Niedocenione jest piękno nocy, która nadchodzi po dniu, istotą jej, jest tajemnica i mrok... Ciemność wcale nie musi być nudna i smutna, to właśnie nocą najlepiej słyszane są nasze myśli, słowa nabierają większego znaczenia, marzenia są bliższe spełnieniu, słychać mocne bicie serca, każdy krok i każdy oddech odbija się echem. Wspomnienia, miłość nabierają mocy... Czasem wystarczy czyste niebo, kilka gwiazd, lekki powiew wiatru na twarzy i blask księżyca, by znaleźć się w innym świecie... Piękno ciszy i mroku nocy potrafi zachwycić...
Kolejny raz los spycha mnie do tego samego punktu, od którego stroniłam i uciekałam zaciekle. Znów rzuca bezczelnie rękawice i na kolanach każe pokornie do siebie iść, by sponiewierać i zbesztać niemiłosiernie i by przed nosem zatrzasnąć mi drzwi. Najwyższa pora zdjąć z oczu zakurzone kotary, odsłonić parszywy lecz realny świat, spojrzeć przed siebie, znów nie dać wiary, że wszystko omotał bladych uczuć szkwał. Twarze dokoła okute kamienną maską, pod którą moralność zatarła swój szlak, a sprawiedliwość i jakakolwiek wartość w sidłach przeszłości dławi w sobie płacz.
Odległość nas dzieli Myśli zaś łączą Tęsknota doskwiera Jakby czas uleciał Bez Ciebie tak pusto A wszystko się wlecze Nic sensu dziś nie ma A myśli gdzieś błądzą Szukają tam Ciebie Znajdują w wspomnieniach A one są piękne Z nadzieją na więcej Czekam na spotkanie I tęsknie za Tobą Za Twoim uśmiechem Za dotykiem rąk Twoich I za Tobą tęsknie wciąż
Obłoki, co z ziemi wstają I płyną w słońca blask złoty, Ach, one mi się być zdają Skrzydłami mojej tęsknoty. Te białe skrzydła powiewne Często nad ziemią obwisną, Łzy po nich spływają rzewne, Czasem i tęczą zabłysną. Gwiazdy, co krążą w przestrzeniach Po drogach nieskończoności, Są one dla mnie w marzeniach Oczami mojej miłości. Patrzą się w ciemne odmęty Te wielkie ruchome słońca... I ja miłością przejęty, Patrzę i tęsknię bez końca...
Myślałem, że kiedy znowu przyjdzie wiosna, kiedy słońce twarz zroszoną łzami słońcem otuli, a motyl usiądzie na nosa czubku... Minie tęsknota… Odpłynie na tratwie mych smutków. Myślałem, że zrobi się cieplej, jaśniej, że konwalie zawitają w dzbanku, oplatając zapachem mieszkanie, a dłonie serca wrócą do życia, zmarznięte od kołatania do Twych drzwi. Potrafię tylko tęsknić… Wodząc wzrokiem to na drzwi, to na okienną firankę z głuchą nadzieją, która nie chce odejść odwracając się, gdy na ulicy usłyszę głos podobny do Twojego... Tęsknie… Niczym pies czekający w deszczu na swojego właściciela, nie mając sił, by zacisnąć w pięść zmarznięte palce u dłoni.
Płomyki cicho, jaśniutko, płoną na Waszym grobie, jak dywan świateł ciepłych, ruchliwych, jak pozdrowienie przyjaznych dłoni dla Was- już zmarłych, od nas – żywych. Na marmurowej płycie złoci się chryzantema, słońce bladawe sączy promienie... Chociaż odeszliście, choć Was już nie ma, dla nas żyć zawsze będziecie ... wspomnieniem.
Losie, co jeszcze przyniesiesz? Powiedz - ból i zwątpienie? Czy może róż pąsowych uniesienia? Srebrzystą poświatę na skraju drogi gwiaździstej? Czy tęczową szatę utkaną misternie w modlitwie skrytej w godzinie dżdżystej? A jeśli u wrót złocistych stanę drżąca, boską miłością nieśmiało pałająca? Zapukam - czy usłyszysz me wołanie w szepcie Wszechświata, w symfonii planet? Przyjmiesz mnie do siebie, Panie? Niemo opowiem Tobie, sercem modrym, że śpiewać także umiem i grać na lutni złotej... Spytasz - dokąd idę tak niezdarnie, potykając się o każdy kamień... Losie, co mi jeszcze przyniesiesz...Tak spokoju pragnę...
Aniele Stróżu mój.. Bądź ze mną, gdy nie mam już sił.. Podnoś mnie kiedy upadam.. Ważne, abyś przy mnie był.. Odgoń ode mnie niepewność.. Zabierz ode mnie zwątpienia.. Zamień to wszystko na słonce.. Pozwól zatracić w jego słonecznych promieniach.. I poczuć lekkość na duszy.. Tak jak kiedyś, tak jak wtedy.. Gdy nic nie było w stanie.. Mego spokoju naruszyć.. Niestety życie tak jak kołowrotek.. Kręci naszym losem, jak ma ochotę.. Sprawdzając na ile radę sobie damy.. Dając nam tylko dwa wyjścia do wyboru.. Albo będziemy walczyć, albo się poddamy.. Stawia nas w ciężkich sytuacjach.. Gdzie nadzieja z beznadzieją się łączy.. Wiara z "nie do wiarą". Siła z bezsilnością.. Uśmiech z lawiną rozpaczy.. Strach, który nam w oczy patrzy.. I my pośród wszystkiego ,szukając pomocy.. Ciemne chmury ,choć słonce na niebie.. Wszystko niby w porządku ,jednak w nas wciąż wojna.. Walka o przetrwanie, o pomoc wołanie.. Wołanie przez ciszę którą tylko Ty Aniele umiesz usłyszeć.. Lecz nie widzisz moich oczu, które we łzach toną.. Ani ust które tylko lekkim drżeniem zdradzają smutku istnienie.. Słyszysz tylko duszy krzyk.. Serca puls, na szczęście nie z kamienia.. Wciąż tętniące życiem, nie do obalenia.. Ponoć jednak wszystko ,ma swoje granice.. Nawet nadmiar smutku ,uprzykrza nam życie.. Lecz ,gdzie ona stoi ,tego nikt z nas nie wie.. Człowiek jest stworzony po to, aby walczyć i wierzyć.. Gdyż tylko tak zdoła, problemom podołać.. I choćby świat cały walił się na głowę.. Przygniatał do ziemi, odbierał nam mowę.. Radość oraz smutek przeplatały razem.. Odbierały wiarę, zabraniały marzeń.. Jest jednak coś, czego odebrać nie zdoła.. Co jest naszą siłą, skrzydłami Anioła.. Naszą "tajną bronią", schowaną przed światem.. Naszym ukojeniem, oazą, schronieniem.. Miłością nazwaną...... Wiarą niepokonaną... W najpiękniejsze uczucia ,które są do szczęścia kluczem.. Kto Miłość i Przyjaźń w swym sercu posiada.. Tego nic nie złamie, nawet gdy upada!.. Bo jedno i drugie będzie mu ostoją.. Pancerzem, dystansem ,często i pokorą.. Serce otulone, na ból uodpornione.. Nie da się urobić, ani innym zniszczyć.. Bo kto je posiada z góry jest wygrany.. Ma skarb najcenniejszy.. Nie straszne mu rany.. Tylko ono nas rozumie.. Tylko Serce kochać umie..
To nie dzisiaj jeszcze pójdziemy za światłem, po cichu wzejdą tysiące gwiazd i zgasną tysiące, rzeka niejedna przemknie gdzieś niezauważona jak człowiek sam w tłumie osamotnionych, wiele uśmiechów zginie i ludzi zgaśnie bezpowrotnie, bez pożegnania, zanim my pójdziemy za światem.
Jakże tęsknimy za przyjaciółmi, rodzicami, gdy ich już nie ma między nami. Tęsknota w naszych sercach pozostaje, pamięć o nich nigdy nie ustaje. Mimo, że dalej prowadzimy życie, tęsknimy za nimi skrycie. Kiedy ocieramy tęsknoty łezkę, odnajdujemy do nich ścieżkę. Nad grobami się pochylamy, w myślach z nimi rozmawiamy. Dzielimy się radością, smutkami, dużymi i małymi sprawami. Zaraz na sercu lżej, gdy pożalimy się matuli swej, gdy przed ojcem serce otworzymy, promyczek światła ujrzymy. Z nadzieją w sercu do domu wracamy, wierząc, że znowu kiedyś się spotkamy.