Przygody Króla Anzelma Kanciastoportego cz. II
Anzelm szczęśliwy, że nareszcie jest wolny postanowił spełnić swoje marzenie i udać się w długie odwiedziny do swojego krewnego w dalekiej i egzotycznej Gnojlandii. Udał się na skałki obok szczurzej jamy i już po chwili prowadził za sobą grupkę obdartusów, którym postanowił wynająć pokoje w zamku na czas swojej nieobecności. Byli to przyjezdni z sąsiadującego z jego królestwem Biedastanu. Przyjechali na zarobek – rządzący Biedastanem McKwac wysłał ich do Łajniarni po twardą walutę i teraz włóczyli się szukając zajęcia. Bardziej zaradni szli zbierać mech i szyszki chmielowe, inni pracowali za jednego glunta dziennie na farmie strusi, jeszcze inni żebrali lub wypłakiwali socjal. Rozlokowawszy towarzystwo w komnatach Anzelm zaczął zbierać czynsz, lecz spotkał się z oporem : brak świeżej wody, niewygodne podłogi do spania, brak szyb w oknach, itp. Dopiero pojawienie się kapitana Szczały i widok jego sygnetu przerwał te dyskusje, a Anzelm z ciężką od mentów sakiewką powędrował w stronę wsi. Kiedyś było w niej kilka kafejek i pierogarnii, niestety Martadela była przyczyną ich zagłady. Ostatnia oberża Pod Ozorem ostała się tylko dlatego, iż można było w niej dostać wyłącznie napitki. Anzelm zatrzymał się przed kocem gaśniczym zasłaniającym wejście i jego wzrok padł na MENU : kwas chlebowy, gleborzutne, siara, wymiotne… Wszedł do środka. Pod sufitem z mchu i gałęzi unosił się gęsty dym ze skrętów (tytoniu już nikt nie uprawiał, więc wieśniacy palili co popadło – byle dało się zwinąć w rulon). A do tego ten jazgot… Stanął na środku i krzyknął : - Cisza. Przyszedłem rozmówić się z właścicielem Judasem Świniookim. I od razu mówię, że nie jestem jego przyjacielem. – Każdy tak mówi, a później chce go za żonę. Wybuch śmiechu skutecznie zagłuszył ciętą odpowiedź Anzelma, więc zacisnąwszy zęby wszedł do bocznego pomieszczenia z napisem biuro podróży. Pociągnął za sznur u drzwi i pojawiła się jak spod ziemi bliżej niezidentyfikowana istota : saboty z akacjowego drewna, czarno-czerwone rajtuzy, kokosowa spódniczka, wydatny stanik i wachlarz w ręce ozdobionej mnóstwem sygnetów. Nie pasowały do tego wyglądu wąsy i warkocze z niebieskimi wstążkami, ale postanowił nie zwracać na to uwagi. – Czego lub kogo sobie życzysz mój chłopcze ? – Jak śmiesz tak się zwracać do króla ? - Och wybacz. Nie wiedziałem. Jestem Panem Pierścieni, czym mogę Ci służyć ? - Na pewno nie sobą zakało. Chcę rozmawiać ze Świniookim. – Jest bardzo zajęty, ma dwóch gości z Geistanu. Może ja Ci pomogę ? - Wybieram się do Gnojlandii, chcę wynająć osłobusa – CAŁEGO – bez pasażerów ! Jadę sam ! - To będzie kosztować królu. – Nie Twoja sprawa. Do tego polisa na dwa miesiące ze zniżką 70 % i przyczepka z kiblem. Noclegi i wyżerkę mam zapewnioną przez mojego krewnego. Najlepiej, żeby powoźnik znał sztuki walki i miał ze sobą jakąś rusznicę. Słyszałem, że najlepiej jeździ Mojert Szlufica ? - O tak, ale teraz jest w Srulandii na pieczarkach i wróci dopiero za miesiąc. – Bodaj go jamnik oszczał. W kraju druga Ililandia, a ten wyjeżdża bo mu mało… A ktoś inny ? - Alam Pałysz. Słyszałeś o nim królu ? – Nie, ale niech będzie – biorę. O której mogę wyjechać ? - Sprawdzimy, czy osłobus jest choć trochę sprawny i poczekamy, aż kierowca wytrzeźwieje. Myślę królu, że jutro skoro świt. Opuściwszy smrodliwe miejsce Anzelm wrócił do zamku i zaczął się pakować : onuce w paski i drugie w grochy (prezent od byłej żony Cycbary), 4 pary spodenek, dresy, 3 różowe koszulki, sweterek w jodełkę, cichobiegi i płaszcz z myszoskoczków. Do tego szczoteczka, pasta Zgryzate i dwa zestawy gumek. Zasunął zamek i zadzwonił na kosmetaczkę. Pojawiła się z wielkim przybornikiem, ubrana jedynie w szorty i opaskę na głowie. Zażyczył sobie najpierw golenia i strzyżenia, a następnie innych pielęgnacji odstresowujących . Po tych długo trwających zabiegach zasnął. Zerwał się rześko na pierwszy odgłos piania koguta. Przegonił kosmetaczkę i zaczął się ubierać dzwoniąc jednocześnie po herolda. Zjawił się zaspany, ale widok pogrzebacza w ręku Anzelma skutecznie go obudził. – Bierz się za bagaż zakało, idziemy. Ciężko stękając herold potaszczył walizę za Anzelmem aż do oberży. Na placu stał już osłobus, a na koźle spał powoźnik. Obok wehikułu trzymając się za ręce czekali Świoniooki i Pan Pierścieni. - Witam Cię Anzelmie. Płacisz 30 gluntów za wszystko i możesz jechać. – Niechaj będzie, ale mówiłem że jadę sam. Któż tam w środku zajmuje miejsce ? - Twoja osobista ochrona – Barbelina Moli. Jest do Twojej dyspozycji prze całą podróż. Ochrona wliczona w cenę biletu. – No, chyba że tak. Niech zostanie. Łokitoki działają ? - Tak, dzwoń w razie potrzeby. – To narka. Wracam za dwa miechy, przyślij po mnie osłobusa. Nagle wyrósł przed nim proboszcz i chcąc nie chcąc musiał sięgnąć do sakwy i zabulić za błogosławieństwo. Wreszcie ulokował się wygodnie na jednym z dwóch tapczanów z mchu i przyjrzał się bacznie swojej ochronie. Długie, czerwone żymianki, dziergane pończochy, króciutka miniówka i koronkowa bluzeczka. „To będzie cudna podróż” pomyślał i zapukał laską w podłogę. Na ten znak strzelił bicz i wehikuł ciągniony przez dwa stare osły ruszył z miejsca. Nigdzie nie wyjeżdżał od kilku lat i cieszył się ogromnie na tę podróż. Jechali głównym traktem do Gnojlandii. Pod każdym drzewem stały młode dziewczyny i pozdrawiały go radośnie. „Nie jest tak źle w moim królestwie” – praca jest dla każdego, trzeba ją tylko znaleźć”. Obserwował okolicę, gdy nagle ogromny huk i trzask rozrywanego drewna zatrzymał pojazd w miejscu. Do środka wpadł osobnik w kominiarce na głowie i skoczył w stronę króla. – To napad. Wyskakuj ze szmalu, to Cię oszczędzę ! Nie pamiętał dobrze – co się później stało. Z okrzykami : Jjjjjaaauuu, ooooołłłłłuuuu Barbelina skoczyła na napastnika i celnymi ciosami pozbawiła go oddechu. Założyła mu kajdanki z rzepakowego sznura i ściągnęła z głowy kominiarkę. Anzelm przyjrzał się napastnikowi : mały wąsik, czarne oczy – skądś go znał. – Kim jesteś : Natman czy Sforro ? Mów prawdę. – Ani ten ani ten. Ja jestem Piotro-sik. Wypuść mnie Panie, a zapewniam Cię, że spokojnie dojedziesz do granicy. – Zjeżdżaj. Następnym razem każę Cię powiesić na haku za ziobro. „Piotrosik – nie słyszałem o takim” - pomyślał Anzelm i kazał ruszać w dalszą podróż. – Barbelino, jestem Ci wdzięczny za pomoc. Jesteś fantastyczna. Co jeszcze potrafisz ? - O Panie, do granicy długa droga. Zamknij oczy i odpręż się…CDN