|
Wtorek, 2024-03-19, 8:14 AM Jesteś zalogowany jako Gość | Grupa "Goście"Witaj Gość | RS |
Smak chwil
|
|
Przygody Króla Anzelma Kanciastoportego cz. II
Anzelm szczęśliwy, że nareszcie jest wolny postanowił spełnić swoje
marzenie i udać się w długie odwiedziny do swojego krewnego w dalekiej i
egzotycznej Gnojlandii. Udał się na skałki obok szczurzej jamy i już po
chwili prowadził za sobą grupkę obdartusów, którym postanowił wynająć
pokoje w zamku na czas swojej nieobecności. Byli to przyjezdni z
sąsiadującego z jego królestwem Biedastanu. Przyjechali na zarobek –
rządzący Biedastanem McKwac wysłał ich do Łajniarni po twardą walutę i
teraz włóczyli się szukając zajęcia. Bardziej zaradni szli zbierać mech i
szyszki chmielowe, inni pracowali za jednego glunta dziennie na farmie
strusi, jeszcze inni żebrali lub wypłakiwali socjal. Rozlokowawszy
towarzystwo w komnatach Anzelm zaczął zbierać czynsz, lecz spotkał się z
oporem : brak świeżej wody, niewygodne podłogi do spania, brak szyb w
oknach, itp. Dopiero pojawienie się kapitana Szczały i widok jego
sygnetu przerwał te dyskusje, a Anzelm z ciężką od mentów sakiewką
powędrował w stronę wsi. Kiedyś było w niej kilka kafejek i pierogarnii,
niestety Martadela była przyczyną ich zagłady. Ostatnia oberża Pod
Ozorem ostała się tylko dlatego, iż można było w niej dostać wyłącznie
napitki. Anzelm zatrzymał się przed kocem gaśniczym zasłaniającym
wejście i jego wzrok padł na MENU : kwas chlebowy, gleborzutne, siara,
wymiotne… Wszedł do środka. Pod sufitem z mchu i gałęzi unosił się gęsty
dym ze skrętów (tytoniu już nikt nie uprawiał, więc wieśniacy palili co
popadło – byle dało się zwinąć w rulon). A do tego ten jazgot… Stanął
na środku i krzyknął : - Cisza. Przyszedłem rozmówić się z właścicielem
Judasem Świniookim. I od razu mówię, że nie jestem jego przyjacielem. –
Każdy tak mówi, a później chce go za żonę. Wybuch śmiechu skutecznie
zagłuszył ciętą odpowiedź Anzelma, więc zacisnąwszy zęby wszedł do
bocznego pomieszczenia z napisem biuro podróży. Pociągnął za sznur u
drzwi i pojawiła się jak spod ziemi bliżej niezidentyfikowana istota :
saboty z akacjowego drewna, czarno-czerwone rajtuzy, kokosowa
spódniczka, wydatny stanik i wachlarz w ręce ozdobionej mnóstwem
sygnetów. Nie pasowały do tego wyglądu wąsy i warkocze z niebieskimi
wstążkami, ale postanowił nie zwracać na to uwagi. – Czego lub kogo
sobie życzysz mój chłopcze ? – Jak śmiesz tak się zwracać do króla ? -
Och wybacz. Nie wiedziałem. Jestem Panem Pierścieni, czym mogę Ci służyć
? - Na pewno nie sobą zakało. Chcę rozmawiać ze Świniookim. – Jest
bardzo zajęty, ma dwóch gości z Geistanu. Może ja Ci pomogę ? - Wybieram
się do Gnojlandii, chcę wynająć osłobusa – CAŁEGO – bez pasażerów !
Jadę sam ! - To będzie kosztować królu. – Nie Twoja sprawa. Do tego
polisa na dwa miesiące ze zniżką 70 % i przyczepka z kiblem. Noclegi i
wyżerkę mam zapewnioną przez mojego krewnego. Najlepiej, żeby powoźnik
znał sztuki walki i miał ze sobą jakąś rusznicę. Słyszałem, że najlepiej
jeździ Mojert Szlufica ? - O tak, ale teraz jest w Srulandii na
pieczarkach i wróci dopiero za miesiąc. – Bodaj go jamnik oszczał. W
kraju druga Ililandia, a ten wyjeżdża bo mu mało… A ktoś inny ? - Alam
Pałysz. Słyszałeś o nim królu ? – Nie, ale niech będzie – biorę. O
której mogę wyjechać ? - Sprawdzimy, czy osłobus jest choć trochę
sprawny i poczekamy, aż kierowca wytrzeźwieje. Myślę królu, że jutro
skoro świt. Opuściwszy smrodliwe miejsce Anzelm wrócił do zamku i zaczął
się pakować : onuce w paski i drugie w grochy (prezent od byłej żony
Cycbary), 4 pary spodenek, dresy, 3 różowe koszulki, sweterek w jodełkę,
cichobiegi i płaszcz z myszoskoczków. Do tego szczoteczka, pasta
Zgryzate i dwa zestawy gumek. Zasunął zamek i zadzwonił na kosmetaczkę.
Pojawiła się z wielkim przybornikiem, ubrana jedynie w szorty i opaskę
na głowie. Zażyczył sobie najpierw golenia i strzyżenia, a następnie
innych pielęgnacji odstresowujących . Po tych długo trwających zabiegach
zasnął. Zerwał się rześko na pierwszy odgłos piania koguta. Przegonił
kosmetaczkę i zaczął się ubierać dzwoniąc jednocześnie po herolda.
Zjawił się zaspany, ale widok pogrzebacza w ręku Anzelma skutecznie go
obudził. – Bierz się za bagaż zakało, idziemy. Ciężko stękając herold
potaszczył walizę za Anzelmem aż do oberży. Na placu stał już osłobus, a
na koźle spał powoźnik. Obok wehikułu trzymając się za ręce czekali
Świoniooki i Pan Pierścieni. - Witam Cię Anzelmie. Płacisz 30 gluntów za
wszystko i możesz jechać. – Niechaj będzie, ale mówiłem że jadę sam.
Któż tam w środku zajmuje miejsce ? - Twoja osobista ochrona – Barbelina
Moli. Jest do Twojej dyspozycji prze całą podróż. Ochrona wliczona w
cenę biletu. – No, chyba że tak. Niech zostanie. Łokitoki działają ? -
Tak, dzwoń w razie potrzeby. – To narka. Wracam za dwa miechy, przyślij
po mnie osłobusa. Nagle wyrósł przed nim proboszcz i chcąc nie chcąc
musiał sięgnąć do sakwy i zabulić za błogosławieństwo. Wreszcie ulokował
się wygodnie na jednym z dwóch tapczanów z mchu i przyjrzał się bacznie
swojej ochronie. Długie, czerwone żymianki, dziergane pończochy,
króciutka miniówka i koronkowa bluzeczka. „To będzie cudna podróż”
pomyślał i zapukał laską w podłogę. Na ten znak strzelił bicz i wehikuł
ciągniony przez dwa stare osły ruszył z miejsca. Nigdzie nie wyjeżdżał
od kilku lat i cieszył się ogromnie na tę podróż. Jechali głównym
traktem do Gnojlandii. Pod każdym drzewem stały młode dziewczyny i
pozdrawiały go radośnie. „Nie jest tak źle w moim królestwie” – praca
jest dla każdego, trzeba ją tylko znaleźć”. Obserwował okolicę, gdy
nagle ogromny huk i trzask rozrywanego drewna zatrzymał pojazd w
miejscu. Do środka wpadł osobnik w kominiarce na głowie i skoczył w
stronę króla. – To napad. Wyskakuj ze szmalu, to Cię oszczędzę ! Nie
pamiętał dobrze – co się później stało. Z okrzykami : Jjjjjaaauuu,
ooooołłłłłuuuu Barbelina skoczyła na napastnika i celnymi ciosami
pozbawiła go oddechu. Założyła mu kajdanki z rzepakowego sznura i
ściągnęła z głowy kominiarkę. Anzelm przyjrzał się napastnikowi : mały
wąsik, czarne oczy – skądś go znał. – Kim jesteś : Natman czy Sforro ?
Mów prawdę. – Ani ten ani ten. Ja jestem Piotro-sik. Wypuść mnie Panie, a
zapewniam Cię, że spokojnie dojedziesz do granicy. – Zjeżdżaj.
Następnym razem każę Cię powiesić na haku za ziobro. „Piotrosik – nie
słyszałem o takim” - pomyślał Anzelm i kazał ruszać w dalszą podróż. –
Barbelino, jestem Ci wdzięczny za pomoc. Jesteś fantastyczna. Co jeszcze
potrafisz ? - O Panie, do granicy długa droga. Zamknij oczy i odpręż
się…
CDN
|
|
|
|