Kiedym cię żegnał, usta me milczały,
I nie wiedziałem,
jakie słowo rzucić,
Więc wszystkie słowa
przy mnie pozostały,
A serce zbiegło i
nie chce powrócić.
Tyś powitała znów
swój domek biały,
Gdzie ci słowiki
będą z wiosną nucić,
A mnie przedziela
świat nieszczęścia cały,
Dom mój daleko i nie
mogę wrócić.
Tak mi boleśnie, żem
odszedł bez echa,
A jednak lepiej, że
żadnym wspomnieniem
Twych jasnych marzeń
spokoju nie skłócę,
Bo tobie jutrznia
życia się uśmiecha,
A ja z gasnącym
żegnam się promieniem
I w ciemność idę, i
już nie powrócę.
-Adam Asnyk
Jednego serca! tak mało! tak mało,
Jednego serca trzeba
mi na ziemi!
Coby przy mojem
miłością zadrżało:
A byłbym cichym
pomiędzy cichemi...
Jedynych ust trzeba!
skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia
ustami mojemi,
I oczu dwoje,
gdzieby, patrzył śmiało,
Widząc się świętym
pomiędzy świętemi.
Jednego serca i rąk
białych dwoje!
Coby mi oczy
zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko,
marząc o aniele,
Który mnie niesie w
objęciach nieba...
Jednego serca! tak
mało mi trzeba,
A jednak widzę, że
żądam za wiele!
-Adam Asnyk
Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne,
Co się własną
upajają wonią:
Przed żywszym
blaskiem jeszcze w cień się chronią
I wierzą jeszcze w
swe trwanie niezmienne.
Po nich, ach! inne
stubarwne, płomienne,
Znów zakwitają i za
słońcem gonią:
Wiedzą, że zwiędną,
więc czasu nie trwonią
I gaszą tylko
pragnienia codzienne.
A później znowu
wspomnień astry blade
Wschodzą samotne na
schyłku jesieni,
I chcą trwać tylko i
walczą z ulewą,
Widząc w około
martwość i zagładę,
A w końcu jeden
cyprys się z zieleni,
Ponure, smutne
rezygnacji drzewo.
-Adam Asnyk
Ból zasnął we mnie już z cicha, jak dziecię
krzykiem zmęczone;
Łzy na dno duszy
kielicha, spływają niepostrzeżone.
Wszystkie żywota
gorycze, zamknąłem w sercu jak w grobie;
Niech drzemią w nim
tajemnicze, nie mówiąc światu o sobie.
Lecz jeszcze
męczarnia cudza, łzę wydobywa spod powiek,
Do gorzkiej myśli
pobudza, przybity rozpaczą człowiek.
Jęk, który w
ciemnościach słyszę, paląca nędzarzów skarga,
Jeszcze przerywa mi
ciszę, i żalem pierś moją targa.
A nie tych żal mi
najbardziej, co cierpią niezasłużenie:
Ci, jako rycerze
twardzi, znieść mogą każde cierpienie:
Ci, chociaż los ich
przygniata, chociaż nieszczęścia dłoń kruszy,
Mają współczucie od
świata , i spokój własnej swej duszy.
Lecz żal mi tych,
którym cięży, poczucie spełnionej winy,
Co w sercu noszą
kłąb węży, i cierpią z własnej przyczyny.
Takiej boleści
posępnej , najsilniej wstrząsa mną echo...
Gdyż w mrok ich
duszy występnej, nie można zstąpić z pociechą.
Idą górniki drogą
Nie... nie...
To nie jest piosenka
O porywach serca
To nie jest utwór
O motylach w brzuchu
Nie będzie o modzie
I żadnej urodzie
To nie jest melodia
O specyficznych
fobiach
To nie jest kawałek
O bliskim końcu
świata
Nie będzie o
planetach
I żadnych
galaktykach
Nie… nie…
5.48 magiczna
godzina powrotów
Jestem tam
W ciszy
Jednoczę się z
drzewami
Jestem tam
W ciszy
Staję się ptakiem
zwinnym
Jestem tam
W ciszy
Jednoczę się z
wiatrem
Jestem tam
W ciszy
Staję się niebem
chmurami
Jestem tam
W ciszy
Jednoczę się z
wszechświatem
Jestem tam
W ciszy
Staję się ciepłym
deszczem
Wszystko to unosi
mnie
Obudź się. Warszawa
Patrz
Na słońce
Obudź się
Otwórz oczy
Dokąd?
Znowu biegniesz
Dokąd się tak
śpieszysz?
Tylko nie mów że do
metra
Tam matka pożegnała
swoje dziecko
Dała mu kanapki
I przytuliła tak
mocno
Nie jestem OnLine
Nie jestem online
Kawałek plazmy
międzygalaktycznej
gdy jestem online
Na forum daję
Z siebie wszystko
Nie jestem online
W ciszy zielonej
łąki nowy wątek
Nie jestem online
Nie działam pod
systemem
Dowolnego programu
Subskrybuj mnie
jeszcze
Mów do mnie flaschem
Zręcznościowo do
mnie mów
Subskrybuj mnie
jeszcze
Usuń spację
Subskrybuj mnie
BOGUś
Jesteś zbiorem
wszechświatów
Wirujących planet
W moich snach
Jesteś teorią
względności
Horyzontem zdarzeń
W moich snach
Czy tam gdzie jesteś
patrzysz na mnie?
Jesteś paskiem
postępu
Wielobarwnych myśli
W moich snach
Jesteś falą
dźwiękową
Harmoniczną skalą
W moich snach
Znaki. 2011
Tu czy tam za mną i
przede mną czas
I jego szept na
czerwonym świetle jedź
Tu czy tam zawsze
będzie jakiś strach
O to co i tak ulotne
jest
Znak za następnym
znakiem znak
Za zakrętem ostrym
światło
A za światłem prosto
w dal
Dwie drogi
rozwidlają się
Którą wybrać której
nie
Zamknę oczy nim
nastanie dzień
W drodze tej nic już
nie powtórzy się
Ptaków lot zieleń
kwiatów i szum drzew
W drodze tej więcej
nie zawaham się
Nie utracę więcej
żadnej z chwil