ADAM ASNYK (1838-97)
„Nie mów”
Nie mów, chociażbyś miał ginąc z pragnienia,
Że wszystkie źródła wyschły już bijące! –
Tyś gonił pustyń piaszczystych złudzenia,
A minął strumień na zielonej łące.
Nie mów, chociażbyś umierał z tęsknoty,
Że nie ma czystej miłości na ziemi! –
Tyś pewnie w drodze blask jej minął złoty,
Za ognikami zdążając błędnemi.
Nie mów, że wszystko, czegoś ty nie umiał
Odnaleźć w życiu – marą jest zwodniczą!
Zdrój czystych uciech będzie innym szumiał
I inne serce poił swą słodyczą.
„Między nami nic nie było”
Między nami nic nie było!
Żadnych zwierzeń, wyznań żadnych,
Nic nas z sobą nie łączyło,
Prócz wiosennych marzeń zaradnych,
Prócz tych woni, barw i blasków
Unoszących się w przestrzeni,
Prócz szumiących śpiewem lasków
I tej świeżej łąk zieleni,
Prócz tych kaskad i potoków
Zraszających każdy parów,
Prócz girlandy tęcz obłoków,
Prócz natury słodkich czarów,
Prócz tych wspólnych, jasnych zdrojów,
Z których serce zachwyt piło,
Prócz pierwiosnków i powojów,
Miedzy nami nic nie było!
„Daremne żale”
Daremne żale – próżny trud, bezsilne złorzeczenia!
Przeżytych kształtów żaden cud nie wróci do istnienia.
Świat wam nie odda, idąc wstecz, znikomych mar szeregu –
Nie zdoła ogień ani miecz powstrzymać myśli w biegu.
Trzeba z żywymi naprzód iść, po życie sięgać nowe…
A nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę.
Wy nie cofniecie życia fal! Nic skargi nie pomogą –
Bezsilne gniewy, próżny żal! Świat pójdzie swoją drogą.
„Miłość jak słońce”
Miłość jak słońce – ogrzewa świat cały
I swoim blaskiem ożywia różanym;
W głębiach przepaści, w rozpadlinach skały
Dozwala kwiatkom zakwitnąć wiośnianym
I wyprowadza z martwych głazów łona
Coraz to nowe na przyszłość nasiona
Miłość jak słonce – barwy uroczemi
Wszystko dookoła cudownie powleka;
Żywe piękności wydobywa z ziemi,
Z serca natury i z serca człowieka,
I szary, mglisty widnokrąg istnienia
W przędzę purpury i złota zamienia.
Miłość jak słońce – wywołuje burze,
Które grom niosą w ciemnościach spowity,
I tęczę pieśni wiesza na łez chmurze,
gdy rozpłakana wzlatuje w błękity;
I znów z obłoków wyziera pogodnie,
Gdy burz we łzach zgasi swe pochodnie.
Miłość jak słońce – choć zajdzie w pomroce,
Jeszcze blaskami srebrnego miesiąca
Powraca smutne rozpromieniać noce
I przez ciemność przedziera się drżąca,
Pełna tęsknoty cichej i żałoby,
By wieńczyć śpiące ruiny i groby.
LEOPOLD STAFF (1878-1957)
„Kochać i tracić”
(wiersz nieznanego poety rosyjskiego przetłumaczony przez Leopolda Staffa):
Kochać i tracić, pragnąć i żałować,
Padać boleśnie i znów się podnosić,
Krzyczeć tęsknocie: „Precz!” i błagać: „Prowadź!”
Oto jest życie: nic, a jakże dosyć.
Zbiegać za jednym klejnotem pustynie,
Iść w toń za perłą o cudu urodzie
Ażeby po nas zostały jedynie
Ślady na piasku i kręgi na wodzie.
„Ars poetica”
Echo z dna serca, nieuchwytne,
Woła mi: "Schwyć mnie, nim przepadnę,
Nim zblednę, stanę się błękitne,
Srebrzyste, przezroczyste, żadne!”
Łowię je spiesznie jak motyla,
Nie, abym świat dziwnością zdumiał,
Lecz by się kształtem stała chwila
I abyś, bracie, mnie zrozumiał.
I niech wiersz, co ze strun się toczy,
Będzie, przybrawszy rytm i dźwięki,
Tak jasny jak spojrzenie w oczy
I prosty jak podanie ręki.