Jak swiatlo latarni zawsze mnie prowadz
bym zawsze dotarla szczesliwie do brzegu
po sztormach w mym zyciu pomoz odbudowac
co fale zniszczyly w swym morderczym biegu
Wyplynelam w morze bez wskazowek mapy
ktora bezlitosnie zly wiatr mnie pozbawil
sypnal w oczy sola bym jeszcze oslepla
na dodatek serce i krtan moja zdlawil
Mysli me podobnie jak kruki krakaly
az omdlale cialo pozbawila sila
moja biedna barka wpadala na skaly
i tylko Opatrznosc zycie ocalila
Posluchalam glosu co w glebi zawolal
ja – rozbitek zycia z padolu bladzacych
w promieniach latarni rozblyslej dokola
sciskam dzisiaj krzyz – utracona mape
w swoich dloniach drzacych...