Czytamy książki, włóczymy się nocami po mieście i liczmy gwiazdy na niebie, snując kolejne opowieści. Lubimy lubić i nie musimy nic. Nie wiem czy jesteśmy widzialni i czy ktokolwiek o to dba. Nie ma na nas lekarstwa. Nieuleczalnie wieczni.
Sypiamy ze sobą w snach. Wszystko czego chcemy jest złe, niemolarne i
niszczy nas od środka. Tysiące imion zapisanych na starych murach pod
zniszczonymi mostami.
Jestem pewna że można inaczej. Nie musimy umierać w pustych wannach i obejmować się w ciemnych zaułkach, czekając po cichu aż w końcu coś się nam stanie. Ale powiedz mi, nawet jeśli coś nie ma sensu, to co to zmienia?
Jestem pewna że można inaczej. Nie musimy umierać w pustych wannach i obejmować się w ciemnych zaułkach, czekając po cichu aż w końcu coś się nam stanie. Ale powiedz mi, nawet jeśli coś nie ma sensu, to co to zmienia?
Pełne frustracji podniebienie. Cierpliwe doprowadzę się granicy i zmienię status na nie pamiętam gdzie to położyłam.
Szczyty szaleństwa są dla wędrowców. Dla poszukiwaczy skarbów w morskich głębinach. A ja szukam jeszcze siebie, ja owijam myśli grubym bandażem i odgarniam Ci włosy z twarzy. Mam na nadgarstku cztery blizny i nie potrafię poskładać ich w żaden wyraz. W moim pudełku na skarby jest za dużo biletów powrotnych.
Na metce napisali nie prać, nie wirować, nie prasować. Nie nosić. Powiesić na ramie łózka i patrzeć, a jak się znudzi – wyrzucić.
Szczyty szaleństwa są dla wędrowców. Dla poszukiwaczy skarbów w morskich głębinach. A ja szukam jeszcze siebie, ja owijam myśli grubym bandażem i odgarniam Ci włosy z twarzy. Mam na nadgarstku cztery blizny i nie potrafię poskładać ich w żaden wyraz. W moim pudełku na skarby jest za dużo biletów powrotnych.
Na metce napisali nie prać, nie wirować, nie prasować. Nie nosić. Powiesić na ramie łózka i patrzeć, a jak się znudzi – wyrzucić.