Posyłam kwiaty – niech powiedzą one To, czego usta nie mówią stęsknione! Co w serca mego zostanie skrytości Wiecznym oddźwiękiem żalu . Posyłam kwiaty – niech kielichy skłonią I prószą srebrną rosą jak łezkami, Może uleci z ich najczystszą wonią Wyraz drżącymi szeptany ustami, Może go one ze sobą uniosą I rzucą razem z woniami i rosą. Szczęśliwe kwiaty! im wolno wyrazić Wszystkie pragnienia i smutki, i trwogi; Ich wonne słowa nie mogą obrazić choć upadną pod nogi; Wzgardą im usta nie odpłacą skromne, Najwyżej rzekną: „Słyszałam – zapomnę”. Szczęśliwe kwiaty! mogą patrzeć śmiele I składać życzeń utajonych wiele, I śnić o szczęściu jeden dzień słoneczny… Zanim z tęsknoty uwiędną serdecznej.
Jak wątłe życie – nie myślimy o tym, w biegu spraw naszych, w kołowrocie zdarzeń. Gdy w jednej chwili, w ułamkach sekund, śmierć nam obiera okruchy marzeń… I cóż pozostało, kiedy pęka serce? Łez cichych się wstydzić nie trzeba. Gdy w uszach dudni pytanie” DLACZEGO ? ” ich dusze jak ptaki wzlatują do nieba Łezka,łezkę goni, strumieniem spływa po twarzy, bo jakże inaczej być może gdy się z rozpaczą kojarzy ..serce z żalu rozrywa i każdy zadaje pytanie dlaczego ludzi ubywa tak nagle, niespodziewanie ..ile trzeba pokory aby pogodzić się z losem co bliskich odbiera rodzinom tragicznym,gremialnym pokosem. Łezka,łezkę goni, strumieniem spływa po twarzy, bo jakże inaczej być może gdy się z rozpaczą kojarzy ..serce z żalu rozrywa i każdy zadaje pytanie dlaczego ludzi ubywa tak nagle, niespodziewanie ..ile trzeba pokory aby pogodzić się z losem co bliskich odbiera rodzinom tragicznym,gremialnym pokosem.
Z pod śniegu srebrnej zasłony, W drżeniu się nagłym wynurzył, Pączek maleńki, czerwony, Spóżnionej róży... Wierzy, że w kwiat się rozwinie I tak uparcie sie krwawi... Gdy patrzę i wiem, że zginie, Wzrok mój się łzawi... ...żal mi, że próżno olśniony Na szczęście rozkwitu czeka... I widzę w pączku spóżnionym Serce człowieka. / Dziękuję za piękne światełko dla mojej Magdzi, za piękną stronę, którą wieczorem będę przeglądać, dziękuję, że są jeszcze tacy Ludzie na tym świecie, dziękuję..... /
mama Magdaleny Mazaraki
Zapożyczę się u Tęczy, bo barwami chcę malować nutki dźwięczne, pełne wspomnień, poukładać w ciepłe słowa…. Wiatru tchnienie też pożyczę takie,co to łzę osuszy i gdy świtem spotka rosę nad Twą Duszą też się wzruszy. Wezmę w dłonie dotyk Słońca i skowronka lotem miękkim, wtulę je w wieczorną Zorzę… Chcę namówić,by tu przyszła jeszcze tylko Noc z Gwiazdami i ścieliła Tobie swoim blaskiem drogę w niebie.
Na policzku zagubiona,płynie taka zwykła, szara łza... Mała, mokra, przerażona, tyle smutku w sobie ma.... Taka mała spod rzęs krat, nie prosiła się do bycia... Ktoś ją zmusił przyjść na świat ... Porzucona i niczyja, nawet nie chcą jej powieki... Ktoś ją przeklął w swej rozpaczy, zanim życie rozpoczęła...
Kiedy nadziei wcale nie czuję, nie radzi sobie z myślami dusza. Ręce składają się do modlitwy, czy moja szczera prośba Cię wzrusza? Tak łatwo świata nie da się zmienić, wciąż będzie ranił, podkładał kłody. Pomóż jedynie popiół rozdmuchać, by w moim sercu cały żar odżył. W chwili słabości i zniechęcenia, żeby mnie złamać wiele nie trzeba. Pozwól mi Panie, chociaż przez chwilę znów posmakować kawałka nieba.
Odwrócimy role:Teraz ja będę Waszym Aniołem . Wy będziecie na ziemi, a ja będę w niebie, będę patrzeć z góry jaką chodzicie drogą i byście nie zabłądzili gwiazdy Wam pomogą. Będę przylatywać kiedy będziecie spać, by pod poduszkę piękne sny dać. . A kiedy przyjdzie zła chwila, ja szybko przylecę i w dobrą ją zmienię,a jeśli zobaczę jak płaczecie za mną bez końca, każdą łzę Waszą zamienię w blask słońca. Będę Waszym cieniem, będę serca biciem,będę wciąż kierować całym Waszym życiem. Zawsze będę czuwać, zawsze będę blisko, Wy będziecie wiedzieć od kogo to wszystko.
Jest taki uśmiech co mieszka w rozpaczy, bo gdy widzisz zbyt czarno, to często inaczej, niekiedy w smutku jak drozd ci zaśpiewa - twej miłości zranionej Bóg łaknie jak chleba. Nieszczęście nie-nieszczęście, jeśli szczęścia nie ma, jest uśmiech co się nawet na cmentarzu kryje, każdy świętej pamięci umiera więc żyje. Cóż, że go nie widzisz, powraca do domu, siada przy stole, czyta, lampę świeci, czasem w bamboszach, by nas nie obudzić. Tylko śmierć umie ludzi przybliżyć do ludzi. Nic dziwnego, przecież tak to bywa, z nieba się tęskni zawsze po kryjomu, choćby królikom mlecze przed rosą pozrywać, ciotkę z gotówką przy sobie zatrzymać, uśmiech czasem się modli po prostu - mój Boże, tu gdzie miłość odchodzi lecz jej nie ubywa, ci co się kochają cierpią, gdy są razem uśmiech i z cytryną uśmiechnąć się może. Narzekasz, że świat surowy ,jak grzyb niejadalny, a w świecie stale uśmiech niewidzialny.
Mój Aniele.. Kiedy zasypiam, to Ty nie śpisz wcale - pilnujesz czujnie, czy równo oddycham, czy serce jak zegar będzie biło dalej i czy noc dokoła jest dobra i cicha… Pilnujesz skarbu życia, co jest we mnie jak płomyk - by śmierć go nie zdmuchnęła nagle, po kryjomu… Żeby spać spokojnie mogły nasze domy - czuwają z Tobą Anioły, nieznane nikomu. I choć gasną latarnie i lampki czujników - nie gasną Twoje oczy, Stróżu i Strażniku! Tyle już złego mogło mi się zdarzyć, lecz mnie ominęło -DZIĘKI TWOJEJ STRAŻY!
....Ich głos jest jak strumień leśny delikatnie śpiewa pieśni, które tylko w głębi ciszy serce, a nie ucho słyszy. Dotyk dłoni- powiew wiatru- delikatnie muska ramię, aby przebyć bez upadku drogę, co przed nami stanie. Za dnia wciąż przy naszym boku, w nocy siedzą u wezgłowia niestrudzeni, niewidoczni, liczą wypaplane słowa. Wypaplane, wykrzyczane, te bolesne i te słodkie, przebierają jak mak z grochem, prosząc Boga tysiąckrotnie , by ich podopiecznych błędy, w wielkim swoim zmiłowaniu , złożył w niepamięci czasu, jak my głowę na posłaniu. A gdy w słońcu świat się budzi ,aby pędzić poprzez życie, Oni kroczą znów do ludzi, rozwijając skrzydła skrycie.
Kiedy z losem zechcesz wygrać, kiedy z życiem się siłujesz musisz wiedzieć tylko jedno, jaką ,zasadą się kierujesz. Jaka myśl przyświecać będzie, czyje dobro masz na względzie, jakiej prawdy użyć zechcesz, jaką drogą przez to przejdziesz. Kiedy los podkłada belki, kiedy łzy skradają śmiech, wtedy musisz znać odpowiedź kto chce zniszczyć życie twe. Może ty – co panem życia, może on – co panem dni, może oni – podkradają twe marzenia i twe sny. Kto i kiedy włada życiem? kto ma moce dobra zła? to dla ciebie jest nieważne, tylko wtedy gdy masz plan. Masz w swej mocy własne zdanie, masz w swym sercu prawdę dni, masz zasady – drogowskazy niech ostoją w życiu twym.
Huczy woda po kamieniach, a na głębi cicho płynie - nie sądź ludzi po zachceniach, ale prawdy szukaj w czynie. Kto prawdziwe czuć niezdolny, ten się szumem słowa pieści - potok głośny a swawolny mało wody w sobie mieści. Lecz spokojnej cisza toni zwykle wielką głąb zwiastuje - na wiatr uczuć swych nie trwoni, kto głęboko w duszy czuje.
Jak biały kamień w głębi studni ciemnej, tak we mnie jedno czai się wspomnienie. Nie walczę z nim i walczyć by daremno, bo w nim i radość moja, i cierpienie. I chyba każdy, kto mi spojrzy w oczy, wyczytać musi je z ich smutnej treści. I głębszym smutkiem twarz mu się zamroczy, niż gdyby słuchał samej opowieści. W przedmioty ludzi niegdyś przemieniano ze świadomością im pozostawioną, by smutki cudze wieczną były raną. Tak w me wspomnienie ciebie przemieniono.
Nienawiść na miłość z mocą się rzuciła,skłamała, wyśmiała, zdradą postraszyła,a miłość zatkało bo nie wiedziała, że za dobre serce spotka je tu kara. Dobry Boże, co życie dajesz na ziemi wszystkiemu,nie pozwól zginąć choćby sercu jednemu, a kiedy czas się wypełni i wszystko jedno się stanie, niech Miłosierdzie pokona, wszelką nienawiść – mój Panie.
Ja wiem, że w wiecznym kole przemian zapadnie wszystko jakby w morze, że minie czas i minie ziemia, i to, com kochał i com tworzył. Próżno bym, pełen wielkich tęsknot, jak ślad na piasku wieczność tropił, bo ludzki trud i ludzkie piękno jest jak na wiatr rzucony popiół. Więc dobrze okruch szczęścia dostać, umiejąc fałsz od prawdy dzielić. I życie szczere mieć i proste jak uścisk dłoni przyjaciela. Czemuż ja smutny? każdy mnie pyta, Natrętnie patrząc mi w oczy; Pobłyski wzroku mojego chwyta i smutku cień, co twarz mroczy... Twarz moja smutku chmurą pokryta, i smutek serce me toczy - lecz więcej z twarzy nikt nie wyczyta, tajemnic ducha nie zobaczy. Więc dajcie spokój! bo w głębi łona wszystko ukrywam głęboko, i tajemnica ta ze mną skona, żadne nie zbada jej oko! Milczeniem teraz broni się ona, a potem? Śmierci pomroką...
Żadne słowa nie są w stanie wyrazić żalu.Spieszmy się kochać ludzi . Tak prędko odchodzą....Łzy pod powieką Twą zastygły,już nie uronisz ich więcej,uwolniłaś się od pasma smutku. Odeszłaś do świata lepszego, w głęboki spokój, niebiańską ciszę, tam, gdzie ludzkich głosów już nie usłyszysz, gdzie nic nie dręczy i nic nie boli. Odeszłaś do świata lepszego ,do źródła powróciłaś, tylko tu wszystkim smutek, tęsknotę w sercu pozostawiłaś... EWO Spoczywaj w pokoju.
Tak źle mi dzisiaj, jak nigdy jeszcze nie było Wciąż jakieś wczoraj wspominam, które się nigdy nie wróci, wciąż jutra czekam złotego, co mi się kiedyś śniło, a wiem, że jutro nadejdzie i tak jak dziś mnie zasmuci... Tak źle mi dzisiaj i smutno i coraz smutniej już co dzień. Czegóż i kogo ja szukam, łażąc z rękami w kieszeni? Ludziom zaglądam do oczu? Ot głupi,miejski przechodzień: Szukam przyjaznych uśmiechów w obojętnych spojrzeniach. Niechże już przyjdzie ta wiosna z jałmużną kwiatów pachnących, niechże już coś się odmieni, niech coś się dobrego stanie! Serce mam pełne płomieni i iskier żarkich i tlących, i dręczę się, wciąż czekając na Ciebie.
Wspomnienia - chcesz czy nie do przeszłych lat nie wrócą Cię . Chciałbyś może cofnąć czas ? - w zamian teraźniejszość masz... I przyszłość -co jak wielka niewiadoma i wspomnienie co czasem we śnie zawoła... Bo gdzieś tam ukryta na dnie serca tli się maleńka iskierka... Od ciepłego powiewu rozżarzy się jasno, od chłodnego przyjdzie jej zagasnąć ... Iskierka nadziei i wspomnień, niech nigdy nie zagaśnie , kiedy na dnie serca gości niechaj świeci coraz jaśniej ... Niechaj dobry ,ciepły wiatr powieje, rozpali iskierkę ciepłym płomieniem I niech przyszłości, niepewny czas, nie pogasi tych iskierek w nas .
Kiedy przyjeżdżam w dziecięce progi, Łzami płacze moja dusza, Że już nie pójdą moje nogi Tam, gdzie zarasta głuszą. Nie pójdą i moje słowa, Kiedy narzeka moja mowa, Że ciężko na duszy człowiekowi, Skoro dzisiaj tutaj nie tak, jak przedtem. Wszystko umiera, albo ginie; człowiek, zając, kuropatwa, pies! I nic już nie wróci, co minęło, A tylko rozpłacze się mego życia kalectwo.
Mikołajkowy wieczór
Wieczorną porą odwiedzam grudniowy przystanek, na powrót do domu czekam, a w myślach już przyszły ranek. Zimno doskwiera powoli, autobus z przyjazdem zwleka. wtem ktoś się z boku gramoli- już widzę go - WRAK CZŁOWIEKA! We szmaty stare odziany, ślina z ust otwartych kapie, przez los coś nierozpieszczany tragicznie do ławki człapie. Gdy dotarł, do torby sięgnął, która skarb jego stanowi, z radości aż cicho jęknął, coś do jedzenia wyłowił. Zwyczajne chleba pół kromki, z takim szacunkiem zjedzone, że myśli niczym z kart domki, sypnęły mi się o głowę. Że człowiek ma tak pod górkę, że zaraz „ćpun”, „alkoholik” i że najchętniej dwururkę przytknęliby mu do skroni. Szybko za spust pociągnęli- dwa razy – tak dla pewności, potem dumnie wygłosili frazes o dobroczynności. Gdy zniesmaczeni widokiem żałośni ludzie pierzchają, szastają okrutnym słowem i z niego się naśmiewają. Bezduszni całkiem i zimną odgraniczeni zasłoną, ja stoję z refleksją smętną jak wieczór ten: Ecce homo../w sztuce chrześcijańskiej przedstawiający ubiczowanego Chrystusa w koronie cierniowej/.
Dałeś mi Panie serce ,które dziś już niemodne, -że teraz lepiej się z nim nie obnosić, naturę nazbyt prostą, ufność zbyt dziecinną, i jeszcze dziwną hardość by mając ręce o nic nie prosić. Dałeś mi dłonie otwarte, lecz za bardzo rozrzutne, które dać chcą więcej niż pomieścić mogą do tego oczy anielskie i niepokorną duszę i jeszcze kocie łapy co chodzą własną drogą. Dałeś mi codzienność jak czarną kromkę chleba i wieczność ,której stoły obfitość ugina, wszczepiłeś mi sumienie jak mapę do nieba i krzyża znak na czole, którym się wszystko zaczyna. Stanę kiedyś przed Tobą, wyciągnę puste dłonie, wywrócę płaszcza kieszenie świecące jak kościół pustkami, wybacz mi, że zgrzeszyłem lecz szedłem długą drogą, prócz duszy wszystko zgubiłem. Czy nią nie wzgardzisz Panie?
Dziś znów herbata smakuje tęsknotą, a cukier ma posmak rozłąki, koc wydaje się być za szorstki, poduszka pachnie westchnieniem. Pustą przestrzenią gniecie fotel, bo wciąż pamięta kształt twego ciała Nie ma cię... a jednak jesteś . Czuję cię.. sercem... duszą, w uszach jeszcze pobrzmiewa twój głos serce wciąż drży wspomnieniem.
Za oknem noc dotyka szorstkim chłodem,ociera się o korony drzew,a ty do mnie wyciągasz dłonie,zdejmujesz wspomnienia, by z miłością podać mi dłonie i zapominam, co było - bo tylko dziś się liczy. W bruzdach przemijania ,twój oddech się rozgościł i w gąszczu nieprzespanych,smutnych nocy dzielisz się bliskością.
Często wracam do miejsc, gdzie cisza unosi się zapachem poziomek,rozkoszuję się jak kromką chleba,tam nie ma zmartwień ,trosk,emanuje szczęście i radość mieszka-to łąka wspomnień dziecięcego nieba.Nie pozwolę odejść w zapomnienie chwilom pachnącym zmysłami i zachwytom sięgającym nieba. Zobacz, ile mamy wspomnień ciągnących się od Ciebie aż do mnie, ile pięknych niezatartych wrażeń, snutych przez lat tyle marzeń. Chcę pamiętać same dobre dni i to, co pozwoli dalej żyć i wierzyć, że wszystko co smutne i złe ,to się tylko śniło.
Umykają twarze zwykłej codzienności, smutku siwe włosy czas w loki zaplata, w piramidach wspomnień nie szukam litości, tylko w studni myśli przywołuję lata. W dłoniach melancholii jak w strumieniu modrym, wracam w sidła wspomnień dziecięcej bytności, smaku bieli mleka, kromki chleba z masłem, w dni beztroskich zabaw magicznej przeszłości. Przy skrzypcach świerszczyka jak iskierka bosa, w śpiewie kropel rosy przygód smakowałem, otulony słońcem brodziłem w wolności, układałem myśli w nich też zasypiałem. Czas życiem pulsował fantazji dotykiem, byłem kim być chciałem za magii zrządzeniem, dzieciństwo to zachwyt, a ja w tym zachwycie stawałem się z wolna zwątpieniem. Ach dobrze by było wturlać się w te czasy, ale bilet dzierżę tylko w jedną stronę, mijam zwykłe twarze szarej codzienności i tonę, w swych marzeniach ,we wspomnieniach tonę.
Tyle za mną co przede mną dróg nieznanych nieprzebytych ścieżek krętych czasem prostych szlaków wodnych gdzieś ukrytych. Tyle dla mnie co ode mnie dla człowieka cierpiącego w podarunku splotę dłonie niech poczuje żar bliźniego. Wartość moja w duszy drzemie patrząc w serce widzę swoje u stóp twoich dobroć składam po czym ją łańcuszkiem troję. Niech obiegnie całe niebo potem świat bo tego trzeba w zamian proszę o serdeczność a na starość o opiekę oraz kromkę chleba.
Odchodzą bliscy których kocham, tak bardzo mi ich dziś brakuje, za nimi płaczę,wzdycham ,szlocham, bo obecności ich -nie czuję. Szare się stają krajobrazy, tak jakoś, jak by mniej radości życie nie bawi -bez urazy ciężko mi jest bez ich miłości. Mówią że świat ten ,to jest wszystko, a ja w to nigdy nie uwierzę, chcę być z nimi zawsze blisko, wznoszę do Boga więc pacierze. Zabierz mnie kiedyś Panie tam gdzie oni, bym mogła widzieć ich od nowa i szare myśli precz przegonić- Ty to potrafisz -Panie prowadź. Brak mi spokoju i porządku w tym świecie nic się nie układa, myśl goni wciąż szukając wątku, by tak jak Ty z bliskimi gadać. Wreszcie dowiedzieć się dlaczego, muszę się snuć przez dni tak bure wracam do wątku śmiertelnego Otwórz mi kiedyś Panie, nieba chmurę.. Niech się nasycę Twoim ciepłem tam życie jest o niebo lepsze
To już pół roku..! Do dziś pamiętam nasze dziecięce zabawy, granie w chowanego, przyblokowe ławki. Głowę przenikają zamglone wspomnienia,jak bez jednej osoby cały świat się zmienia. Pozostaje pamięć i mocny ból serca, to co nas łamie, ziemia trudna jest jak twierdza. Czas do przodu pędzi i się nie zatrzymuje, jak mam Cię zapomnieć? Powiedz, to spróbuję! Śmierć się nie lituje, ofiar nie wybiera, trudno po tym wszystkim myśli jest pozbierać. Jeszcze, gdy dociera do mózgu wołanie, że to już ostatnie, nasze pożegnanie. Nie ma Ciebie obok,mijają miesiące, wyschły nawet łzy na Twoim grobie. Nie czekam daru lata, godzin już nie liczę, mogę tylko palić na Twym grobie znicze. Rodzić wspomnieniami, no i mieć nadzieję, że Twój uśmiech żywy wciąż się do mnie śmieje,
Jedną drogą chciałyśmy iść,ale nie udało się, życie nam pokazało, co jest dobre a co złe. Miałaś wyjść na chwilę, nawet nie zamknęłaś drzwi, nie pożegnałaś się , przecież miałaś zaraz przyjść. Wszystko tu na Ciebie czeka,ale Ty już patrzysz z daleka, jesteś tak daleko stąd.Ciągle patrzę w niebo ,zdziwiona bardzo chcę odnaleźć Cię,tyle spraw niedokończonych, nasze życie jakby w śnie.Chciałaś tyle w życiu zrobić, lecz Twe skrzydła podciął los,tak bezdusznie on Cię zabrał, ciężko jest uwierzyć w to.Tak wypełnić ciężko pustkę, a litości nie ma czas..Zawsze będziesz w naszych sercach, tak jak nieba jasny blask..
Gdy latem dni gorące przyjdą Gdy ukropy z chmur wyjdą. Gdy będziesz szła na górę Czy też będziesz schodzić w dół Usiądź na ławce, a ja ukoję Cię chłodem. Dla Twej duszy będę lodem. Dla Twoich płuc, leśnych kwiatów zapachem. Dla Twojego siedzenia mchem. Dla całej Ciebie, chłodnym cieniem. Dla ust Twoich, wilgotnym imieniem. Dla Twojego serca, kryształowym wspomnieniem. To ja, leśne Św. Źródełko. Spragnionej Twojej duszy poidełko.
sąsiadka
Zapomniałby Michał Archanioł, Gdy się potyka Piekło z Niebem, Że miecze dokoła szczękają, Gdyby z Niebios spojrzał na ciebie. Już nie myśląc o wojnach Bożych Opuściłby Niebios zagrodę, By z gwiazd utkać i włożyć Diadem na twoją głowę. A ludzkość widząc, jak się schyla, Jak lśnisz gwiazdami rozświetlona, Do Boga wreszcie by wróciła Przez ścieżki proste prowadzona. Bóg widząc dobro rzeczy wszystkich Walk by nakazał zaprzestanie, Różowy pokój by się ziścił, Nieba i Piekła pojednanie.
Gdy klęska stanie przed Tobą , wysłuchaj prawdy w milczeniu, bo jakże równać ze sobą człowieka, w którego sumieniu pojawić się nie może najmniejsze wstydu znamię, gdy Ty, wychowana w honorze, potrafisz dowieść , że kłamie? W trudniejszym ćwiczona męstwie, na Triumf spojrzyj ze wzgardą, i bądź jak struna, w szaleństwie zmuszana do śmiechu przez barda wewnątrz budowli z kamienia, bowiem najtrudniej na świecie zwyciężać pośród milczenia i cieszyć się z tego w sekrecie.
Gdybym miała niebios wyszywaną szatę z nici złotego i srebrnego światła, ciemną i bladą, i błękitną szatę ze światła, mroku, półmroku, półświatła, rozpostarłabym ci tę szatę pod stopy, lecz biedna jestem: me skarby - w marzeniach; więc ci rzucam marzenia pod stopy; stąpaj ostrożnie i pomóż je spełnić..
Wieczystą otworzy księgę wszechmocny stwórca w niebie, i życia zdmuchnąwszy świecę powoła nas kiedyś do siebie. Uczynków otworzy stronę przyjrzy się naszym złością, pokiwa w zadumie głową, zmartwiony naszą przeszłością. Potulni staniemy, skruszeni nie patrząc w oblicze jego na wyrok ostatni czekając, piekło, czyściec czy niebo. Śmierci się bać nie musimy lecz bólu, poniżeń, cierpienia, gdy sami w konaniu jesteśmy i nikt naszej ręki nie trzyma. Jedyna to sprawiedliwość na naszym łez padole, płaszcz śmierci okryje wszystkich i w zimnym złoży dole. Zostawić przyjdzie nam wszystko nie weźmiesz nawet kruszynki jedyne co „tam” się liczy, to w sercu dobre uczynki. Podobno jest tam dobrze w to kościół nam wierzyć każe, życia wiecznego rozkosze, przed nami roztacza miraże. Zapłatą jest pamięć bliskich gdy wspomną nas czasami, karą jest zapomnienie gdy nikt nie płacze za nami. Modlitwa za nas zmówiona znicz, zapalony na grobie, pozwoli wymazać grzechy bliskiej, kochanej osobie. Płomyk świecy maleńki drogę nam wskaże w wieczności pomoże znaleźć stwórcę by zaznać jego miłości..
Przebacz – pamiętam ową chwilę, Kiedy to duszą rozkochaną Szczęśliwy dzień błogosławiłem, W którym mi ciebie spotkać dano. Jak ptak, gdy zorzą wschodzi wiosna, Jak anioł młodocianych rojeń - Tyś na wyżyny z sobą niosła Szały i żar miłości mojej. O miła! Dzisiaj wdzięczna dusza, Choć może i szalona jeszcze, Młodego serca nie chce wzruszać Kłamstwem, co się w pozorach mieści. Chyba widziałaś sama dawno, Jak się rozchodzą nasze ścieżki, Dziś więc jednego mogę pragnąć: Zapomnieć gdzieś tej straty ciężkiej. Ty zaś, samotna, jeszcze godniej Rozkwitaj, jeśli ci siły stanie! I tym smutniejsze – że tak chłodne - Jest me ostatnie pożegnanie.
Ciebie już tutaj nie ma. To, co widzę jest złudzeniem. Dusza twoja odeszła tam, dokąd sam też odejdę . Jeszcze ten wieczór zdaje się mi dawać złudną porękę, mglisty cień uśmiechu, leniwe pozy, pozory miłości już jakby roztargnionej. A jednak twoje zamiary wzięły cię, dokąd chciałaś, daleko stąd, gdzie jesteś mówiąc do mnie: "O, jestem z tobą, popatrz!" I pokazujesz mi swą nieobecność.
Prócz kruchych powiek nic mnie nie zasłania przed nadchodzącym śniegiem pożegnania. Widać podwórze od podkówki mniejsze, matkę u furtki z fartuchem przy twarzy i dwa gołębie w bieli piór pewniejsze od śniegu, którym iść się nie odważy. Pożegnać przyjdę ostatni liść klonu, skrzypiącą furtkę, jaskrawą biel śniegu i dno doliny podobne do dzwonu, gdzie mi ścielono słomę do noclegu. Lecz jakież będzie nasze pożegnanie, jeśli w źrenicach hałaśliwa zieleń ogromnym lasem między nami stanie, o jakież będzie pożegnanie? Kto mnie tej nocy z płonącej jesieni schyleniem głowy do ciebie przywoła i słoną zorzę u okna zamieni na dłoń głodzącą pokorną biel czoła? Przyjdę do ciebie przez skrzypiący mróz, stanę na progu z opuszczoną głową, na ręce wezmę cię i będę niósł do tej krainy, gdzie ludziom na nowo podają uśmiech i w źrenicach zieleń, aby móc nimi za siebie tak patrzeć, jak patrzy w lasy niespokojne jeleń.
Tak bezradnie pierś stygła mi z chłodu, Ale szłam, zda się, lekko i żwawo. Rękawiczkę, ot tak, bez powodu, Z lewej ręki włożyłam na prawą. I zdawało się, schodków tak dużo, A widziałam, że tylko trzy były. Klon zaszumiał w jesiennej wichurze.. Prosił. Zejdźmy do wspólnej mogiły! Mnie oszukał, czy słyszysz, los srogi, Los niedobry i zmienny zarazem. Zawołałam: "Mój miły, mój drogi, I mnie również. Umrzyjmy więc razem". Oto piosnka o dniu pożegnalnym. Obrzuciłam dom ciemny spojrzeniem. Tylko świece jaśniały w sypialnym Obojętnie-żółtym płomieniem.
Myślę od samego rana Bo trawi mnie tesknota i serca rana Chodzę z telefonem w ręce By wysłać Ci gromy w podzięce. Słowa już przygotowane Wszystko po imieniu nazwane Myśląc o takim odejściu /bez pożegnania/ czas marnuję Sentyment mnie powstrzymuje. Czułość się we mnie rozpala Choć mam ochotę użyć pala Znowu odzywa się to uczucie Co powoduje mego serca kłucie. Sama ze sobą rozmawiam Mieszanymi uczuciami przemawiam Raz się złoszczę raz się gniewam Stanowczo Twej pokory się spodziewam. Skąd ta siła wciąż bierze moc Co przystępuje w dzień i w noc Tyle dni we mnie przetrwała Znów na nowo się odezwała.
Miłość i Nienawiść. Jedno i drugie uczucie wywołuje dogłębne serca kłucie, na tej samej sile bazują i wielokrotnie życie rujnują. Jedno daje ludziom skrzydła, gdy zachowują prawidła, drugie do ziemi dusi, gdy złość człowieka podkusi. Jedno wzniosłe wizje buduje, drugie doszczętnie ducha psuje, oba rozpalane namiętnością, Podsycane własną miłością. Miłość i nienawiść, to czułość i zawiść, na przeciwnym krańcu stoją, przeciw sobie stanąć się nie boją. Jedno i drugie się hoduje, nim potęgę im się w buduje, jedno i drugie wymaga, By zapanowała nad nimi rozwaga.
Wszystko można naprawić.. Każdą zadaną ranę zabliźnić, każdy zadany ból ukoić, trzeba tylko chcieć i o tym śnić i swe serce miłością napoić. Nie wystarczy zatynkować i wypełnić współczuciem, uśmiechem przypudrować słowo po słowie lecz z uczuciem.. Cegła i kamień się poddają pasji i doświadczeniu, zdobytej wiedzy ulegają nawet w niebieskim sklepieniu. A ty człowieku- tyle się zniszczyło- umiejętnie pustkę wypełnij i posklejaj co się rozbiło..
Ptaki ze złamanym skrzydłem, swobody latania pozbawione do ziemi przykute, w cichości znoszą swą pokutę. Czemu moje- ja- wciąż krzyczy marnością świata przywiązane, czemu jak ptaki się nie zadowoli i z cichością nie podaje się Twej woli.. Panie,jak tu skrzydła rozwinąć, jak zasadzki tego świata ominąć by Twoja wola była pełniona, a dusza życiem nasycona..
Wy,którzy mej rodziny dzień i noc strzeżecie, jak łatwo upaść najlepiej o tym wiecie.. Strzeżcie nas jak źrenicy oka, nie ustawajcie w swoim trudzie, nie poddajcie się zwątpieniu, byśmy nie ulegli świata ułudzie.. Krzyczcie za każdym razem ile razy słuszną drogę zmylimy, zbaczając na świata manowce, albo gdy choćby źle pomyślimy.. Uprzedzajcie nas o zasadzkach Złego, najlepiej wiecie o Jego przebiegłości, nie pozwólcie Mu by nas oszukał, byśmy ostygli w naszej miłości.. Wiem,że oczy skrzydłem zasłaniacie i słusznie ulegacie świętej trwodze lecz nie zostawiajcie nas nigdy samych, kiedy upadniemy na swej drodze..
Wiaro mam wątpliwości Czy ty możesz ustępować Choćby największej miłości By można prawidłowo postępować Wiaro czy ty mniejsza możesz być Od gorącej miłości By można należycie żyć Oddając się wam w swej gorliwości A co z nadzieją pośrodku was Czy ona wam nie musi dorównywać By wciąż utwierdzać nas I wytrwałością z was się wywiązywać Wiaro w tobie potęgi moc Prawdziwą miłością wzbudzona Góry możesz przenosić i rozświetlać noc Czy nie z tobą miłość zrodzona Wiaro wiaro moja Wierzę z nadzieją i miłością W tobie ma ostoja Z tobą nie lękam się przed przyszłością.
Jak dwa światy; Ten co przemija i ten co wschodzi, ten co rozkwita i ten co odchodzi. Na ulicy się spotkały przy zielonym świetle, kiedy mocno chłodem wiało; miłość i współczucie, swoją scenę odegrało. Dwie wyciągnięte dłonie, dwa serca w potrzebie. Jedno i drugie chciało; jedno wziąć z potrzeby, drugie dać potrzebę miało. Piękna w geście daru, Piękna w swej postawie, Piękna w swej urodzie- Niczym Ewa przed zerwaniem jabłka w Rajskim Ogrodzie. Jaka rola tej Żebraczki, cóż ofiarować mogła, skora sama żebrała- Ona tej Pięknej po stokroć więcej dała..
Samotność..Wśród wielu ludzi potrafi znaleźć człowieka, trawić go swoją obecnością, nie zważając, że czas ucieka.. A on płynie nieubłaganie, życie w gorycz zamienia, mimo upływu lat, w samotności nic się nie zmienia.. Nie ma bliskich osób, nie ma nikogo krewnego, by rozwiał smutek z oblicza człowieka samotnego.. I kiedy przychodzi W samotności ostatnia godzina Nie ma nikogo Nie zgromadzi się rodzina Nawet w ostatniej drodze Tylko Kapłan cię prowadzi I tylko On w swej modlitwie Z siłami o twą duszę się wadzi
Byłaś zawsze w pobliżu przez te wszystkie lata z boku patrząc jak fala buntu we mnie wzbiera nauczyłaś się nawet warkocze rozplatać myśli zbyt niepokornych, gdy czasami ziemia usuwała się nagle spod stóp - ja wierzyłam że się wznoszę nad światem.. Łagodnością gładziłaś nastroszone skrzydła, odkładając na półkę sens swojego „jestem”, rozważając dylemat: jaką drogę wybrać.. Torowałeś trasy tnąc zarośla gęste i nie chciałaś nic w zamian – wystarczał ci uśmiech i pewność, że spokojnie bije czyjeś serce.. Patrzę w gwiazdy z nadzieją, że dasz znak, że muśniesz wiatrem, poczuję ciebie – nie widząc, nie słysząc tak żałuję, że wszystko skazałam „na później”.. Zielone winogrona pękają goryczą, aż do krwi rozgryzanych w rozżaleniu pestek marny sposób, by zamknąć usta które krzyczą jakby chciały zatrzymać te oczy niebieskie, i ramiona na których niebo mi zabierasz - ciepłe niebo ukryte w Twoim geście..
...I nie wiem, który z kroków mych będzie ostatnim i nie wiem, jaki obraz zamknie me powieki... Zbudzony z myśli starzec był właśnie na kładce - żal jego pobiegł wzrokiem leniwie jak rzeka... A w rzeki plusku była wieczorna powaga - jakże jej nie powierzyć myśli niespokojnej? Jej wieczny przepływ chyba i mój smutek pojmie; jej wieczne przemijanie przyda mi odwagi... Co by się stało, gdyby wstrzymano Cię rzeko... I co by było gdybym pozostał tu wiecznie? Gdyby tobie odjęto ten szmer zwiewny, lekki, to tak jakbym ja tkwił tu ludziom niekonieczny.. Cóż, ciebie nikt nie wstrzyma; twój cel przepływanie. Płyń więc wśród lasów szumu, dojrzałości żyta, nurt twój w miejscu nie stanie - ja się nie ostanę...
Obłoki, co z ziemi wstają I płyną w słońca blask złoty, Ach, one mi się być zdają Skrzydłami mojej tęsknoty. Te białe skrzydła powiewne Często nad ziemią obwisną, Łzy po nich spływają rzewne, Czasem i tęczą zabłysną. Gwiazdy, co krążą w przestrzeniach Po drogach nieskończoności, Są one dla mnie w marzeniach Oczami mojej miłości. Patrzą się w ciemne odmęty Te wielkie ruchome słońca... I ja przejęty, Patrzę i tęsknię bez końca.
Gdzie jesteś? Gdybyśmy mogli wszystko przeżyć jeszcze raz, od nowa.. Ale nie mogłaś zostać.. to zbyt szybko przyszło.. Nie zdążyłaś powiedzieć słowa.. Tak się nie odchodzi.. Gdzie jesteś? Czy spotkamy się kiedyś? Czy droga ma przetnie się z twoją? Tęsknoty się dwoją i troją.. Gdzie jesteś? Dlaczego odeszłaś tak wcześnie.. Jak mogłaś odejść ,tak bez słowa.. Gdyby można zacząć jeszcze raz, od nowa Gdyby można było wszystko wytłumaczyć..
W czarownym ogrodzie wyobraźni łzy pokryły płatki kwiatów rosą. Wokoło tańczą smutne motyle i tęskne wspomnienia roznoszą. Wiem, że to koniec, ale mi nie mów teraz jeszcze o tym. Chcę się nauczyć Ciebie na pamięć, by w snach Cię mieć z powrotem. Chcę zapamiętać Twoje oczy, błyszczące wilgotnym spojrzeniem. i uspokoić ciała drżenie. Chcę zapamiętać Twój uśmiech figlarny, dziecinny. Raz jeszcze poczuć Twój oddech i głos Twój usłyszeć niewinny. Wiem, że nie mogę Cię zatrzymać, byłaś tak blisko, a jednak daleko. W czarownym ogrodzie wyobraźni łzy pokryły płatki kwiatów rosą. Wokoło tańczą smutne motyle i tęskne wspomnienia roznoszą..
Muzyka słuchana z tobą była więcej niż muzyką, i chleb z tobą łamany był więcej niż chlebem; Teraz, spustoszone wszystko, martwe wszystko, co niegdyś było tak piękne. Twe ręce dotykały sreber tego stołu, szklankę z kawą trzymały, wszystkie sprzęty pamiętają ciebie, twój dotyk nie przeminął na nich. W sercu moim wśród nich żyjesz, błogosławiąc nas spojrzeniem i dłońmi; I w sercu będę pamiętała zawsze ciebie .
Czasem myślę co mnie czeka i zamykam oczy, żeby wraz z myślami w twoją stronę kroczyć. Gdy do ciebie dotrę, to osiągnę wszystko, bo do końca życia będziesz przy mnie blisko. Gdy odejdę i na niebo zasłużę, obiecuję zostać twym aniołem stróżem.
Wiesz..Jeśli kiedyś będzie ci smutno Prześlę ci uśmiech ciepłym powiewem Nazbieram garść promyków słonecznych Zerwę najpiękniejsze jabłko na drzewie. Gdy twe serce za mną zatęskni Przyjdę do ciebie we śnie Scałuję łzy z policzków Rankiem zniknę we mgle. A gdy zechcesz mnie pokochać Wtulę się w twoje ramiona Oczyma pieścić cię będę Pięknem duszy do siebie przekonam.
Nie wiem co zrobię gdy się znowu spotkamy, nie wiem co zrobię, nie wiem, czy z siebie coś wykrztuszę, nie wiem, czy Ci coś powiem. Nie wiem co zrobię gdy Cię spotkam, czy się na to odważę, żeby Ci wszystko wyszeptać to, o czym bez przerwy marzę. Nie wiem co zrobię gdy się spotkamy, może oczami Ci powiem, że mą największą jesteś tęsknotą, wzruszenia wilgocią mych powiek. Nie wiem co zrobię gdy się kiedyś spotkamy..
Nie mogę wręczyć Ci kwiatów, przesłać mogę tylko słowa, gestów przekazać Ci nie mogę, tylko słowami je malować. Nie mogę Ci też zanucić Twej ulubionej piosenki, tylko zamienić mogę nutki na parę strofek maleńkich. Nie mogę Cię ująć w ramiona i tulić bez zapomnienia, nie mogę Ci szeptać do uszka tego, co w rymy zamieniam. Nie mogę dać Ci szczęścia, bo jestem tylko narratorem, lustrem moich skrytych marzeń..
I znów nadeszła taka noc Co czule szepcze wierszem Co duszę bierze w swoją moc I myśli uwalnia najśmielsze. I znów nostalgia odżywa Co ciemność upija łzami Co ciszy oddech przerywa I krzyczy marzeniami. I znów samotna tęsknota Co skrzypiec głaszcze łkaniem Co sercem zbolałym miota I koi głośnym wzdychaniem. I znów nadzieja optymistka Co wszystko ubiera w kwiaty Co radość wyczaruje z listka I ze słońcem pójdzie w swaty.
Zagubiona w sieci swoich przemyśleń, z pozoru tylko żyję codziennie.. To co ważne uciekło dziś w mrok, z godziny na godzinę rani cholernie.. Waham się,robię jednak ten krok i znów rozczarowanie i smutek nadchodzi.. Jak ktoś kogo dobrze się zna, a wiara i nadzieja odwraca się,odchodzi i kończy się wreszcie ta życia gra.. Nie ma czasu na sen, nie ma czasu na marzenia, boli w sercu mój dren ...
Smutku co przychodzisz nagle Niespodziewanie robisz zamęt Wwiercasz się głęboko w serce Jestem jak łódź bez wiatru w żagle Na środku bezgranicznego oceanu Składam jednak hołd w podzięce Za przeznaczenie i cud poznania Ciebie Za połączone dusze co umrą Bez siebie Za miłość, która pokona bariery Za przyjaźń, która nigdy nie umiera To wszystko jest pięknym snem Który z czarnej naszej nocy Stał się pięknym, słonecznym dniem To nigdy nie odejdzie,nigdy nie minie To przetrwa każde ciężkie chwile I nigdy nie zginie... Do końca mej podróży przez życie...
Jak wichrem liście targane Wirujemy w otchłani życia Krok do przodu dwa do tyłu Czasami uwięzieni w czasie Oczekujemy lepszego jutra Wschodu co uwolni od bólu Zachodu który pozwoli zapomnieć Słów co wiszą niewypowiedziane I myśli czasami skołowane Dlaczego nie rozmawiamy? O nadziejach niespełnionych I o tym co najważniejsze W naszej pokręconej duszy Skrywamy się w ciszy nocy Jak jawa ukazują się sny Które promień słońca rozproszy Czy to strach czy samotność...?
Widać słońce bez promieni Widać mrok w biały dzień Nic już tego dziś nie zmieni To jest duszy naszej cień Już nie słychać śpiewu ptaków Już nie czujemy smaku łez Już nie widać w zbożu maków I jak kwitnie w maju bez Już nie umiemy się uśmiechać Nie potrafimy kochać też Chcemy daleko gdzieś pojechać Życie boli Ty to wiesz.. Tylko czas nam już umyka Tylko dni mijają jakoś Już się szczęście gdzieś zamyka Taką widzę naszą starość...