Upalny ranek latem 1410 roku.
W lesie leżą pod drzewami polskie i litewskie wojska. Ziewają, w nosach dłubią...
Na polu stoją Krzyżacy... Wszyscy odziani w ciężkie zbroje. Pot się po nich leje.
W końcu zmęczony z deka Wielki Miszcz zakomenderował:
- *****, idę do Jagiełły, czas coś z tym zrobić.
I poszedł...
Dotarł do lasu i się drze:
- Jagiełłaaaa!!!! Chodź no! Pogadać bym chciał.
Jagiełła wyszedłszy z cienia podszedł do Wielkiego Miszcza.
- Czego chcesz?
- No Władek. Daj na luz. Po c*** mamy się wszyscy napieprzać, co? Mam pomysł - ja wybiorę największego i najlepszego rycerza i Ty wybierzesz takiego. Oni się na polu będą napieprzać. Wygra Twój - Ty wygrałeś bitwę, mój - ja.
- Ulrich - Ty to masz mózgownicę! - wesoło odkrzyknął Jagiełło i poszedł do swych kamratów.
Podszedł do Zawiszy Czarnego i wyłuścił sprawę.
- Zawisza! Kawał chłopa jesteś a i wywijać toporem potrafisz, jak skakanką.
Zarąbiesz Krzyżaka miguniem.
- Wiesz, noooo... Władek... Sprawa jest taka, że piłem ze Zbyszkiem do 6 rano. Łeb mnie rypie i widzę podwójnie. Ja odpadam.
Jagiełło zmarszczył się nielicho i podreptał do Zbyszka - może on lepiej się czuje.
Zbyszko, jak tylko Króla zobaczył, rzekł pospiesznie:
- Nie, nie, nie... Zgaga mnie pali i zaraz będę rzygał.
Jagiełło podszedł do Maćka.
- Maćko, może Ty?
- Ło retyyyy... nieee... Jestem po całonocnym seksie z dwoma
nimfomantycznymi Litwiniankami. Ledwo mogę chodzić - odparł.
Król Jagiełło przeszedł się pomiędzy całym wojskiem - wszyscy wyglądali nietęgo.
- Na cholerę tą imprezę wczoraj robiłem - pomyślał Król.
Wtem zza jałowca wyszedł stary Antoni. 78 wiosen na karku miał, zgarbiony był i pomarszczony...
Antoni rzekł:
- Królu! Ja na ubitym polu stanę.
Jagiełło, widząc, ze tylko Antoni nie ma kaca i w sumie wygląda najlepiej z całego wojska wręczył mu dwuręczny miecz i rzekł:
- Idź i walcz!
Antoni zatoczył się pod ciężarem miecza i podpierając się nim, jak laską poszedł na środek pola, gdzie czekał Krzyżak w ciężkiej zbroi, siedząc na opancerzonym koniu.
Gdy Antoni przeszedł jakieś 200 metrów Krzyżak na niego ruszył galopem. Pędzi, pędzi... Gdy już był tuż przy Antonim, polskim wojakom siedzącym w lesie żal się staruszka zrobiło i zaczęli się drzeć:
- Antoniii!!!!!!! W nogi!!!!!!!!
Lecz Antoni nie zdążył....
Szczęk oręża... kurz taki, że na 3 kilometry nic nie widać... Wrzaski
nieludzkie.... Lamenty...
Po chwili nastała złowroga cisza... kurz opadł...
Na ziemi leżał koń bez kopyt, obok niego Krzyżak z odciętymi w kolanach nogami.
Nad nim stoi Antoni, trzyma mu miecz na gardle i mówi:
- Masz szczęście że krzyczeli "W NOGI!!" bo inaczej to bym Ci łeb upierdo*ił !
|