Stary rok mija lecz marzenia zostają, niech one się Wam wszystkie spełniają.
Dziś wiem, co ważne lecz za późno, Twego powrotu czekam na próżno, Twe serce zimne, nie bije wcale, ile bym dała by biło dalej. Kolory świata przechodzą z wiosny w zimę, a ja samotna chodzę po lesie... Lecz las to ludzi obcych, dalekich, co patrzą na nas słabych, kalekich... Kalectwem moim na całe życie, będzie żałoba po Waszym bycie, które zawładnęło mym całym życiem, a gdy odeszło, została pustka... Słowa nie wyrażą cierpienia, łzy nie umniejszą bólu, słońce nie rozjaśni mej twarzy, nic już nie będzie takie jak było... Żyję lecz czy jest to życie? Dzień za dniem snuje się , to jeszcze tak boli... Serce tak tęskni, a dusza woła, Waszego powrotu tak mocno pragnie, lecz taki świat ten, że nic nie zdoła przywrócić życia gwiazdom co spadną...
Powoli zmęczony trudami podróży
idę wolno, jaka tego jest przyczyna?
Może ta podróż długa, może dziwna ?
Zapewne każdy dziś mi to przyzna,
zacząłem wędrówkę niemowlęciem,
przemierzałem szlak będąc dziecięciem -
do mety doszedł dorosły mężczyzna...
Raz była radość, niekiedy szarzyzna ,
tyle doświadczeń tak wiele wydarzeń -
czy pozwoliłem - na spełnienie marzeń?
Szansę i nadzieję - dałem każdemu z Was.
Nie skorzystałeś? Stracony Twój czas .
Masz jeszcze chwilkę - na razie trwam,
za mną idzie młodość, jej szansę dam .
Mój czas się kończy - nowy rok zaczyna ,
zakończ go dobrze lub naprawę zaczynaj ,
podejmuj nowe zaszczytne wezwania ,
aby powiedzieć – to moje dokonania !
By nikt nie zganił, za błędy… pomyłki
wysoko ocenił owoce, i Twoje wysiłki ...
Mój rok nie powiesz, że jest stracony.
W górę szampana… jesteś zadowolony ,
gdy będę odchodził - ocenisz mnie sam ,
a ja, kolejnemu- młodemu - szansę dam.
Otrzyjcie łzy moje , przywróćcie potrzebę uśmiechu, nadajcie znów barwy liściom Bądźcie obok ,w wietrznym oddechu... Ja muszę ten smutek oswoić, powinnam go nawet polubić, bo to moja pamiątka po Was... Przecież nie mogę jej zgubić...
Gdy z losem innych zestawiam swój los, co tak zadrwił z nas i wciąż się zaśmiewa, nie rzucam gromów, nie płaczę w głos lecz w boleść wrastam, jak w ziemię – drzewa... Boże, zamień mnie w wiatr... Przemierzę wzdłuż i wszerz, przestworzy nieba świat... Czego w nim szukam,Ty wiesz... Nie słyszę... Czy w środku muszelki ogromne szumią fale? Nie widzę... Czy świat jest wielki, a rzeczy świata małe? Wróć, świecie! Znów będę w nieskończoność nawracać się na wiarę... I pozwól odkrywać się na nowo, płynąć przez morza całe... By w serca dotrzeć ciszę, bez lęku w niej zagościć I własny głos usłyszeć, że świat jest przecież taki prosty, a w nim niestraszne życie...
Ty, Panie tyle czasu masz,
Mieszkanie w chmurach i błękicie,
A ja na głowie mnóstwo spraw
I na to wszystko jedno życie.
A skoro wszystko lepiej wiesz,
Bo patrzysz na nas z lotu ptaka,
To powiedz czemu tak mi jest,
Że czasem tylko siąść i płakać.
Ja się nie skarżę na swój los,
Potulna jestem jak baranek
I tylko mam nadzieję że,
Że chyba wiesz co robisz Panie?
Ile mam grzechów, któż to wie,
A do liczenia nie mam głowy,
Wszystkie darujesz mi i tak,
Nie jesteś przecież drobiazgowy.
Lecz czemu mnie do niebios bram,
Prowadzisz drogą taką krętą
I czemu wciąż doświadczasz tak,
Jak gdybyś chciał uczynić świętym.
Nie chcę się skarżyć na swój los,
Nie proszę więcej niż dać możesz
I ciągle mam nadzieję, że,
Że chyba wiesz co robisz Boże?
To życie minie jak zły sen,
Jak tragifarsa, komediodramat,
A gdy się zbudzę, westchnę – cóż,
To wszystko było chyba zamiast.
Lecz póki co w zamęcie trwam,
Liczę na palcach lata szare
I tylko czasem przemknie myśl,
Przecież nie jestem tu za karę.
Dziś czuje się jak mrówka,
gdy czyjś but tratuje jej mrowisko.
Czemu mi dałeś wiare w cud,
A potem odebrałeś wszystko.
Nie chcę się skarżyć na swój los,
Choć wiem jak będzie jutro rano.
Tyle powiedzieć chciałam Ci,
Zamiast pacierza na dobranoc.
Nie pozwolę Wam umrzeć,odejść do kraju, gdzie mądrość prostą w ciężkich pogrzebano księgach, bzy kwitną rozszalałe lecz nie tylko w maju, na dobroć cichą nieprzecięta czeka wstęga... Nie pozwolę odchodzić Wam znów z tego świata, gdzie człek wesół - po bliźnim płakać już nie umie, myśl ważka, nim dzień ujrzy, w noc gnuśną ulata, umiaru nikt nie zna, tylko w pysze i w dumie... Nie pozwolę Was światu wymazać z pamięci: Boście za smutni... Niechaj chwilką zadumy pamięć Waszą święci, tajemnicą cud miłości,pamięci i tęsknoty oplata.
W kłębek skulonym smutkiem,nie chcę Cię martwić-Tato kochany,Siostro... Więc tylko na rymów wygrywam lutni, tuląc aniołki z porcelany... Szlochem nagłym i nieopanowanym, nie chcę Cię czynić bezradnym, co noc więc czekam na sen, by dać łzom płynąć cichym, bezładnym... Wybacz Podporo, Najdroższy Człowieku, że już nie umiem się cieszyć chwilą marną, gdy nad szczęścia beztroską zatrzasnęłam wieko i przysypałam je ziemią... cmentarną.
Boże,tyle w moim życiu mnie doświadczyłeś, czy bilet na powrót już także kupiłeś? Mimo wszystko ja kocham życie i marzę o szczęściu- głęboko i skrycie..A gdybyś na bilet już przybił datownik, niech mnie dogoni Twój anioł komornik, bo ja bez walki się przecież nie poddam, i z własnej woli życia nie oddam! Śmierć idzie za nami krok, w krok, podkłada często znienacka nogi, by ją zmylić skręcamy czasem w bok, lecz ona z każdej zawróci nas drogi .. Śmierci! Niewiasto bez serca,nieulękła, księgowa w niebie na etacie.. Kradniesz ludziom resztki szczęścia i rzucasz: „ reszta życia umorzona” -bracie... Nikt, kto się o ciebie nie otarł, nie doceni zwyczajnej prozy życia, ten, co cię kiedyś na drodze napotkał- szukać będzie na pewno lepszego ukrycia.. Dlaczego, mój Boże, tak nas nękasz, zabierasz tych,co kochamy? Dlaczego obdarzasz krzyżem ludzi, przecież; na życie przez Ciebie skazanych.. Jak mam rozumieć i jeszcze docenić, gdy mi ojca i siostrę od rodziny oderwałeś?! Czym mam swoją wiarę pokrzepić? ..Najpierw dałeś ,a potem zabrałeś.... Cóż zawinili?..Dla mnie byli całym światem! Moja wiara została niczym z rzeszota, lecz nie umiem myśleć, żeś Ty moim katem.. Czymże mnie jeszcze obdarzysz? Czy jeszcze będzie ma droga pogodna? Na jakim mnie jeszcze ołtarzu złożysz, bym była miłości Twej godna? Ile zwątpienia jeszcze mnie czeka, bym mogła powiedzieć szczerze, jaka przede mną droga daleka, spojrzeć ufnie i rzec:ja wierzę!
Tam,gdzie trzeba każdemu iść, wybieramy się już dziś. Trzeba zabrać wszystko lecz tak naprawdę nie zabierzemy nic! Choć droga daleka,nie boimy się iść, jesteśmy już blisko choć trzeba nam jeszcze żyć. Kto powiedział, że życie jest piękne? -To słowo zostało przeklęte! Tak naprawdę to dla nas strach. Już ostatnia kolejka ustawia się, nie bójmy się ,to będzie jak sen. Najpierw brama, przez którą trzeba przejść. a później już tylko On.. Prawdziwy, żywy każdy dotknąć go chce. Tu już zatrzymuje się czas.. Wszyscy co już w środku patrzą na nas z góry, jak anioły będą przy nas trwać- do czasu ,aż my przyjdziemy tam..
Gdyby łzy chciał ktoś kupić,albo me myśli czarne, mógłby się nimi upić-nie poszłyby na marne. Ilość ich już okrutna,tyle ich wciąż się rodzi lecz czemu jestem smutna-nikogo nie obchodzi. Jeśli łzami jak grochem będę rzucać o ścianę, ściana nie drgnie ni trochę-obojętna zostanie. Gdyby łzy w perły zmienić to bym była bogata, umiałaby je cenić,brzydsza połowa świata. Smutek płynie kroplami,potokiem łzy miłości,choć podobno gdzieś czasami..można płakać z radości..
Dopóki nam Ziemia kręci się, dopóki jest tak, czy siak- Panie ofiaruj każdemu z nas, czego mu w życiu brak; Mędrcowi darować głowę, tchórzowi dać konia chciej, sypnij grosza szczęściarzom i mnie w opiece swej miej. Dopóki Ziemia obraca się, o Panie, daj nam swój znak.. Hojnych puść miedzy żebraków, niech się poczują lżej, daj Kainowi skruchę i mnie też-w opiece swej miej. Ja wiem, że Ty wszystko możesz , wierzę w Twą moc i gest; Jak wierzy zmarły, że w siódmym niebie jest.. Jak zmysł każdy chłonie z wiarą, Twój ledwie słyszalny głos, jak wszyscy wierzymy w Ciebie, nie wiedząc co niesie nam los.. Panie mó, Boże jedyny,spraw dopóki nam Ziemia toczy się zdumiona obrotem spraw, dopóki czasu wciąż jeszcze wystarcza jej , dajże nam wszystkim po trochu i mnie w opiece swej miej .
..Nie wiem,czego się życzy Aniołom,ale ślę Wam bożonarodzeniowe życzenia z milionem gwiazdek-tam do nieba..Niech te święta będą spokojne dla Was i Rodziny..Za oknem tańczą śniegu drobinki, w ludziach się serca topią jak lód, migocą lampki, pachną choinki ; największy wydarzył się cud. Przyszedł Pan Jezus do nas w gościnę, choć Go się tylu wypiera; i do wierzących i do wątpiących, przybył - serca otwierać. I pewnie nieraz tak się wydarzy, w ten wieczór, kiedy z nadzieją czekamy, że się wypełni to, o czym marzymy; przybędzie do nas ktoś bliski,z daleka,co obcy zabrał go świat-nie z własnej woli jest teraz u nieba bram.. Czy Ich przywróci pamięci wiatr, by choć w te cudowne święta z nami pobyli? By razem usiąść przy białym stole, opłatkiem przełamać się - z najbliższymi, kolędy śpiewać, w rodzinnym kole, przeżyć ten jeden wieczór tu, z nami.. Ty, co przynosisz światu Zbawienie, wlej w nasze serca nadzieję, wiarę i siłę, zmień nasze smutne życie jednym skinieniem,
To właśnie tego wieczoru, gdy mróz lśni, jak gwiazda na dworze, przy stołach są miejsca dla naszych aniołów i obcych, bo nikt być samotny nie może. To właśnie tego wieczoru, gdy wiatr zimny śniegiem dmucha, w serca złamane i smutne po cichu wstępuje otucha. To właśnie tego wieczoru zło ze wstydu umiera, widząc, jak silna i piękna jest Miłość, gdy pięści rozwiera. To właśnie tego wieczoru, od bardzo wielu wieków, pod dachem tkliwej kolędy Bóg rodzi się w niebiańskich aniołach i w ziemskim człowieku.
Nie zostawiaj pustego miejsca gdy nie czekasz,
Bo nie przyjdzie ten, którego nie znasz,
otwórz więc drzwi I obok siebie postaw nakrycie,
by gorący oddech wigilijnej strawy rozgrzał twoje serce.
Spójrz w oczy szaleństwu zimy,
bo życie twoje to pory Roku
jeśli mróz skuł lodem twe serce ,walcz
by zło nie odebrało Ci reszty Tej wiosny,
która zakwitła w twym sercu.
A jeśli już czekasz , czekaj z pokorą,
bo nic co ciche nie zapuka głośno do drzwi w taką noc,
pomyśl o tych, co nigdy nie spacerują w twych myślach
I powiedz im: Wesołych Świat
Zgiełk fajerwerków szybko przemija,
pozostaje płomyk – twarz odbita w lustrze znajoma od lat,
może bardziej zamyślona, weź opłatek:
„życzę Ci by Dobro mieszkało w twym sercu”
pościel żłóbek Maleńkiemu I zanuć kolędę,
raźniej Wam będzie we dwoje.
Przypomnij sobie chłód I ciemność zimowej nocy,
byś nigdy nie zapomniał pragnienia,
by Wiara, Nadzieja I Miłość biły z twych rąk,
nie bój się podnieść z Ziemi
liści-wspomnień minionych dni,
bo nie wszystko stracone.
Nie odmawiaj pomocy,
nie gaś świecy, nie noś urazy
bo nie zdążysz przeprosić,
zbyt ciężko wędruje się pod wiatr bez odpoczynku,
w czyichś ramionach bez przyjmowania pomocy
- ty dobrze wiesz gdzie jej szukać.
Przy wigilijnym stole posadź nieprzyjaciół,
oni też mają gorące serca,
odwiedź chorych, zaparz im herbatę,
opowiadaj ociemniałym o gwieździstym niebie,
dla każdego z nich bądź drogowskazem życia,
drogą, która prowadzi do Boga.
Przyszedł czas świąt magicznych,rodzinnych, przez wszystkich lubiany, dzieci się cieszą, lepią bałwany. Iskrzy się z nieba, choć nie ma śniegu, wszyscy się śmieją, żyją w tym biegu. Choinka już pachnie, lampki też świecą, Gwiazdor i Śnieżynka niedługo przylecą. Tylko mój uśmiech w grymas się zmienia, nie czuję tych świąt ,nie czuję olśnienia. Mój zapał i wiara niczym się staje, tymi słowami ból swój oddaję i jest mi smutno dławię się z żalu, że naszych bliskich nie ma dziś z nami..
Uwierzymy kolejny raz, w jeszcze jedno Boże Narodzenie, choć przygasł Świąteczny gwar, bo zabrakło znów czyjegoś głosu,ale przyjdź tu do nas i z nami trwaj, wbrew tak zwanej ironii losu. Daj nam wiarę, że to ma sens, że nie trzeba żałować ,że gdziekolwiek są, dobrze im jest, bo są z nami, choć w innej postaci. Przekonaj, że tak ma być, że po ich głosach wciąż powietrze drży, że odeszli po to by żyć i tym razem będą żyć wiecznie. Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, jeszcze raz pozwól cieszyć się i zapomnieć ,że są puste miejsca przy stole. A nadzieja znów wstąpi w nas...
"A nadzieja znów wstąpi w nas. Nieobecnych pojawią sie cienie. Uwierzymy kolejny raz, W jeszcze jedno Boże Narodzenie. I choć przygasł świąteczny gwar, Bo zabrakło znów czyjegoś głosu, Przyjdź tu do nas i z nami trwaj, Wbrew tak zwanej ironii losu. Daj nam wiarę, że to ma sens. Że nie trzeba żałować przyjaciół. Że gdziekolwiek są - dobrze im jest, Bo są z nami choć w innej postaci. I przekonaj, że tak ma być, Że po głosach tych wciąż drży powietrze. Że odeszli po to by żyć, I tym razem będą żyć wiecznie Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole. Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas, I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole. A nadzieja znów wstąpi w nas. Nieobecnych pojawią się cienie. Uwierzymy kolejny raz, W jeszcze jedno Boże Narodzenie . I choć przygasł świąteczny gwar, Bo zabrakło znów czyjegoś głosu, Przyjdź tu do nas i z nami trwaj, Wbrew tak zwanej ironii losu. Przyjdź na świat, by wyrównać rachunki strat, Żeby zająć wśród nas puste miejsce przy stole. Jeszcze raz pozwól cieszyć się dzieckiem w nas, I zapomnieć, że są puste miejsca przy stole."
Bożego Narodzenia noc wśród nocy grobów, wysoko świeci jasna gwiazda betlejemska, błyszczy na śniegu, coraz bliżej, bardziej ziemska, osioł i wół żują sen nocy zimowej u żłobu. Między osłem i wołem wróbli świergotanie wesołe, chwila, gdy opuszczając niebiosy góry ziemi łagodnie klękają na sianie przed tobą, dziecko ludzkie, zrodzone tej nocy. Zniosą ci barwy ziemi, wszystkie świata mowy, dziecko ludzkie, leżące na sianie stajenki, gdzie zlatują się ptaki, by jeść z twojej ręki maleńkiej, i gdzie puszy się gołąb tęczowy. Tak życie, rozjątrzone przez śmierć i przez nędzę, rozszerza się w swej głębi posępnej milczeniu i aby nic nie stracić, snuje z siebie przędzę i określa rzecz każdą we własnym jej cieniu. Wypruwa z niej kształt mowy i smak wydobywa nieznany, smak anielski oszczędnego chleba, którego okruszyny jak ptakom niebieskim rzuca nam w lód okuta, twarda rękawica. Głód wynosi ku niebu te pokarmy ziemskie, treść ich umrzeć nie daje, ale nie nasyca. W tę noc ma wszystko cichą przejrzystość księżyca, jak w baśni rzeczy nic nie wiedzą o ciężarze. Ciemność liże nam dłonie jak dobra wilczyca i ciepły blask od ognia pada nam na twarze. Patrz! gołąb śniegu rozleciał. Ma tęczę na szyi. To radość grucha ku nam, nocy zimowej dziecię. Ciężko stąpa wół płowy, którego jeszcze nie zabili ludzie zbrojni, blask gwiazdy jego garb oświecił. Osioł cień rzuca kłapouchy na śnieg biały, jak zamorska roślina, jak olbrzymi łopuch, i klon, który od śniegu jak od głodu opuchł. Rusza się, żyje! Jakby mu ręce liści zmartwychwstały.
Czekając, kiedy wzejdzie wigilijna gwiazda, do wpół zmarzniętej szyby przywarł chłopiec mały. Patrzył - zimowe ptaki wracały do gniazda, jakby tego wieczoru też świętować chciały. Niegdyś gwiazda z Betlejem mędrców prowadziła, dziś znak daje, by zasiąść do świętej wieczerzy, by biel opłatka ludzkie waśnie pogodziła, a w sercu znów zamieszkał Ten, co "w żłobie leży". Chwila jedna! Przy tobie nikną odległości, co szare - zmienia się w odświętne, tajemnicze. Daj nam więcej dni takich,spragnionych szczęścia i pokoju, Niech świat przy żłóbku Twoim odmienia oblicze.
..Jeszcze niedawno,w poprzednie Święta byliśmy razem lecz los smagnął z bicza nagle i niespodziewanie..Pękła nić życia!Smutkiem i żalem wciąż tchnie,pamiętam;ostatnie słowa i gesty..Tato,Ewa..Jesteście na zawsze ,będziecie w myślach,wspomnieniach i naszej pamięci.. Głębię istnienia teraz doceniam,odkąd odeszliście w niebiańską przestrzeń..Ciepłe od uczuć miejsce przy stole czekać na Was będzie z pustym nakryciem,chociaż nie przyjdziecie nigdy złożyć nam życzeń..Blizny na sercu krwawią i bolą..Biały opłatek skropiony łzami,drżącymi dłońmi może przełamię,a gdy rozbłyśnie pierwsza Gwiazda na niebie.."Dzisiaj w Betlejem" wszyscy zaśpiewajmy..To ..noc wyjątkowa, w roku jedyna,Panna Maryja urodzi Syna,w mieście Betlejem, w stajni, na sianie,chusta i żłóbek marnym posłaniem.Gwiazda na niebie, wszem drogę wskaże,możni królowie przyniosą w darze:mirrę, kadzidło, złoto, hołd złożą,klęcząc uwielbią Dziecinę Bożą.Wigilia magią tego wieczoru,umilkną wszystkie waśnie i spory,wkrótce nadejdzie czas pojednania,w cudzie narodzin Chrystusa - Pana.Grzejmy Jezusa w lichej stajence,pieśnią, modlitwą i czystym sercem,wiarą, dobrocią, też uczynkami,wtedy zostanie na zawsze z nami.Opłatek - symbol miłości przełam w swej ręce,postaw o jedno nakrycie więcej,może nadejdzie przybysz strudzony,trzeba ugościć głodnych, spragnionych.Razem przy stole zjedzmy wieczerzę,z pokorą w sercach, miłując szczerze.Niechaj w pokoju upłyną Święta,szanuj tradycję, czcij je-jak Bóg przykazał- o bliźnich,samotnych i nieobecnych pamiętaj..
..Słyszysz jak wiatr życzenia niesie?Hula po polach i szumi w lesie,stuka w okna,wchodzi w kominy i obserwuje nasze smutne miny?Jeśli to słyszysz,to zamknij oczy,niech świat szczęśliwy znów w nasze życie wkroczy..Poczuj makowca zapach wspaniały,zobacz za oknem,świat cały biały.Już karp się smaży,kompot gotuje,mróz na szybach kwiaty maluje,a Ty radosny z iskierką w oku,szukasz tej jednej Gwiazdki,czekasz do zmroku..
Choć wiosen trochę przybyło,to wiatr ten sam,szumi nam miło.Ja razem z nim ślę Ci życzenia,niech Ci się spełnią wszelkie marzenia,a gwiazdka co zaświeci o zmroku niech przyniesie nam radość i spokój w tym Nowym Roku..
Każdym słowem przemawiasz, do Serc Naszych.Zaglądam,czytam i płaczę. Ze wzruszenia, z żalu za tymi, których już nie ma wśród nas.Nie każdy pokazuje swoje uczucia, kto jednak ma serce widzi szczególnie w Wigilię wszystkich, których nam tak brak.Pozdrawiam i dziękuję jak tylko potrafię.
nieznajoma
Piękna jest radość w Święta, ciepłe są myśli o bliskich, niech pokój miłość i szczęście , otoczy nas wszystkich.
Noszę twe serce z sobą (noszę je w moim sercu) nigdy się z nim nie rozstaję gdzie idę ty idziesz ze mną; cokolwiek robię samotnie jest twoim dziełem) i nie znam lęku przed losem (ty jesteś moim losem) nie pragnę piękniejszych światów (ty jesteś mój świat prawdziwy) ty jesteś tym co księżyc od dawien dawna znaczył tobą jest co słońce kiedykolwiek zaśpiewa oto jest tajemnica której nie dzielę z nikim (korzeń korzenia zalążek pierwszy zalążka niebo nieba nad drzewem co zwie się życiem; i rośnie wyżej niż dusza zapragnie i umysł zdoła zataić) cud co gwiazdy prowadzi po udzielnych orbitach noszę twe serce z sobą (noszę je w moim sercu)
Daj mi sny twoje - daj ten sen skrzydlaty O mnie prześniony - ja chcę duszę własną W jego zwierciadle ujrzeć cichą, jasną, Rozkołysaną jak mgły srebrnej kwiaty. Wprowadź mnie jeszcze w krysztalne zaświaty, A tam, twą dłonią poruszone smutnie, Niech się rozdźwięczą wszystkie ścichłe lutnie W ów akord nagle zerwany przed laty. Wówczas mnie ujrzysz raz jeszcze wyśnioną, Raz jeszcze wszystkie pogasić w ukryciu Perły mej duszy tęczowo zapłoną I jedną cudną dam ci chwilę w życiu, Chwilę jedyną - bo potem w noc ciemną Pójdę, byś nigdy nie spotkał się ze mną.
Cóż tobie imię moje powie? Umrze jak smutny poszum fali, Co pluśnie w brzeg i zmilknie w dali, jak nocą głuchą dźwięk w dąbrowie, Skreślone w twoim imonniku, Zostawi martwy ślad, podobny Do hieroglifów płyt nagrobnych W niezrozumiałym języku. Cóż po nim? Pamięć jego zagłuszy Wir wzruszeń nowych i burzliwych I już nie wskrzesi w twojej duszy Uczuć niewinnych, wspomnień tkliwych. Lecz gdy ci będzie smutno - wspomnij, Wymów je szeptem jak niczyje I powiedz: ktoś pamięta o mnie, Jest w świecie serce, w którym żyję.
Zanim spoczną w grobowcu,istoty mające żyć wiecznie, nieśmiertelni tego świata. Anioły. Raz jeszcze wspomnienie skrzydeł do lotu, rozpiętych dumnie, rozbłyśnie. Zanim pogrzebią ich cienie, kapturem mroku utkanym, zgaśnie zieleń oczu ich. Zniknie. Raz jeszcze dumna pamięć minionych czynów, nadchodzący smutek, rozwieje. Gdy obejmować czułością fałszywą ich będzie, zapomnienia ponury posłaniec. Zimnem. Wrócą do chwały pełni, olśnieniem wezwani, przywróceni życiu. Dźwiękiem. Gdy przypomnisz sobie coś, czego nigdy nie wiedziałeś, odgonisz pamięci obojętność. Uśmiechem. Zawołaj czarnej postaci w twarz, jedno słowo tylko, pełne mocy Imię. Anioła. Dopóki twój Anioł żyć będzie, bezpiecznym będziesz człowiekiem, On będzie czuwać. Nieustannie. Dopóki pamiętać będzie jej prawdziwe Imię, choć jedna istota ludzka, Ty.
Co to jest szczęście ? - częste pytanie. Odpowiedź złożona, ja jednak odpowiem, bo dla mnie szczęściem, móc dawać coś z siebie dla tych których kocham, i obcych w potrzebie. Każda życzliwie wyciągnięta ręka, uśmiech na twarzy i w oczach zmęczonych, drobny gest wdzięczności - to przecież tak mało, a znaczy tak wiele w szarej codzienności. To dom rodzinny, ściany, cztery kąty i jego progi przyjaźnie skrzypiące. Po dniu pełnym zmagań, po trudach i znoju, spieszymy do portu - oazy spokoju. Szczęściem jest dzień jasny, co po nocy wstaje i wieczór wytchnienia w gronie osób bliskich i czyste sumienie, gdy bez żadnych wahań, zapiszę spełnione uczynki - na zyski. Szczęściem samo życie, które nam jest dane, jeżeli rozważnie kierujemy sterem, wszakże tyle piękna można dostrzec wokól i tak dużo dobra, gdy dobro się sieje. Daleko szukamy co mamy tak blisko, wciąż się rozglądamy, chcemy z życia wszystko. Tyle w świecie złego, zawiści i krzyku, a szczęście przysiadło cichutko w kąciku.
przechodzień
Z życzeniami ... dla wszystkich Pachnąca stoi zielenią dumna, od wieków taka sama, niewzruszona, igłami umiera po ścięciu, godności ludzi ucząc, tylko bombki się zmieniają jak czasy modnieją... Pierwszą; powieszę za tych co stracili pracę, drugą; za tych co odeszli na zawsze, trzecią; podaruję tym którzy wierzą i mają nadzieję, czwartą; niespełnionym którym wciąż dusze szaleją. piątą; wędrowcom twórcom i poszukiwaczom szóstą; może tym co płaczą i tym co (już lub jeszcze) nie płaczą siódmą; za wszystkie ludzkie życzenia ósmą;ją ... uczczę chwilą milczenia.....
Bajka o zasmuconym smutku Treść: Po piaszczystej drodze szła niziutka staruszka. Chociaż była już bardzo stara, to jednak szła tanecznym krokiem, a uśmiech na jej twarzy był tak promienny, jak uśmiech młodej, szczęśliwej dziewczyny. Nagle dostrzegła przed sobą jakąś postać. Na drodze ktoś siedział, ale był tak skulony, że prawie zlewał się z piaskiem. Staruszka zatrzymała się, nachyliła nad niemal bezcielesną istotą i zapytała: "Kim jesteś?" Ciężkie powieki z trudem odsłoniły zmęczone oczy, a blade wargi wyszeptały: "Ja? ... Nazywają mnie smutkiem" "Ach! Smutek!", zawołała staruszka z taką radością, jakby spotkała dobrego znajomego. "Znasz mnie?", zapytał smutek niedowierzająco. "Oczywiście, przecież nie jeden raz towarzyszyłeś mi w mojej wędrówce. "Tak sądzisz ..., zdziwił się smutek, "to dlaczego nie uciekasz przede mną. Nie boisz się?" "A dlaczego miałabym przed Tobą uciekać, mój miły? Przecież dobrze wiesz, że potrafisz dogonić każdego, kto przed Tobą ucieka. Ale powiedz mi, proszę, dlaczego jesteś taki markotny?" "Ja ... jestem smutny." odpowiedział smutek łamiącym się głosem. Staruszka usiadła obok niego. "Smutny jesteś ...", powiedziała i ze zrozumieniem pokiwała głową. "A co Cię tak bardzo zasmuciło?" Smutek westchnął głęboko. Czy rzeczywiście spotkał kogoś, kto będzie chciał go wysłuchać? Ileż razy już o tym marzył. "Ach, ... wiesz ...", zaczął powoli i z namysłem, "najgorsze jest to, że nikt mnie nie lubi. Jestem stworzony po to, by spotykać się z ludźmi i towarzyszyć im przez pewien czas. Ale gdy tylko do nich przyjdę, oni wzdrygają się z obrzydzeniem. Boją się mnie jak morowej zarazy." I znowu westchnął. "Wiesz ..., ludzie wynaleźli tyle sposobów, żeby mnie odpędzić. Mówią: tralalala, życie jest wesołe, trzeba się śmiać. A ich fałszywy śmiech jest przyczyną wrzodów żołądka i duszności. Mówią: co nie zabije, to wzmocni. I dostają zawału. Mówią: trzeba tylko umieć się rozerwać. I rozrywają to, co nigdy nie powinno być rozerwane. Mówią: tylko słabi płaczą. I zalewają się potokami łez. Albo odurzają się alkoholem i narkotykami, byle by tylko nie czuć mojej obecności." "Masz rację,", potwierdziła staruszka, "ja też często widuję takich ludzi." Smutek jeszcze bardziej się skurczył. "Przecież ja tylko chcę pomóc każdemu człowiekowi. Wtedy gdy jestem przy nim, może spotkać się sam ze sobą. Ja jedynie pomagam zbudować gniazdko, w którym może leczyć swoje rany. Smutny człowiek jest tak bardzo wrażliwy. Niejedno jego cierpienie podobne jest do źle zagojonej rany, która co pewien czas się otwiera. A jak to boli! Przecież wiesz, że dopiero wtedy, gdy człowiek pogodzi się ze smutkiem i wypłacze wszystkie wstrzymywane łzy, może naprawdę wyleczyć swoje rany. Ale ludzie nie chcą, żebym im pomagał. Wolą zasłaniać swoje blizny fałszywym uśmiechem. Albo zakładać gruby pancerz zgorzknienia." Smutek zamilkł. Po jego smutnej twarzy popłynęły łzy: najpierw pojedyncze, potem zaczęło ich przybywać, aż wreszcie zaniósł się nieutulonym płaczem. Staruszka serdecznie go objęła i przytuliła do siebie. "Płacz, płacz smutku.", wyszeptała czule. "Musisz teraz odpocząć, żeby potem znowu nabrać sił. Ale nie powinieneś już dalej wędrować sam. Będę Ci zawsze towarzyszyć, a w moim towarzystwie zniechęcenie już nigdy Cię nie pokona." Smutek nagle przestał płakać. Wyprostował się i ze zdumieniem spojrzał na swoją nową towarzyszkę: "Ale ... ale kim Ty właściwie jesteś?" "Ja?", zapytała figlarnie staruszka uśmiechając się przy tym tak beztrosko, jak małe dziecko. "JA JESTEM NADZIEJA!".