|
Wtorek, 2024-03-19, 9:22 AM Jesteś zalogowany jako Gość | Grupa "Goście"Witaj Gość | RS |
Smak chwil
|
|
Trudna przypowieść
Pewien pustelnik spotkał na
drodze biednego, pokrytego wrzodami kalekę. Biedak ledwo mógł się
poruszać.Pustelnik zabrał go do swojej chatki i okazywał mu wszelką
potrzebną pomoc. Kiedy wreszcie nędzarz odzyskał siły, eremita spytał
go, czy nie chciałby pozostać w samotni razem z nim.
"Będziemy się wspólnie modlili - powiedział - służyli dobremu Bogu, a ja będę pamiętał o twoim pożywieniu."
"Ach, jak się cieszę - odpowiedział nędzarz. - Twoje miłosierdzie jest dla mnie szczęściem i pociechą!"
Pustelnik zaczął teraz podwójnie pracować na utrzymanie kaleki i siebie.
Chętnie oddawał biedakowi co
lepsze kęsy.Wkrótce jednak kaleka zaczął szemrać przeciwko swemu
dobroczyńcy narzekając, że ten źle go odżywia.
"Drogi przyjacielu - odpowiedział pustelnik - lepiej cię karmię niż siebie samego, więcej już nie mogę dla ciebie zrobić.
Kilka dni później niewdzięcznik znowu zaczął się żalić, złorzecząc
swojemu dobroczyńcy. Pustelnik cierpiał spokojnie, nic nie odpowiadał.
Nędzarz zawstydził się, że tak się wyrażał o świętym, człowieku, który
mu dobrze życzył i wyświadczał mu dobrodziejstwa. Prosił więc eremitę o
przebaczenie. Niebawem jednak znów ogarnęła go niecierpliwość i
nienawiść. Zaczął więc wołać:
"Nudzi mi się tu, nie mogę z tobą wytrzymać - odprowadź mnie tam, gdzie
mnie znalazłeś. Nie jestem przyzwyczajony do tak lichego odżywiania".
Wtedy pustelnik prosił nędzarza o przebaczenie i przyrzekał mu, że
lepiej będzie się o niego troszczył. Za Bożym natchnieniem poszedł do
pewnego miłosiernego mieszczanina w sąsiedztwie i poprosił go o jakieś
lepsze pożywienie dla kulawego. Mieszczanin, poruszony litością,
przyrzekł, że każdego dnia będzie mu dawać coś ze swojego stołu. Biedak
był więc przez jakiś czas zadowolony. Jednak po kilku tygodniach znowu
zaczął robić pustelnikowi cierpkie wyrzuty:
"Obłudnik jesteś! Udajesz, że szukasz dla mnie jałmużny, a robisz to
dla siebie, po cichu zjadasz lepsze kawałki, a dla mnie zostawiasz
resztki."
"Ach, przyjacielu - mówił pustelnik - krzywdzisz mnie tymi zarzutami.
Niczego dla siebie nie chcę i niczego nie biorę z tego, co mi dla ciebie
przynoszą. Jeżeli jesteś ze mnie niezadowolony, to bądź cierpliwy
choćby z miłości dla Chrystusa, a ja będę się starał poprawić."
"Nie przyjmuję twoich wyjaśnień" - powiada żebrak.
Chwycił przy tym za kamień i zamierzył się w głowę pustelnika, żeby go
uderzyć. Ten schylił się na bok i uniknął pocisku. Chwycił więc nędzarz
kij, którym się podpierał i tak mocno zdzielił nim swego dobroczyńcę,
że ten aż upadł na ziemię.
"Niech ci Bóg przebaczy - powiedział święty człowiek - tak jak ja ci przebaczam krzywdy, jakie mi wyrządzasz."
"Przebaczasz mi słowami, a w sercu na pewno życzysz mi śmierci."
"Z całego serca ci przebaczam, przyjacielu" - odpowiedział poczciwy pustelnik.
Na dowód tego chciał żebraka uścisnąć, ale ten w tej samej chwili
chwycił go za gardło, podrapał mu twarz pazurami i zaczął go dusić.
Pustelnik wyrwał się z rąk złośnika, ale ten jeszcze za nim wołał:
"Idź, tylko pamiętaj, że kiedyś z mojej ręki umrzesz!"
Miłosierny pustelnik cierpliwie,w duchu chrześcijańskiej miłości,
znosił tego żebraka przez trzy czy cztery lata, choć ciągle musiał
wysłuchiwać mnóstwa wyrzutów ze strony nędzarza. Prawie co chwila
domagał się on, żeby go eremita odniósł na drogę, z której go wziął, że
woli umrzeć z głodu i zimna albo od dzikich zwierząt niż przebywać
razem z nim. Dobry pustelnik nie wiedział, co ma robić: z jednej strony
bał się, że biedak, porzucony w odludnym miejscu, zginie; z drugiej
strony - obawiał
się, że dłużej już z nim nie wytrzyma, że musi stracić cierpliwość.
Poszedł z tym kłopotem do Świętego Antoniego, żeby się poradzić, co ma
robić, żeby podobać się Bogu. Nie bał się trudów i zniewag, które
zbierał za swoje dobrodziejstwa - chciał tylko poznać wolę Bożą. Kiedy
przybył do Świętego, ten z natchnienia Bożego powiedział mu:
"Ach, synu, wiem, co cię sprowadza i dlaczego mnie szukasz. Nie oddalaj
od siebie tego nędzarza, to pokusa złego ducha, który chce cię
pozbawić wspaniałej korony. Jeśli go opuścisz, mój synu, dobry Bóg nie
zapomni o nim."
Ze słów Antoniego pustelnik zorientował się, że jego zbawienie zostało
uzależnione od troskliwości, jaką będzie otaczał nieszczęśliwego
kalekę. Po krótkiej chwili namysłu odezwał się więc znów do Świętego:
"Mój ojcze, boję się, czy nie stracę cierpliwości, czy dłużej wytrzymam."
"Synu - rzecze Święty Antoni - czemu miałbyś tracić cierpliwość? Czy
nie wiesz, że najbardziej szlachetnie powinniśmy postępować z tymi,
którzy wyrządzają nam najwięcej zła? Nie mamy zasługi, jeżeli okazujemy
cierpliwość osobom, które nie robią nam nic złego. Czy nie wiesz, mój
synu, że miłość jest cnotą odważną, która nie patrzy na błędy
nieprzyjaciela, a jedynie na Boga samego? Upominam cię więc, żebyś
zatrzymał biedaka w swoim domu. Im będzie gorszy, tym bardziej okazuj mu
litość, a Jezus
Chrystus poczyta ci to za zasługę, jak gdybyś tę łaskę okazał Jemu
samemu. Przez swoją cierpliwość okaż, mój synu, że jesteś uczniem Boga
cierpiącego. Pamiętaj, że oznaką chrześcijanina jest cierpliwość i
miłość. Wiedz, że z woli Bożej ten właśnie biedak ma się przysłużyć do
osiągnięcia przez ciebie korony niebieskiej".
Pustelnik wyraźnie teraz zrozumiał, czego domaga się od niego Bóg.
Wrócił do domu, zapomniał o krzywdach, zniewagach i o niegodziwym
postępowaniu żebraka, dalej okazywał mu bezgraniczną cierpliwość,
usługiwał mu z wielką pokorą i bezustannie modlił się za niego.
Cierpliwość i miłość tego pustelnika przemieniły serce nędzarza który
pod wpływem łaski Bożej nawrócił się. Stało się to już za życia wielką
nagrodą dla świątobliwego sługi Bożego.
Kiedyś, w dniu Sądu Ostatecznego, ten przykład zawstydzi chrześcijan,
którzy nie są w stanie nawet przez kilka dni spokojnie i bez szemrania
znosić przykrości ze strony osób o przeciwnym charakterze. Mówią, że dla
świętego spokoju trzeba zerwać z nimi wszelkie stosunki!
Mój Boże, ilu chrześcijan pójdzie na potępienie z powodu braku cierpliwości!
Choćbyście nawet robili cuda, i tak nie osiągniecie zbawienia, jeśli
nie będziecie mieli miłości. Kto jest niecierpliwy, kto nie kieruje się
pobudkami wiary, ten nie jest prawdziwym uczniem Chrystusa, bo idzie za
swoimi zachciankami, kaprysami i skłonnościami.
Pamiętajcie - wy, ludzie wierzący - że jeśli nie macie miłości, to
jesteście obłudnikami i nigdy nie będziecie oglądali Boga w niebie.
Choćbyście cały swój majątek porozdawali na jałmużny, choćbyście każdego
dnia byli na Mszy Świętej i przyjmowali Komunię Świętą - bez tej cnoty
nie traficie do nieba.
Św. Jan Maria Vianney
Gibbor
^ do góry ^
|
|
|
|