Jedną garstką ziemi,
gdy przykryty będę, tu po mych mozołach spoczynku nabędę. Wtenczas mi już
starość nic zrobić nie zdoła, spać będę w tym grobie, aż mnie Bóg zawoła. Jedna
garstka ziemi niech mi będzie święta, bo przez nią zgryzota z mego życia wzięta.
Ten, który mnie stworzył, płacz i biedę skrócił, ten smutek wszelaki w radość
mi obróci. Po trudach, po znojach, mile spoczywam sobie, u matki na łonie, w
zimnym ciasnym grobie. I wstanę, gdy kiedyś znowu mnie powoła na sąd ostateczny
trąba Archanioła. Przed sądem tym strasznym są biedni grzesznicy, o Boże,
zlituj się, postaw po prawicy. Niech za me cierpienia życia doczesnego, zażyję
w niebiosach żywota wiecznego.
O jak fałszywe
wszystko na tym nędznym świecie, nie masz tu nic stałego, wszyscy o tym wiecie.
Świat wiele obiecuje, rozkosze cukruje, a na koniec każdemu ciemny grób gotuje.
I ja na sobie samej tego doznałam, oto z rodziną moją już się rozestałam. Bóg to
wszystko tak zrządził, mądrze rozporządził i dotąd mi na świecie żyć tylko
przysądził. Żegnam cię mój przyjacielu, przejęty żałobą. Już z boskiego rozkazu
rozłączam się z tobą. Dziękuję ci za korzystanie z miłego towarzystwa twego,
gdyż się już stąd wynoszę do kraju wiecznego. Żegnam was, rodzino moja, z wami
się rozstaję, Bogu was pod opiekę ojcowską oddaję. O mnie pamiętajcie, Jezusa
błagajcie i przykazania święte wierne zachowajcie. Żegnam was, krewni moi i
przyjaciele, choć żyłam z wami w przyjaźni i zgodnie lat niewiele. Śmierć ten
węzeł rozcięła, od wszystkich mnie wzięła, bo taka wola Boga Odwiecznego była.
Żegnam was koledzy i was też, sąsiadki, śmierć mnie nieubłagana zaskoczyła ze
zdradki. Dziękuję wam za szczerość, za wszelaką miłość, daj Boże, byście
wieczną osiągli szczęśliwość. Żegnam cię, zwierzchność moja, duchowa i świecka,
żegnam cię, mój pasterzu, ja - twoja owieczka. Żegnam cię moje mieszkanie w
którym mi było miłe obcowanie. Niech w rodzinie święta swoboda panuje i zgoda,
niech się w niej nie stanie żadna zła przygoda. Żegnam was wszystkich wespół,
którzy nad grobem moim stoicie, ciało moje na cmentarzu martwe odwiedzacie.
Światu nie ufajcie,o śmierci pamiętajcie, na wieczność spoglądając, grzeszyć
zaniechajcie. Jeślim kogoś obraziła, odpuśćcie mi, proszę, wszak ja już do
Sędziego mój dekret odnoszę. Ach, mój Jezu kochany, wspomnij na Twe rany, niech
mi każdy występek już będzie zamazany.
Zmarły człowiecze! z
tobą się żegnamy, Przyjmij dar smutny, który ci składamy: Trochę na grób twój
porzuconej ziemi Od twych przyjaciół, sąsiadów, rodziny. Powracasz w ziemię, co
matką twą była, Teraz Cię przyjęła, niedawno żywiła: Tak droga każda, którą nas
świat wodzi, Na ten ubity gościniec wychodzi. Niedługo bracie z tobą się
ujrzymy, Już tam doszedłeś, my jeszcze idziemy, Trzeba ci było odpocząć po
biegu: Ty wstaniesz, boś tu tylko na noclegu. Boże! ten zmarły w domu Twym
przebywał, U stołu Twego jadał, Ciebie wzywał, Na Twej litości polegał
bezpieczny: Daj duszy jego odpoczynek wieczny.
.
Na cmentarzu mieszkać będę, na chwilę tu
pobędę, aż Pan Chrystus wszystkich ludzi głosem trąby z martwych wzbudzi. Już
tu mieszkać i przebywać, a cichuchno będę śpiewać, pewien tego i bezpieczny, że
mi dany żywot wieczny. Krótki czas życia mojego, nie uznałem świata tego, Wziął
mnie Pan Bóg z tego świata, bym w niebie używał lata. Tam kwitną róże z lilią,
tam niezwiędłe wianki wiją, z Barankiem się cieszyć mają, co bez grzechu
umierają. Idę do Jezusa, w Nim spoczywa moja dusza z ciałem moim rozwiązana, do
Aniołów przyrównana. Przeto nie płaczcie bliscy, i wy tam będziecie wszyscy,
śmierć kosą -jak w lecie kwiatki, ścina tych starych i dziatki. Dziękuję za
piastowanie, za wszelkie staranie; Chodźcie torem niewinności, toć jest droga
do wieczności. Bracia, siostry i pokrewni, bądźcie wszyscy tego pewni, że
przyjaciela waszego macie w niebie schowanego. Teraz się od was zabieram,
krótkiżywot zawieram, ciało w ziemi odpoczywa, dusza wiecznie w niebie śpiewa.
Amen
Panie....Daj im
wieczny pokój w niebie, swą prośbę ślemy przed Twój tron. Dziś gdy nadeszło z
nimi rozstanie, opieką swoją nadal ich chroń! Na krótki czas, ach, żegnajcie
nam! Bóg i nas powoła tam! Przed Boski tron ślemy modły za wami, wieczny pokój
niech wam Bóg da, a że okryliście nam serca żałobą świadczy o tym łza, ach ta
łza!....Na jakiś czas, ach, żegnajcie nam! Bo Bóg i nas powoła tam! Nagrodę
wieczną przyjmijcie w niebie, po trudach swych spokojnie śpijcie. Bóg tyle
zniósł, by zbawić was, w ramiona Ojca idźcie i żyjcie tam....Spotkamy się znowu
za jakiś czas ....
Wyrok niezmienny i
dekret straszliwy; Że umrzeć musi każdy człowiek żywy. Ani się wykupić, ani
wyprosić nie może; Uciec, ani skryć, gdy Bóg umrzeć każe; Nikogo nie minie, ani
daruje; I nikt nas z śmierci rąk nie wyratuje. Ten co się rodzi, co żywota skusi;
Choćby był królem, wszak umierać musi; Sławę, godność, uciechy, wywczasy;
Opuścić musi na potomne czasy. Z światem się żegnać, o wielka to trwoga! Pójść
w straszną wieczność, przed sąd stanąć Boga; Jakbyś wtedy rad, żebyś i
poczciwie; I na wsze czasy żył był świątobliwie. Co byś wtedy chciał, to czyń
nieodkładnie; Potem za późno, gdy cię śmierć napadnie; Ni godziny, dnia pewnego
nie mamy; Śmierć przyjdzie, gdy się najmniej spodziewamy. Bądźmy gotowi, byśmy
nie chybili; A duszy naszej wiecznie nie zgubili; Jezu, przez mękę i gorzką
śmierć Twoją; Daj dobrze umrzeć i zbaw duszę moją.
Wierzę, że Zbawca
nasz żyje i życie każdemu kiedyś przywróci. Grób nas na wieki nie skryje, niech
się żadna dusza nie smuci. W swoim ciele ujrzymy Boga, niechaj nas nie dręczy
trwoga!...Bóg spełnia to, co przyrzeka: mocno tej wiary się trzymam. Z sercem otwartym
na nas tam czeka, każdy Go ujrzy swymi oczyma...
Tam w niebie
Ojczyzna jest teraz ma, nad brzegami wód czystych jak łza. Tam gdzie rzesze
zbawionych od lat, cieszą wzrok bielą cudnych swych szat. W niebie tam Ojczyzna
jest ma. Przyjaciół mych tylu jest tam, co przede mną skończyli swój bieg. Oni
mnie powitają u bram, gdy na drugi przeprawię się brzeg. Zbawiciel mój czeka
mnie też, już wyciąga po dziecię swą dłoń. jakby mówił o synu mój spiesz, w
mych objęciach na zawsze się schroń.
Już opuściłaś tę łez
dolinę i wieczny spokój czeka na ciebie.Niechaj cię przyjmie w swoją gościnę
Bóg z Aniołami i Święci w niebie.Niech płynie z ziemi tej wśród śpiewu dusza
twa do Boga,który jej nagrodę wieczną da.Już opuściłaś tę łez dolinę,obce ci troski,ziemskie
cierpienia. Daj ci Boże dar najcenniejszy - łaskę zbawienia.Już opuściłaś tę
łez dolinę,droga przed Tobą długa,daleka,bo duch opuścił ziemską
dziedzinę,innego życia wieczność go czeka i błogi spokój już ozdabia lica
Twe,rozgłośny dzwonów dźwięk kołysze w grobie Cię.Niech wzleci z ziemi tej,ku
niebu dusza Twa do Pana, który jej nagrodę wieczną da.
,,Już się nie bój
dłużej, z tobą Jam, twój Bóg”... To pochodnią pośród ciemnych dróg. Słońce
obietnicy świeci spoza wzgórz: „Oto On zawsze z tobą, nigdy nie opuści ciebie
już!” -Tyś tam nie sam, bo Pan tak przyobiecał: „Nigdy nie będziesz już
sam!”... Lilie cudne zwiędną, woń utraci kwiat, słońce kiedyś zgaśnie, runie
cały świat. Jezus, nasze słońce,świeci z niebios bram, On Cię nie opuści, nigdy
nie będziesz sam. Choć na naszych ścieżkach ciemnych ,czyha wróg co dnia,
słyszysz, jak Pan mówi: „Z tobą jestem Ja!” W górze Go zobaczysz kiedyś twarzą
w twarz, tam Mu podziękujesz za tę obronę i straż. -Tyś nigdy nie sam, bo Pan
Ci tak przyobiecał: „Nigdy nie będziesz sam".
Gdy słońce zajdzie
nad naszą ziemią,niebiański ranek zaświta nam.Przyjdzie kres wszystkim
troskom,cierpieniom, gdy słońce zajdzie u niebios bram. Gdy słońce
zajdzie,nieba jasnego,chmury,ni burze nie zaćmią już. O, dniu radości,szczęścia
wiecznego,gdy słońce zajdzie wśród rajskich zórz! Gdy słońce zajdzie,Bóg mnie
powita; „O sługo dobry, skończyłeś bieg.” Ma grzeszna przeszłość łaską zakryta,
gdy słońce zajdzie za tamten brzeg.
Nie znasz godziny,
ani dnia...
Nie znasz godziny
ani dnia, kiedy przyjdzie ci rachunek zdać ze wszystkich swoich dni. Nie znasz
godziny ani dnia, kiedy cię wezwie Bóg więc gotów bądź, byś przed Nim śmiało
stanąć mógł. I to pamiętać zawsze chciej, żeś na ziemi gość, że Ojca dom na
pewno ma dla wszystkich mieszkań dość. I to pamiętać zawsze chciej; Wiele Ci
Ojciec dał, byś braciom swym z miłością hojnie oddać chciał. Nie znasz godziny,
ani dnia , lecz nie jesteś sam. Ten ,który Ci swe życie dał przy tobie wiernie
trwa, zna twą godzinę i twój dzień. Ufnie więc zwróć się doń, by wsparła cię
Jego ojcowska dłoń .
Bóg dotknął mnie!
Długo błądziłem w
tym świecie, niepewny był każdy mój krok lecz coś dziwnego się stało, żem w
niebo skierował swój wzrok. Bóg dotknął mnie swoją dłonią i szepnął, że kocha
mnie też. Bóg dotknął mnie Swoją dłonią, On zbawi i Ciebie, gdy chcesz. Znikły
gdzieś strach i niepewność, spadł ciężar mych grzechów i win. Pokój wypełnił mą
duszę, gdy w serce wszedł Boży Syn. Bóg dotknął mnie dłonią i szepnął, że kocha
mnie też. Bóg dotknął mnie dłonią, On zbawi i Ciebie, gdy chcesz.
Zamknięta Księga
Życia... Nic w niej już nie dopiszę, z tą księgą przed stwórcą staję i błagam o
zmiłowanie... Panie mój Ty wiesz, moje winy liczne są, lecz jeszcze dobry mój
Boże tę jedną prośbę przedłożę; Niech po raz ostatni mogę prosić tych co dziś za
mną płaczą... O modlitwę tę proszę Cię na paciorkach różańca, za mną wstawiaj
się wciąż do Matki mej co dobra jest, a modlitwy tej ton niech zabrzmi mocno
jak dzwon, tam gdzie boży tron...
List Anioła
Zapal mi świeczkę
,bo przeminął już mój czas. Niech jej płomień jak wspomnienie porozgania smutku
cienie. Zapal świeczkę niech jej blask rozświetli mi czas, by smutki odeszły sobie precz ,by
rozpacz i żal poszły sobie też.Zapal świeczkę niech pamięć o mnie trwa, że
kiedyś byłem nie tylko w snach, niech jej blask otuchy mi dodaje i dawać
nadziei nigdy nie przestanie,boo nawet ,gdy mnie w zasięgu twojego oka już nie ma,to jestem
Twą tarczą zawsze i wszędzie.Zawsze będę czuwał i bronił,by od złych chwil
Ciebie ochronić.
Na kiepskich
zdjęciach okruchy dawnych dni, Czyjaś twarz, zapomniana twarz. W pamięci
zakamarkach wciąż rozbrzmiewa śmiech, Czyjaś twarz zapamiętana. Mijają dni,
ludzie, natury rytm. Wciąż nowych masz przyjaciół, Starych przykrył kurz,
Dziewczyny ciągle piękne, lecz w pamięci tkwi Ten pierwszy dzień, najgorętszy z
dni. Zapal świeczkę, za tych których zabrał los, Zapal światło w oknie. Ludzi
dobrych i złych wciąż przynosi wiatr, Ludzi dobrych i złych wciąż zabiera mgła.
Lecz tylko Ty masz tą niezwykłą moc, By zatrzymać ich, by dać wieczność im.
Pomyśl choć przez chwilę, podaruj uśmiech swój Tym, których napotkałeś na jawie
i wśród snów. A może ktoś skazany na samotność Ogrzeje się Twym ciepłem,
zapomni o kłopotach. Zapal świeczkę...
Jak długo pisana
jest nam włóczęga? Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny naszych dni Spraw, by nie
szybko zamknęła się mojego życia ksiąga a później zapędź, do czułych zakulaj
mnie drzwi! Lecz gdzie jest ten dom, jak tam idzie się doń? Gdzie jest ta
stanica, gdzie progi te są? Tam most jest na rzece, za rzeką jest sad; Tam
próżnia się kończy, zaczyna się świat. Lecz gdzie rzeka ta, gdzie rzucony jest
most? Gdzie sad ten jest biały, jabłonki gdzie są? Na drzewach owoce i strąca
je wiatr, Do kosza je zbiera ta ręka jak kwiat. Te strony gdzieś są, gdzieś
daleko za mgłą, Więc idę powoli i dalej przedzieram się wciąż. Zbierają się
ptaki, ruszają na szlak, Już lecą, wprost lecą, nie błądzą jak ja. Jak długa
pisana mi jeszcze włóczęga? Ech, gwiazdo - ogniku ty błędny mych dni. Spraw, by
nie szybko zamknęła się mojego życia księga, a później zapędź, do czułych
zakulaj mnie drzwi!
Mój Aniele...Jeśli
zechcesz, będę rosą żalu i przejrzyściej od łez błysnę w oczach. Lekkim wiatrem
wiejącym w oddali na jedwabnych twych westchnę warkoczach. Jeśli zechcesz, w
różę się przemienię, w gorejący na twej piersi płomień. Będę świecić jutrzenki
promieniem, jej różowym blaskiem cię przesłonię. Jeśli zechcesz, jak wierzba
płacząca schylę się nad tobą, śpij bez lęku. Jeśli zechcesz, sfrunę jak ptak
nocy i do snu piosenką cię otulę. Czym rozkażesz mi być, tym się stanę. Niebem,
ziemią i wschodzącym nowiem, słońcem, wiatrem, falą oceanu... Tylko niech się
dowiem ;czy szczęśliwa jesteś w niebie?
Pola, gdzie żniwa w
plony obfite Stajami świecą, jak dojrzy okiem, I łąki, wonnym kwieciem pokryte,
Wody, szumiące jasnym potokiem, Słońce, co złotem gaje powleka, Pełne uroku jak
przyjaźń człeka: Tam zeszedł błogo życia początek, Tam jest mój luby rodzinny
kątek. Pod skrzydłem dębu, topoli piórem Gromada ptasząt zaśpiewa chórem, A w
którą stronę wiater powiewa, Słodka melodia w ucho się wlewa. Pod drzewem domek
dziadka, pradziadka, Tam mnie na ręku nosiła matka; Wszystko się sercu tak mile
śmiało, Wszystko, com kochał, tam się zostało. Cieniste wierzby rosną nad
strugiem, Dźwięczny skowronek buja nad smugiem I nad mogiły lata Śpiewać
mieszkańcom dawnego świata; A krzyż przy drodze, ten stróż tragicznie
odeszłych, Znak przyszłej w życiu zmiany szczęśliwej, Słucha skowronka pieśni
rzewliwej O czasach dawnych, szybko ubiegłych. Pomnę, wieczorem, z czeladzią
razem, Śląc w niebo modły za szczęście dzieci, Ojciec przed świętym klękał
obrazem. Dziś przy kościółku leży pod głazem, Cichy jak miesiąc, co mu tam
świeci, Zimny jak wicher, gdy na grób leci. Co chwila nowy obraz się sunie, Co
chwila nowe wspomnienie bieży; Wnet deszcz rzęsisty z oka wylunie, Piorun przez
usta słowem uderzy. Lecz po co skargi, wspomnienia moje, Przy was myśl smutna
niech ma pogodę, Płyńcie mi, dawnych pamiątek zdroje, Z wami, wesoło, taniec
zawiodę. Jeszcze mazura usłyszę w dali, Kiedy go szczera dziatwa wywija, Ujrzę,
jak para, parę omija, Jak się w ich licach krew żywo pali. Hej mi, dziewczyno
hoża, urodna, Z twarzą rumianą, kwiatkiem we włosach, Gdy masz jutro rzucić
sierpem po kłosach, Dzisiaj na tany pospiesz, swobodna! Ale dziewczyna z dala
ucieka I czegoś płacze - na coś narzeka. Jutro ją znajdziesz, jak blask
poranny, U stóp ołtarza Najświętszej Panny, A za rodzine co gdzieś tam żyje,
Wianek ofiarny Bogu uwije. Dalej, wspomnienia moje rodzinne, Dalej, piosenki
ciche, niewinne, Grajcie mi jeszcze przeszłość kochaną, W kwiatki wspomnień
przybraną.
Przeszłość nie wraca
jak żywe zjawisko W dawnej postaci - jednak nie umiera: Odmienia tylko miejsce,
czas, nazwisko I świeże kształty dla siebie przybiera. Zmarłych pokoleń idealna
sfera W żywej ludzkości wieczne ma siedlisko, A grób proroka, mędrca, bohatera
Jasnych żywotów staje się kołyską. Zawsze z tej samej życiodajnej strugi
Czerpiemy napój, co pragnienie gasi; Żywi nas zasób pracy plemion długiej, Ich
miłość, sława, istnienie nam krasi; A z naszych czynów i z naszej zasługi
Korzystać będą znów następcy nasi.
Nie pytam Boga czy
Wasza śmierć ma jakiś sens,bo podobno wszystko po coś jest...Bóg o nas nigdy
nie zapomina i nawet tak nie pomyślałam,On najlepiej wie,co w księdze ma
zapisane-chociaż inaczej planowałam...On pamięta,i pomaga codziennie krzyż nam
dzwigać.Na ramionach swoich niesie nas,a my wciąż zabraniamy Mu
odpoczywać...Bóg też pewnie nie chce mego płaczu,ani moich bezsennych
nocy,smutku...On uparcie mnie podnosi, bym z kolan wstała powolutku...
Rysuję krzyż
kropelką krwi z jedną dużą łzą. Za krzyżem tym ,drzwi do nieba otwarte są. Za
ten krzyż i łzy,za krople krwi, za otwarte do Twojego domu drzwi i tą dróżkę,
którą szedłeś Ty, dziękuję Ci. Ten ciężki krzyż pomogę dźwigać Ci, żeby ten pot
i ciężki znój czegoś uczyły dziś. Za grzeszny świat obmyję Ci z ramienia Krew i
Twoich drogich szat....
Jednego serca! tak
mało, tak mało,jednego serca trzeba mi tu na ziemi,co by przy moim przyjażnie
drżało, a byłabym radosna pomiędzy radosnymi.I oczu dwoje, w które bym patrzyła
śmiało,widząc w nich prawdziwą przyjaźń pomiędzy przyjaźniami!Jednego serca i
rąk białych dwoje,co by mi oczy zasłoniły moje,bym już nie tęskniła i zasnęła
słodko... Jednego serca! Tak mało mi trzeba...A jednak widzę, że żądam zbyt
wiele!
Kiedy burza,kiedy
klęska w progi życia mego szła, na powiekach mych się kładła ciemna mgła. Tak
się stało niewidzenie rzeczywistych moich dni: co się nie śni – niech się
zdaje, że się śni! Nie dostrzegłam lat minionych ani nawet innych lat, świat
mój kłębił się poza mną i to wcale nie był świat. Dobrze było na obłokach
załamanym dłoniom dwóm, był we mnie i nade mną – spadających liści szum. Dłońmi
niebem pachnącymi odpędzałam cienie z lic i w tych dłoniach załamanych nie
zostało więcej nic....
Wiosną, pomiędzy
rozkosznymi sady, uwiędłaś różo,bo przeszłości chwile, ulatują jak złote
motyle, rzucając w głąb serca pamiątek owady. Tam na południe kraju świecą
gwiazd gromady, dlaczego na tej drodze błyszczy się ich tyle? Czy wzrok twój
nim zgasnął w mogile, tam lecąc jasne powypalał ślady? Aniele,jeśli dni swoje
skończę w samotnej żałobie; niech mi garstkę ziemi dłoń przyjazna rzuci, a
grajek samotną piosnkę nucąc o tobie,niech ujrzy też moją mogiłę i dla mnie
zanuci.
Gdybym przynajmniej
mógł wierzyć żeś żywa, nie struta jadem, nie śpiąca w żałobie... żeś nie sama w
tym grobie... Gdybym mógł wierzyć,że jesteś szczęśliwa, że choć raz jeszcze
swymi oczyma spojrzysz radośnie na błonia tej ziemi i rzekniesz z cicha: „Świat
ten piękny, Boże!” - płakałbym jeszcze, lecz mniej gorzko może... A teraz
płaczę, choć suche me oko... płaczę łzą serca, co skryta głęboko, jak szloch
dziecinny nie lśni u powieki, lecz serce pali i truje na wieki. Nikt jej nie
widzi, nikt jej nie zobaczy, Bóg tylko jeden wie, co ona znaczy, bo On jeden
zdoła policzyć ciernie w wieńcu twego czoła. Ja ich nie liczę – ja tylko je
czuję, bo wziąłem je wszystkie w głębie mojej duszy, jak gdyby moje; każdy z
nich mi pruje serce kolcami i twoich katuszy... Odbite widmo tak stoi nade mną
w dzień każdy biały i w każdą noc ciemną, a ja cały okryty żałobą,przestałem
być sobą...
Przyjdż do mnie w
boskiej wspomnienia godzinie, stań przede mną,nim ta chwila minie - stań
lecz,jak wtedy –żywa i cała, w letnie szaty ubrana- błękitna i biała, Z dumy
ponurym na ustach znamieniem, z smutku na czole niewymownym cieniem, piękna w
tym smutku i dumna zarazem - na pół stworzona potęgi obrazem, na pół
nieszczęścia! – O,stań tu przede mną - W tej samej chwili raz jeszcze bądź ze
mną! Niech głos twóju słyszę, niech ujrzę twą postać, Choćbym miał potem w
wiecznym szale zostać i wołać wiecznie: Gdzie ona? gdzie ona– ta utracona?
Już niemiłowany
przez nikogo,idę samotnie drogą. Idę sam jeden–bez nikogo, pełen żałości i
goryczy idę bez celu sam i niczyj. Złe niepokoje serce pieką, dom
niedaleko,lecz daleko, a ja tak smutnie i ubogo idę bez celu,idę drogą i
niepotrzebny już nikomu idę i wracam – nie do domu. Ileż mi życia pozostało?
Nie wiem. Za dużo czy za mało? Dom jest na prawo i na lewo, na lewo słup,na
prawo drzewo, a ja tak idę sobie drogą niemiłowany przez nikogo. Nikt mnie nie
żegna, nikt na mnie już nie czeka i wisi ciemność niedaleka, a ja,czekając aż
się zmierzchnie, idę –samotny człowiek! Jakie to śmiesznie!…
Urojeniem musiałaś
być mi kochana... Byłaś,lecz teraz w sercu rana,bezdenna pustka i same
kłopoty.Serce krwawi obficie, żale wszystkie wylewa,oczy tęskno wypatrują
sylwetki Twojej.Przez doświadczenie bardziej dojrzałam i wyciągnąć muszę prędko
zadrę z duszy mojej. Tęsknię za Tobą, szaleję z rozpaczy,bo odejścia Twojego
nic nie wytłumaczy.
W
sercu górskiej krainy trwa noc, lecz nie przynosi mi wytchnienia. Zbyt mała,
zbyt słaba jest moja moc, bym mógł doznać od niej ukojenia. Wszędzie widzę
odbicie Twojej twarzy – w drzewach, w rzece kryształowo drżącej. Dotykam go…
rozpływa się. Mogę tylko pomarzyć o Tobie,o postaci księżycem lśniącej.
Bezsenność… Wspominam cudowne chwile, gdy razem tonęliśmy w chłodnym błękicie.
Wokół nas kreśliły koła z szafiru motyle – mógłbym tam spędzić całe moje życie! Pod osłoną bezpiecznej Planety z
Błękitu, było nam razem tak wspaniale. Lecz teraz…nie widzę końca nocy, nie ma
świtu, w moich snach Ty jesteś coraz dalej… Na próżno co dzień lecę w świat
szukać Ciebie, na próżno skrzydła chwili wytchnienia nie znają. Zniknęłaś,
odeszłaś… i nie wiem, czy w niebie nasze dwa serca kiedyś się spotkają…
Do
dawnych dni wracam wraz ze snami, do miejsc, gdzie raj się naszym stał. Twój
obraz mam pod powiekami i nie otwieram oczu, by sen dłużej trwał… Tak, to było
na Błękitnej Planecie, najodleglejszej z planet Wszechświata. Byliśmy sami na
całym świecie, a los tylko dla nas swoje ścieżki splatał. Zachód słońca…
błękitne palmy wiatrem kołysane, kolor szafirów wprost z nieba czerpały. Ocean
lśnił, a fale aksamitnym lazurem zalane w zachwycie na księżyc czekały.
Siedzieliśmy na cudownej, błękitnej plaży, pogrążonej w chłodnej, morskiej
ciszy. A Ty szeptałaś mi… chcę znów o tym marzyć, chcę usłyszeć słowa, których
nikt nie słyszy. Skończyło się. Tak ciężko mi zasnąć bez Ciebie, tak trudno,
choć trzeba ze stratą się pogodzić. Dzień, noc – na próżno wzrok ginie w zimnym niebie. Odszeszłaś. I nawet w snach coraz
rzadziej przychodzisz…
Aniele...Unieś mnie
na swych skrzydłach pod niebo, po gwiazdy, rzuć w przestrzeń drogi mlecznej i
trzymaj abym nie spadła... Pchnij mnie pod wodę,gdzie dno i syreny, utop mnie w
szalonym wirze i trzymaj,abym nie utonęła... Uwięź mnie w swych ramionach, bez
tchu, bez pamięci, utul aż do zachodu słońca i trzymaj abym nie umarła...Czuwaj
zawsze przy mnie...
Panie,jak to
jest?...Wierzymy w to, że jesteś wszechobecny, a jednak wciąż szukamy
zrozumienia,nadziei,miłości-szcześcia...Szukamy w naszym życiu tak wielu rzeczy
idąc wciąż przed siebie jak ślepcy... O,Panie! Dotknij naszych oczu abyśmy
przejrzeli... Szukamy odpowiedzi na tyle dręczących nas pytań... Wołamy o pomoc
nie otrzymując ich i nie słysząc odpowiedzi... O, Panie! Dotknij naszych
uszu,abyśmy je usłyszeli!Szukamy wciąż uczuć, zrozumienia, wyrozumiałości. Nie
czując często tej samej potrzeby u innych... Dotknij naszych serc, abyśmy
poczuli. Miotamy się w tym życiu jak na wietrze,nie wiedząc co dalej, dokąd
droga prowadzi...Dotknij nas,abyśmy nabrali ufności do Ciebie i do nas
samych,abyśmy potrafili żyć pięknie.
|