łza na lico spadła, nie płaczę już, bo ze łzami w oczach tak smutno mi Ciebie wspominać. Chciałabym Cię znów zobaczyć pomóż proszę tej tęsknocie i rozpaczy.
Naucz mnie słów ,których nie słyszę, naucz mnie hałas zamieniać w ciszę. Naucz mnie kochać,choć kocham szczerze naucz mnie słów którym uwierzę.... Zagubiona w słowach zagubiona w myśli, zagubiona we śnie,który mi się przyśni zagubiona w wierszach między literkami błądzę po stronach między wierszami. Przebudzona ze snu do komputera siadam, w myślach swój wiersz układam na stronicach piszę co serce czuje a od tych myśli cały świat wiruje. Raz jestem w górach gdzie śniegiem pokryte stoją dumnie szczyty nigdy nie zdobyte. To doliną idę zielonymi łąkami zbierając bukiety z czerwonymi makami. To wzbijam się jak ptak wysoko rozpościerając ręce szeroko jakbym skrzydła a nie ręce miała i w niebo błękitne się wzbijała. Lecz wciąż mi słów brakuje by wyrazić to co czuję. Więc naucz mnie słów takich by zazdrościły mi ptaki kiedy świergotem budzą słońce jeszcze zaspane i trochę śpiące. Za każde słowo, które usłyszę nowy wiersz dla Ciebie napiszę. A może słowa,które zapomniałam już w tym wierszu schowałam?..... i jeśli go przeczytasz dokładnie jego sens odgadniesz....
Jest mi tak smutno i płakać się chce nie wiem dlaczego ten smutek ogarnął mnie. Coś w sercu drgnęło,jakbym dostała cios znów o moje troski upomniał się los. Płyną po policzkach gorzkie łzy nikt nie otrze z buzi mej ich. Jest mi tak smutno nie mogę się śmiać, czy zły los zawsze będzie przy mnie trwać?
Jesteś wodą i wspomnieniem, jesteś snem i marzeniem. I tą chwilką ulotną, niezapomnianą i zalotną. Jesteś w barwach tęczy jasnej jesteś w gwiazdce dopiero zgasłej, i w promyku słonecznym i w śnie Twoim wiecznym. Jesteś a jakby cię nie było jakby tylko to się śniło, i w wylanej rzece łez twoje odbicie tam tez jest. Płyną do morza wciąż rzeki to czas zapomniany i daleki lecz we wspomnieniach pozostaje promień słońca,który rano wstaje..
W zagubionych słowach nie odnajduje ciszy nikt mojej skarg ani płaczu nie słyszy. To co radością zwało się- minęło w jednej sekundzie wszystko zniknęło. Jest pustka przede mną i za mną nic nie ma wszystko zniknęło i nic się nie zmienia. W tej pustej ciszy wciąż słyszę ciszę niech ona cię do snu wiecznego kołysze. A kiedy przyjdzie moja godzina może zapłacze za mną rodzina. Położą kwiatki na moim grobie lecz swego serca nie chcę mieć przy sobie. Po co mi serce puste -takie jest nie potrzebne i byle jakie.
Przeszłam w życiu wiele dróg nieznanych, spotykałam ludzi do dziś nie zapomnianych, Nie chcę zapomnieć każdego z nich bo to z nimi wiązały się moje dni. Jedni byli mili z ciepłem w sercu wiecznym uczciwi, przyjaźni z uśmiechem serdecznym. Lecz byli i tacy co wciąż zazdrościli oni nie byli wcale mili...... Lecz nie narzekam i nie płaczę wiem,ze na swej drodze przyjaciół zobaczę, co rękę w potrzebie podadzą mi i wtedy znów będą szczęśliwe dni. Czego więc szukam wśród ludzi tłumie? Tego ciepłego serca co mnie zrozumie. Bo czasem wystarczą dwa słowa a będzie to jak cała rozmowa. Tak niewiele mi trzeba bo prawie nic, trochę ciepła na co dzień w pochmurne dni. Trochę słońca na niebie gdy pada deszcz, radości troszeczkę i uśmiechu też. I te słowa cicho wypowiedziane, "będzie lepiej"- gdy wstanie nowy ranek. Ty rękę podałaś mi by zamienić smutne w szczęśliwe dni,. Dwa słowa co serce moje rozgrzały i znów jest świat wspaniały. Dziękuję Ci za słowa Twoje ciepłe takie proste a jednak serdeczne.....
O, nie, nie wypłakałam ich, One wezbrały we mnie same I wszystko mija przed oczami Już bez nich dawno, wciąż bez nich. Bez nich zadręcza mnie i dusi Cierpienia i rozłąki ból... Przenika krew i pali, suszy Ich spalająca wszystko sól. Roi mi się: ..., Czy to nie w czerwca pierwszy dzień - Jak na jedwabiu.. Zjawił się twój męczeński cień. Jeszcze na wszystkim pozostało Znamię niedawnych burz i klęsk I ja swe miasto też ujrzałam Przez tęczę mych ostatnich łez.
Wypłakałem za tobą Oczy niebieskie, królewskie i pieskie; Wypłakałem za tobą Morze ogromne, lubowne, żeglowne: Po tym morzu ty płyniesz, Do mnie ty płyniesz, Do mnie! Niech cię dobre bogi! Niech cię dobre wiatry I obłoki białe, dobre! Wszytko dobre, piękne, modre! Na wybrzeżu ja tu stoję, Słyszysz, modlę się i modlę! Wypłakałem za tobą Oczy niebieskie, królewskie i pieskie; Wypłakałem za tobą Morze ogromne, lubowne, żeglowne. Po tym morzu odpływasz, Ode mnie odpływasz, Ode mnie! Niech cię dobre bogi! Niech cię dobre wiatry I obłoki białe, dobre! Wszytko dobre, piękne, modre! Na krawędzi ja tu stoję, Gdy poruszę się, to po mnie
Nie płacz. Ja ci scałuję łzy. Twoje cierpienie zlepia mnie z tobą mocniej niż szczęście. Nie opuszczę cię, dopóki będziesz cierpiała. Łatwo westchnąć: "Miła, urocza" (nie po raz pierwszy), ale te oczy i te łzy w oczach są dla wierszy... Czarodziejskie i czarnoksięskie, topiel w błękicie, takie oczy - toż to nieszczęście będą się śnić. Jak je nazwać - Gopłem, czy Wisłą? żal w nich pogański Załzawione, jak kwiat zabłysnął, ten świętojański. Za te oczy - wiersz w upominku, jak szczęście krótki, Do widzenia, śliczna dziewczyno, ja dalej -odchodzę w smutki....
Ty płaczesz, dziewczę? Łez twoich szkoda, Na te łzy gorzkie jeszcześ za młoda. Otrzyj swe oczy: Świat tak uroczy, Na niebie jasna pogoda! Wszak najpiękniejsze z wszystkich niebianek - Młodość i wiosna wiją ci wianek... -A ty w łzach przecie, Niedobre dziecię, Jak chmurny maja poranek? Jakaż to boleść czoło ci chmurzy? Możeś się pączkiem ukłuła róży? Lub pragniesz skrycie Gwiazdki w błękicie I nie chcesz czekać już dłużej? Może ci wietrzyk przyniósł majowy Szept podsłuchanej kwiatów rozmowy?... Utul się w żalu, Na ust koralu Niech uśmiech zabłyśnie nowy! Możeś na kogo dziś się zgniewała, I stąd ta chmurka przebiegła mała? Chmurka się zmieni W siatkę promieni I tęczą będzie jaśniała. Choćby cię większa dotknęła strata, Przyszłość dla ciebie w uśmiech bogata...
Już dawno się przestałam smucić, o rzeczy miłe- mnie stracone. Miałyby smutki jeszcze wrócić, kraść, co już dawno ukradzione? Przecież już dawno się wyzbyłam marzeń o utraconym raju. Żyję, by zwało się, że żyłam ... nad jakąś rzeką, w jakimś kraju... Nad jakąś rzeką, w jakimś mieście, gdzie-ślubowałam ślub mężczyźnie, gdzie dom stworzyłam jemu oraz sobie z myślą o jednym wspólnym grobie. A na tym grobie, wspólnym domie, niechże mi wicher gałązki łamie, gałązki zeschłe, zwiędłe, kruche w jesienną deszczową zawieruchę. Tak samo będę słuchała w grobie, jak deszcz po świecie pluszcze sobie, jak słucham deszczu za tą ścianą - i wiem, że znów się zbudzę rano.. Niechże mi rano słońce świeci, niech świeci jasno, mocno grzeje. Nad grób niech moje przyjdą dzieci i niech się jedno z nich zaśmieje..
,,Wszelka więc prośba moja i wołanie, by tu od Pana do mnie szły gołębie, niosące wieści lub opowiadanie, nie przydały się na nic, snadź nic nie wydębię, bo Pan nie chce gołębia przybrać na się postać i zjawiać się co dnia z budzącą wieścią, więc choć ode mnie tam gołąbki lecą, to nie wiem, czyli w drodze gdzie nie giną, więcem za nimi wysłał jastrzębie, krogulce, ptaki krnąbrne z piór czupryną, i chyba orła wyślę ze szponami, by Panu podarł pudło z papierami, podrapał rękę, usiadł na ramieniu i dziobnął dziobem ostrym po sumieniu, względnie wątrobę drasnął, siadłszy niżej, i wrócił mi relację zdać do mnie najchyżej.''
,, Czy (Panu) w oczy kiedy śmierć zajrzała? - mnie ona w oczy patrzy co dzień, z wszystkiego jej przegląda chwała; w jej świecie chwilę tę przechodzień - młodość, co gwiazdy zapalała - gdy dziś te gwiazdy wkoło świecą, zda się, że widzę, w przepaść lecą . . . Któż ginąć ma jak zbrodzień? Któż winien jest, że światło płonie? wszak ci ten winien, który w łonie siew rzucił iskier i żar święty - jak ma być człowiek klęły? Czyli jest winien, czy jest zbrodzień, że chwilę sądzi się przechodzień - a żar gdy poczuł ten, co pali, żąda pochodnią nieść go dalej - ? Wtedy się jawi uśmiechnięta ta, której chwila to jedyna, i chwałę swoją przypomina: "jam jest - ta upragniona". ''
..Nie na to dałem ci talent, człowieku, byś krzywdę czynił, lecz byś krzywdę znosił, byś uniósł [?] w sercu dar i z darem leku szedł między ludzi i nie chciał wymuszać ani byś krzykiem chciał drugich zagłuszać, lecz byś twą wiarę zachował dla siebie na to, byś przemógł siłą - przeciwności i zła nie czynił w obrony potrzebie, a będziesz wszystko miał - o coś mnie prosił. Dopiero wtedy uzyskasz, coś żądał, gdy w czyny moje - ty nie będziesz wglądał i kogokolwiek na twej drodze stawię, że jest przeciwny i będzie oporny, wiedz, że z mą wolą jest - i w moim prawie, i z mojej woli - możesz być pokorny ..
Niech nikt nad grobem mi nie płacze, za nic mi wasze łzy i żal ten wasz zmyślony. Niech dzwon nad trumną mi nie kracze ni śpiewy wrzeszczą czyje; niech deszcz na pogrzeb mój zapłacze i wicher niech zawyje. Niech kto chce grudę ziemi ciśnie, aż koniec mnie przywali. Nad kurhan słońce niechaj błyśnie i zeschłą glinę pali. A kiedyś może, kiedyś jeszcze, gdy mi się sprzykrzy leżeć, rozburzę dom ten, gdzie się mieszczę, i w słońce pocznę bieżeć. Gdy mnie ujrzycie, takim lotem że postać mam już jasną, to zawołajcie mnie z powrotem tą mową moją własną. Bym ją posłyszał, tam do góry, gdy gwiazdą będę mijał - podejmę może po raz wtóry ten trud, co mnie zabijał.
W życiu nie można mieć wszystkiego choćby się chciało….najlepszego! Najlepsze auto…. tak wypasione co by śmigało jakby szalone… Kasy do bólu też by się chciało… jej przecież ciągle mało i mało! Domek postawić w wysokich górach…. fajnie by w takich zamieszkać murach. I podróżami się rozkoszować… Tak żyć, to każdy chciałby spróbować. Lecz szczęściem wielkim - kochać namiętnie, kochać z czułością, tak bardzo pięknie. Mieć kogoś zawsze kto jest przy tobie nawet, gdy jesteś w ciężkiej chorobie… Mimo, że zawsze czegoś tam chcemy, czy jednak bez tego nie przeżyjemy?
Niejedni ciemną doliną kroczyli, nie wszyscy z doliny tej powrócili. Ci co się zła wszelkiego przelękli z wielką radością przed Bogiem uklękli On ich otulił zwiewną lekkością, przygarnął do siebie z ogromną czułością Inni zostali by dalej wędrować, by smaku życia nadal próbować… Oni też kiedyś swój kres zobaczą… nad swoim losem pewnie zapłaczą. Każdy z nas kiedyś w nicość zapadnie, lecz nie każdego otchłań dopadnie.
Cichutko płaczę tuląc nadzieję, Ocieram dłońmi łzy, Nie chcę prosić o zbyt , Chcę tylko szczęściem żyć... Nie chcę przeżywać trudnych godzin Spędzonych w strachu i niepewności, Ale mną wciąż smutek rządzi, Choć ja potrzebuję wielkiej wytrwałości... Nie wiem czy odnajdę swoje marzenia, Które utraciłam, Zniknęły gdzieś piękne wspomnienia, Moje myśli pogubiłam... Bo co zrobić gdy trzeba walczyć, O każdą minutę uśmiechu, Nie chcę ich wszystkich stracić Choć nie odzyskam tych minut wielu... Wiem, że są we mnie chwile zwątpienia, We własną silną wolę. Może odnajdzie się gdzieś ta nadzieja Którą zgubiłam po drodze...
Ślad na policzku wyschniętej łzy Tak ciążka jak głaz, w dłonie się wryła Uwierzyć nie chcę, nie umiem .. Czy prawda się skryła? Tłumaczyć jak mam, co było Jak żyć nie żyjąc, gdy ciało na grobie Myśli rozsypane na podłodze całej W promieniach jesteś i płatkach śniegu I dźwiękiem muzyki między wersami W czterech ścianach brzegu.. Bez słów i gestów tak zbędnych w świecie wspomnieniem dotknięci i deszczem życia Zatrzymam Cię mocno, w swych snach ukryję Niech żyję, jak kiedyś.. Aniołem teraz jest moim,w sercu, Miłością i echem prawdy Literą w wierszu i blaskiem mych oczu Mych rąk błaganie i snów krzyk niemy Bolesnej rany, mych ust wołanie O siłę do walki,tak bardzo jej brak W co wierzyć dziś mam, co dalej się stanie?
.
Bez Ciebie tak pusto i oczom, i ustom, Śmiech schował się w kącie i śpi. Wieczory się dłużą, a ich jest tak dużo. Nikt bliski nie puka do drzwi, tak wiele jest złego, smutno i płakać się chce. Mijają soboty, pamiętaj więc o tym, że komuś bez Ciebie jest źle!
Czerwone od płaczu oczy, cieknąca po policzku łza, dopadła mnie dzisiaj rozpacz, rozpacz jak gęsta mgła. Wołające o pomoc serce, krzyczące z tęsknoty za dnia, w noc zimną i chłodną, po cichutku w poduszkę łka. Krzyczę! lecz słów nie słyszę, odbija się echem od ścian, tak cierpię i myślami błądzę gdzieś w dal.
Jakby to było miło, gdyby się nie tylko mówiło;moi rodzice, brat, siostra, ale tak poprostu rodzinnie żyło.. Jakby to było miło, gdyby się nie tylko chwaliło tym, tamtym,;och,ach..ale szanowało innych, dobrze czyniło.. Jakby to było miło, gdyby się nie tylko ładnie o drugich mówiło,modliło w potrzebie ,nie czyniło tego co nam niemiłe.. ale najzwyczajniej...,,jak Bóg przykazał" żyło..Co by to było??
Marta
Pędzi życie jak pociąg po torach, ciągle ktoś w biegu wysiada. Pokładał nadzieję w ..., nie ma już mego sąsiada. Lokomotywa szaleje, wagony pełne po brzegi. Liczba znajomych maleje, nie ma już mego kolegi. Semafor już podstarzały, czerwone wysyła sygnały. W jednym przedziale siedziały, dzisiaj pusty jest prawie cały.
....Miasto jakich wiele z więżą wysoką, którą w dnie pochmurne przysłaniają obłoki. Obok stoją wieżowce sięgające nieba na dole ludzie goniący w pośpiechu, bo mróz siarczysty, nie można złapać oddechu. A na schodach siedzi żebrak - zmarznięty wyciąga rękę, w której trzyma kubek i o grosz prosi . Obok, luksusowym mercedesie siedzi diabeł zanosząc się śmiechem.. daj mu dolara ,to moja ofiara, cha, cha, cha niech się pocieszy.. On już dawno skazany na zatracenie. Boże! Czy w tym wielkim mieście jest jakieś małe, malutkie miejsce dla Ciebie? Jeszcze raz mój wzrok powędrował na kubek w którym były jakieś nędzne grosze siedział na nim anioł i płakał żałośnie....
Patrzę na Twoje zdjęcie, które mam ostro wyryte w pamięci. Łza się w oku kręci.. Wspomnienia.. jak ten czas leci, pomyśleć, to już pięć miesięcy bez Ciebie.. Odeszłaś do Bożej krainy, cieszyć oczy błękitem niebiańskiej równiny. O smutku, jak przekonać siebie, kiedy sama tak bardzo otarłam się o ciebie. Wiem, że przyjdzie czas ,co połączy kiedyś nas , może jeszcze nie raz usiądziemy przy kawie, ale już w innym czasowym wymiarze i na pewno nie raz wspominać będziemy miniony i przyszły czas..
Czas pamięci i refleksji, dzień palącego się znicza, okres kwitnącej chryzantemy i naszego własnego ludzkiego oblicza. Prawdę mówiąc to nikt nie odgadnie, co przechowuje człowiek w swojej pamięci na dnie. Jak ciernia kolec wbity w serce moje, przechowuje pamięć o bliskich i znajomych swoich. I tych wszystkich którzy odeszli do krainy wieczności tylko obraz wspomnień po nich w mojej pamięci żywo gości. Pochylam z szacunkiem głowę nad mogiłami, nad Pana Franciszka i Ewy grobem . Patrząc na cmentarne krzyże, okryte mgłą zapomnienia przez najbliższe osoby i te białe brzozy niemi świadkowie cmentarnej ciszy osłaniając liścia powiewem palące się jasno znicze. Oddając się zadumie tak myślę sobie, że los nasz, toczy się zamknięty w kole własnego przeznaczenia między życiem i śmiercią ludzkiego istnienia.
Sławek i Ewa
Narody zwaśnione ,Matka Ziemia wzburzona, przez którą przelewa się jak fala złość ludzka ,nienawiść rozpacz i brak zrozumienia, widmo głodu i wojny, ciągły strach, przed każdym nowym dniem ludzkiego istnienia. Kielichu goryczy wysącz się do dna! niech przyjdzie dzień i chwila ta, kiedy ogarnie nas pokój!. Niech nadzieja i wiara, ogarnie nasze niespokojne dusze, wprowadzając harmonię, radość i stabilność w nasze życie. Jasne światełko w ciemnym tunelu, ten dzień wkrótce przybędzie, zło zniknie! zatrzymaj się człowieku, byś się nie zagubił w tym szalonym pędzie!.
..Dla Was, ptak za oknem pieśń miłosną śpiewa, cicho szumią gubiąc liście kolorowe drzewa. Dla Was, tęcza nad wodami, słońce i chmury aby było do pary. Dla Was, moje myśli płyną jak rwący nurt rzeki i moja tęsknota. Dla Was, spadnie biały śnieg i przyjdą święta. Dla Was, ubiorę choinkę aby była piękna, nakryję stół białym obrusem, położę opłatki. Dla Was, otworzę drzwi i zaproszę, byście mogli wejść do serca mojego chatki!.
Długie wieczory, jesienna słota, Chociaż kolory złota ten czas ma, Krople deszczu, spadający liść, Jakiś jesienny smutek dogania nas. To jesień … czas wspomnień. Wszystkiego co piękne latem było, Co dojrzało ,a jesienią skończyło, Dostrzegasz wyraźnie mijający czas, Wspominasz tych, których nie ma. Odeszli, daleko migoczą tylko ogniki, Gdzie na uboczu nagrobki, pomniki, I tylko poświata migoce od świec, Wspomnienia jak dym z lampionów, Nad grobami bliskich unoszą się. Oni ciągle z nami, póki pamięć trwa, A listopad i jesień sprawiła, Że nostalgia nas dogania I dostrzegamy kończący się czas, Potem tylko cisza ….. Migocący płomień cichy szept, Przecież jutro będzie nowy dzień, Wszystko od nowa zacznie się …
Za oknem liście kołują walca. Liście spadają. Czerwień i brąz. Widzę Cię jeszcze w wspomnieniach lata, rozgrzane słońcem dłonie i twarz. Dni coraz krótsze, a jednak się dłużą bez Twoich spojrzeń, niebieskich oczu. Najbardziej tęsknie w jesiennych liściach, kiedy spadają jak łzy do stóp. Za oknem wciąż spadają liście. Kołują walca. Deszcz złotych chwil. Jak strzępy wspomnień dartych przez czas spadają mi w pamięci znów.
Gdzie jesteś ? Chodzę, szukam i sam nie wiem, czy ktoś powie coś o tobie, gdzie przepadła ta dziewczyna no i czyja to jest wina. Wszędzie już pozaglądałem nigdzie Ciebie nie spotkałem i dlatego lamentuje, bo mi ciebie coś brakuje. Brak jej żartów i uśmiechu i napomnień: - ach ty miechu... tych wygłupów pełnych werwy, już mnie na to biorą nerwy. No i brzusio nie głaskany, no i włos nie rozczochrany, wszystko tęskni i się smuci. Gdzieś ty, musisz wrócić !
Białą ciszą dzień się zaczął Nad domami, nad polami Chmury lekko ziemię kraszą Śniegowymi okruchami. Biel zakryje nasze wady, Nasze troski i złudzenia Księżyc się prześliźnie blady Po pamięci nieistnienia. Będzie tylko cisza drgała Taka miękka i puszysta Cisza, która cię zabrała Na aniołów rajską przystań. Z utęsknieniem wypatruję Twoich kroków, twoich śladów Ale serca już nie czuję Pośród białej ciszy sadu.
Ostoją życia są dobre myśli, otuchą w smutku są szczere słowa. Najgroźniejsze burze, najsilniejsze wichry,nic drzewa mocnego nie zdoła pokonać. Kiedy oczu blask, uśmiech serca, uścisk dłoni drzewo owe chroni. Zapisany los,życia ścieżka wąska,czasem kręta, czasem prosta.Nie roń łez,odsuń smutku cień. Nie oglądaj się za siebie,odrzuć myśli swe ponure,które niszczą dobroć niosą czarną chmurę. Podnieś głowę mocno w górę, przyjmij nowe i pamiętaj:w tolerancji i w rodzinie jest potęga! To nadzieja, co jesienią suche liście w bukiet wplata, żeby mogły znów zielenią szumieć wiatrem w środku lata. To nadzieja, co o świcie dzień prowadzi wprost ku słońcu, jakby można było życie wciąż zaczynać od początku. To nadzieja, co w noc ciemną lampę snów zapala jasną, by ukoić w nas niepewność i otuchy wlewać światło. Ta nadzieja, co w rozpaczy ślady łez ociera wiarą, by z ufnością cel zobaczyć ,ból pokonać oraz szarość. To nadzieja,co kotwicą w porcie życia lęk cumuje, jak latarnia wiedzie w przyszłość nowe mapy wciąż szkicuje. To nadzieja, co w ukryciu, jak forteca przy nas stoi ciągły sens nadając życiu na zwątpienie nie pozwoli.
Namaluję Twój obraz na niebie Na powietrzu, na wodzie, na mgle, W złocie piasku wyrzeźbię Ciebie A Ty obok narysujesz mnie I będziemy się razem kołysać W pajęczynie mozaiki srebrzystej I będziemy swój los wyczytywać Z kropli rosy świecącej i czystej. Tak niedużo trzeba człowiekowi... Uścisk dłoni i uśmiech serdeczny- To wystarczy. Warto było żyć, Tylko trzeba to wszystko uwiecznić. Drżenie serca. Przydługie czekanie I dotknięcie ust do chłodnych wiśni I to wszystko, co było trudne I to wszystko, co jeszcze się przyśni Lecz jakimi malować farbami, By nie zblakły z upływem dni? Chyba tylko dobrymi słowami Których kilka znamy. Ja i Ty Jak złożymy je razem w palecie Kształt przybiorą pełnych ciepła kolorów I melodię cudowną zagrają po świcie Pieśnią pięknych poranków, wieczorów. Chyba dobrze żeśmy się spotkali. Życie smaku nabrało i barw. Bo w przyjaźni wszystko się ocala Łza serdeczna, chleb, pieśni i kwiat.