Niedziela, 2024-12-22, 2:31 PM                    
Jesteś zalogowany jako Gość | Grupa "Goście"Witaj Gość | RS
Smak chwil
Główna » Pliki » Popraw sobie humor :D » Śmieszne

HUMOROSTROFY 11 XCIII. PROHIBITY
2014-05-25, 2:28 AM

HUMOROSTROFY 11  XCIII. PROHIBITY

Całą prawdę opisałem,
Bo humorek dobry miałem,
Lektura to jest zabójcza,
Dla kultury samobójcza.

Ale ja tu nie dbam o to,
Piszę je z wielką ochotą,
Sam długopis mi je pisze
A ja tylko się podpiszę.

Nie wstydzę się tej twórczości,
Pióro wymaga ostrości,
Kto delikatny - niech minie,
Wiele wrażeń Go ominie.

Niepoprawność, świntuszenie
To jest w prohibitach w cenie,
Można czytać i się śmiać
Albo sobie spokój dać.

Odpręża to mnie i bawi,
Więc bądźcie dla mnie łaskawi,
Zmrużcie chociaż jedno oko,
Lub schowajcie je głęboko.

Je - to znaczy wiersze moje
A nie oba oczy swoje,
Widzicie, że humor mam,
Niech udzieli się i Wam.

Po flaszce lepiej czytajcie
Albo w kącie się schowajcie,
Krytykują ponuracy
A czytają to luzacy.

Łaskawie mnie oceniajcie
I na przemiał nie oddajcie,
To tylko część mej twórczości,
Dodałem do niej pieprzności.
 
XCIV. ZBOCZONY (PÓŁ)ŚWIAT

Idą sobie dwa pedały,
Jeden duży, drugi mały,
Transwestyci i lesbije
Też nie pozostają w tyle.

To taka ich Love Parede
A ja na nich lachę kładę,
To zboczeńcy są i basta,
Trzeba by ich wygnać z miasta.

Jeden lubi się przebierać
A inny kiecę zadzierać,
Chociaż łysa jego pała,
Myśli, że laska wspaniała.

Perukę na łeb naciąga,
Myśli, że ładnie wygląda,
A bielizna też kobieca
Jak nic w świecie go podnieca.

Cały dzień się tylko stroi,
Ale się roboty boi,
Stringi wkłada, biustonosze,
Takich typów ja nie znoszę.

Masturbanci nie przestają,
Cały czas swe wdzięki chwalą,
Singielki zaś wibratory,
 Nie przestają do tej pory.

Gejom ślubów się zachciało,
Tworzą teraz jedno ciało,
Prawa sobie tworzą nowe,
Seksualno-porządkowe.

Równość to dla nich za mało,
Adopcji się im zachciało,
To pedofilia ukryta
I cała prawda odkryta.

Na kraj świata won to draństwo,
Niech założą swoje państwo,
Zwyrole już w siódmym niebie,
Będą mogli srać pod siebie.
 
Dookoła chodzą zboczki,
Krzywe nóżki drobią kroczki,
Jak zobaczę taką mendę
To przyłożę w głupią gębę.

Żyjcie sobie na uboczu,
Społeczeństwu zejdźcie z oczu,
Swych racji nie narzucajcie,
W ukryciu się żyć starajcie.

Pederaści to pedryle
A lesbijki to lesbije,
Tych pierwszych bardzo się brzydzę
A za lesby to się wstydzę.

Różne bywają zboczenia,
Że ich nosi święta Ziemia,
O najgorszych nie pisałem,
Bo się prawie porzygałem.

Niech zbudują domy śliczne
A najlepiej to publiczne,
Po swojemu będą żyli,
Byle podatki płacili.

Dewianci różni bywają
I swe tyłki nadstawiają,
Mnie chodzi perwersi mili,
Byście innym nie szkodzili.
 
XCV. GASTRYCZNA BALLADA

Sławojka, ustęp, latryna,
Odchód śmierdzi i uryna,
To już lepiej jest w wucecie,
Można spuścić to, co wiecie.

A na przykład w nocnej porze
Nocnik czeka już w komorze,
Urynałem nazywany,
Bardzo chętnie używany.

Jeśli zdrowo my jadamy
Regularne stolce mamy,
Wszelkie problemy znikają
A wiatry fiołkiem waniają.

Lecz najlepiej za stodołą,
Można świecić dupą gołą,
Na pokrzywy uważajcie
I tyłka w nie nie wsadzajcie.

Muchy nad gównem bzykają
A w górze ptaszki śpiewają,
Wyrośnie kwiatek na kupie,
Wszystko dzięki mojej dupie.

Kucać jest przyjemnie w trawie,
Na świat spoglądać ciekawie,
Zostałbym tam dłużej chętnie,
Ale pachnie coś niepięknie.

Jedzenie mają robaczki,
Już wpełzają do mej sraczki,
Dobry uczynek zrobiłem,
Jedzenie im zapewniłem.

Zasłoniła mnie chałupa,
Lecz zza węgła sterczy dupa,
Ludzie piękny widok mają,
Błysk pośladków podziwiają.

Jak przyjemnie jest na świecie,
Kiedy w dupie nic nie gniecie,
Defekacja piękna była,
Lecz, niestety, się skończyła.
 
Wiaterek przyjemny wieje
A słoneczko w dupsko grzeje,
Gdy jest ciepło w polu robię,
Lecz zimą odpuszczam sobie.

Biegunka to rodzaj kupy,
Nasza mowa jest do dupy,
Stolec dawniej tron znaczyło,
Wszystko się pokiełbasiło.

Biegun to był koń pędzący,
Nie człowiek szybko srający,
Zmieniają znaczenie słowa,
Przebogata nasza mowa.

Szczałka to chyba dziewczyna,
Co moczu mocno nie trzyma,
A strzałka to ostry kolec,
Udało się zrobić stolec.

Może chcecie lewatywę?
Jelita wtedy szczęśliwe,
Może żołądka płukanie?
W środku nic nie pozostanie.

W mym wychodku straszna męka,
Kto tu wchodzi zaraz stęka,
Wykład zrobię wam o sraniu
Lub poprawniej - wypróżnianiu.

Gówno, stolec albo kupa,
Wszystko to zrodziła dupa
Albo odwłok – jak wolicie,
Zasrane jest całe życie.

Wolny stolec to przygoda,
W kiblu czasu mi nie szkoda,
To dziesiąty raz tej nocy,
Wstrzymać to nie w mojej mocy.

Albo weźmy zatwardzenie,
Nieprzyjemne jest szalenie,
Siedzę znowu na sedesie,
Choćbym wolał w Mercedesie.
 
Nie mogę się ruszać z klopa,
Więc biorę z sobą laptopa
I nie nudzę się już wcale,
Z internetem sram wspaniale.

W kiblu toczę swoje życie,
Gdy wypróżniam się obficie,
Usprawniam wszystkie czynności,
W moim kiblu luksus gości.

Mogę już tam mieszkać stale,
Nie tęsknię do świata wcale,
Catering zamówię może,
Komp we wszystkim dopomoże.

Jeśli dużą masz dość dupę
Wtedy łatwo zrobisz kupę,
Jeśli mała to nie hop-siup!
Bo ważny jest rozmiar dup.

Panie doktorze dziękuję,
Że gówno zdrowe melduję,
Zawsze pan dobrze doradzał,
Dobre trawienie wspomagał.

Z sikaniem też są kłopoty,
Zamiast wziąć się do roboty
Cały czas latam do klopa,
Do dupy taka robota.

Nad pęcherzem nie panuję,
Gacie ciągle obsikuję,
Bo za dużo wlewam w siebie
I ciągle leję pod siebie.

Albo wyrzygam w try miga,
Jedzenie się nie przyda,
Wszystko idzie do mej dupy,
Szkoda mi robić zakupy.

Dieta chyba mnie zratuje,
Zaraz wszystko zwymiotuję,
Rzygam permanentnie, stale,
Chociaż nic już nie jem wcale.
 
Czasem pierdnąć tylko chciałem
I znienacka się zesrałem,
Wokoło wszyscy się śmiali
I z pokoju uciekali.

Pranie gaci, smród wokoło,
Oj! Nie było mi wesoło,
Wy się z tego tak nie śmiejcie,
Lepiej dupy swej pilnujcie.

Chcesz mieć stolec jak marzenie
Tylko świeże jedz jedzenie,
Smród zabójczy też być musi,
Otwórz okno, bo zadusi.

Moich smrodów nie wąchajcie,
Chcecie to się też zesrajcie,
Jeśliś panem jest swej dupy
Możesz królem być swej kupy.

Od Bałtyku aż po Tatry
Polacy puszczają wiatry,
Pierdzieć zdrowo to podstawa,
Czasem zaś dobra zabawa.

Wąchać to się wszyscy pchają,
Lecz bąka puścić nie dają,
Więc tajniaki puszczam skrycie,
Takie to pierdziela życie.

Jeśli puścić chcesz bengala
Przyłóż ogień do dupala,
Potem pierdnij z całej mocy
I oświetlisz nim pół nocy.

Z tym tematem już skończyłem,
Bo jelita oczyściłem,
Dobry stolec jest jak złoto,
Lecz trzeba się starać o to.
 
XCVI. REMANENT

Kiedy jestem już padnięty
Robię życia remanenty,
Co przeżyłem a co nie?
Czy mi w życiu było źle?

Choć się dobrze żyć starałem
To pewne rzeczy spaprałem,
Uświadamiam to powoli,
Ach! Jak to mnie teraz boli.

Żyłem sobie jak ten ptak
Ze wszystkimi za pan-brat,
Potem trochę spoważniałem
Gdy rodzinę swoją miałem.

A teraz co? – Sobie leżę
I w zbawienie swoje wierzę,
Ksiądz już idzie z wonnościami
A ja się zalewam łzami.

Nad straconymi szansami,
Młodzieńczymi miłościami,
Wspominam przyjaciół mych
I kolegów, nawet złych.

Rodzinę tu pozostawiam
I odejściem ból Im sprawiam,
Mogłem dla nich lepszy być,
A teraz przestaję żyć.

Moje kotki będą płakać,
Ziemię na mogile drapać,
Nie płaczcie moi kochani,
Nie będziecie tutaj sami.

Ja będę tutaj obecny,
Chociaż ciałem nieobecny,
Z góry jak mogę pomogę
I właściwą wskażę drogę.

Śmierci wcale się nie boję,
Choć nad grobem swoim stoję,
Spotkam tam swoich kochanych,
Od dawna już nie widzianych.
 
XCVII. PAMIĘTNY ROK 2010

Na początku wszyscy w świecie
Witali go jako dziecię,
Radośnie, jak to w zwyczaju
W każdziusieńkim chyba kraju.

Zapowiadał się normalnie,
Lecz zapisał się fatalnie,
Co on z nami nawyprawiał,
Włosy nam na głowach stawiał.

Wszyscy kwiecień pamiętamy,
Datę tą w pamięci mamy,
Jak zadra będzie tam tkwić,
Dopóki będziemy żyć.

Co się potem wydarzyło
Tego konsekwencją było,
Wojna polsko-polska była
I nie wiem czy się skończyła.

Na początku luta zima,
A wulkany – któż wytrzyma?
Powodzie kraj zalewały
I krajobrazy zmieniały.

Ludzie wszystko potracili
I nadzieję też stracili,
Państwo jak może pomaga,
Ale kasy to wymaga.

Ciągle różne przepychanki
I wyborcze w szrankach walki,
Prezydenckie, regionalne,
Jak zwykle u nas fatalne.

Katastrofy i wypadki
I polityczne też wpadki,
Dobrze, że się skończył wreszcie
I Nowy Rok jest nareszcie.

Niedobry, ale pamiętny,
Ja tam wolę rok przeciętny,
Może nawet biedniej być,
Byleby spokojniej żyć.
 
XCVIII. ŻYCIE

Życie to najlepszy temat,
Czasem bywa jak poemat,
Najczęściej jest zwykłą prozą,
Czasem w życiu wieje grozą.

Wtedy ludzkim jest dramatem
Gdy dla marzeń bywa katem,
Ciągła walka o przeżycie
Skutecznie zatruwa życie.

A jeśli chcesz być szczęśliwy
To dla innych bądź życzliwy,
Dobro dobrem się odpłaci
I Twoje życie wzbogaci.

Jeśli jesteś złym człowiekiem
To zgryźliwszy jesteś z wiekiem,
Twarz zmarszczy Ci się nieładnie
I skończysz Ty w Piekle na dnie.

A gdy od siebie wymagasz
I innym w biedzie pomagasz,
Możesz liczyć na zbawienie
Gdy opuścisz Matkę Ziemię.

Szanuj bliźnich i rodzinę,
Dbaj o wszelaką gadzinę,
Bezmyślnie nie niszcz przyrody
I nie szczyj do pitnej wody.

Najważniejsze jest myślenie,
Ono z posad rusza Ziemię,
Medytacja i lektura
I osobista kultura.

Życie może być symfonią
Albo dźwięków kakofonią,
Od Ciebie tylko zależy,
Jak droga życia pobieży.

Możesz wybrać, jeśli chcesz,
Dobrze, jeśli wiele wiesz,
Wiedza i sumienie czyste
Da Ci szczęście wiekuiste.
 
XCIX. DOŚĆ...

Całą wiedzę przekazałem,
Którą w swojej głowie miałem,
Garściami mądrość czerpałem
I do dna się dokopałem.

Marne resztki tam chlupoczą,
Może się diamenty złocą?
Nie będę już sprawdzał tego,
Życzę wszystkiego dobrego.

Łyżka dziegciu, beczka miodu,
Nie sprawiłem Wam zawodu,
Lub odwrotnie, dziegciu beka,
Miodu łycha, czas ucieka.

Trzeba przestać póki zdołam,
Opór materii pokonam
I odrzucę precz mądrzenie,
Od dziś skromność u mnie w cenie.

Nie wierzycie? Ja też nie,
Chyba ze mną całkiem źle,
W głowie muszę zrobić dziurkę
I wlać tam oleju ciurkiem.

Gdy już poziom uzupełnię
I osiągnę dawną głębię,
Będę mógł odpocząć w chwale,
Nie myśleć, co będzie dalej.

Ręka boli, dość pisania,
Siądźcie drodzy do czytania,
Nie musicie nawet chwalić,
Jak chcecie, możecie ganić.

Nie mam siły na zaszczyty,
Z sił jestem całkiem wyzbyty,
Nawet Nobel mnie nie rusza,
Grunt – niech odpocznie ma dusza.

Macie dosyć? – Bo ja tak!
Poezja to wolny ptak,
Niech odleci, jeśli musi,
Pisać nikt mnie już nie zmusi.
 
C. ...BĘDZIE

Teraz, choć niechętnie, kończę,
Bo wierszami Was wykończę,
Pióro na kołku zawieszę
I czym innym się pocieszę.

Żyję nie tylko z pisania,
A więc nic mnie nie pogania,
Terminów trzymać nie muszę,
Inaczej pocieszę duszę.

Twórczość? - Furda! Teraz praca,
Co w pieniążki się obraca,
I tak będzie, co ma być,
Byle było za co żyć.

Już się dosyć napisałem,
Mózg wyeksploatowałem,
A dwie ręce zdrowe mam,
Z pracą sobie radę dam.

Będę zwykłym życiem żył,
Trochę palił, trochę pił,
Za kasiorą gonił wciąż
I się sprawdzę jako mąż.

Głowa w końcu mi wypocznie
A odwłok na sofie spocznie,
Po pracy na piwo hop!
Będę żył jak zwykły chłop.

Chociaż strasznie świerzbi ręką,
Dusza jęczy, serce pęka,
Pisać przestaję honornie,
Spuścizna zostanie po mnie.

Kajet chowam do szuflady,
Już nie piszę-nie ma rady!
Wena powoli ulata,
Ale spokój mam na lata.

Chyba że Wy zatęsknicie
I o wiersze poprosicie,
Wtedy, jeśli tylko zdołam,
Znów zdolności swe przywołam.

Kategoria: Śmieszne | Dodał: fiolka
Wyświetleń: 709 | Pobrań: 0 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
Imię *:
Email *:
Kod *:
| Główna |
| Rejestracja |
| Wejdź |
Menu witryny
Formularz logowania
Kategorie sekcji
Dowcipy [7]
Filmiki relaksacyjne [3]
Filmiki [28]
Obrazki [0]
Inne [5]
Muzyka relaksacyjna [1]
Śmieszne [13]
Śmieszne pytania [1]
Zabawy [2]
Wyszukiwanie
Mini-czat
Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek
  • Statystyki

    Ogółem online: 1
    Gości: 1
    Użytkowników: 0
    Copyright MyCorp
    © 2024