Żył-był pewien człowiek, który miał syna lenia i próżniaka. Póki mu pieniędzy wystarczało, to znosił próżniactwo syna i niczego mu nie odmawiał. Koniec końców zestarzał się i coraz trudniej mu było zaspokajać wszystkie synowskie zachcianki. Zaczął martwić się, że przy takim niefrasobliwym postępowaniu i rozrzutności syn może sobie w samodzielnym życiu nie poradzić. Żal mu się go zrobiło...
Któregoś wieczora zawołał syna na rozmowę i tak do niego powiedział:
– Czuję synu, że mój czas zbliża się do końca. Umrę zostawiwszy niewielki majątek, ale na długo on nie starczy, jeśli będziesz go tylko trwonił bez pomnażania. Lepiej ja komu drugiemu go przekażę, bo ty przez swoje lenistwo i tak szybko wszystko puścisz na wiatr. Lenisz się wziąć za jakąkolwiek pracę i jeszcze w życiu na żadne pieniądze nie zapracowałeś ani własnymi rękami, ani głową i pewnie nic nie zarobisz z takim podejściem do wygodnego życia.
– Jak to nie zarobię? – oburzył się syn.
– Jeśli potrafisz, to idź i przynieś mi zarobione przez siebie pieniądze – powiedział ojciec do syna dodając – jeśli to zobaczę, to majątek w twoich rękach zostawię.
Młodzieniec nie był ani chętny, ani sposobny do żadnej roboty, więc postanowił majątek zdobyć sprytem. Ukradkiem wziął ojcowskie pieniądze, poszedł pochodzić po ulicach bez celu a pod wieczór wrócił do domu. Przyniósł ojcu jego własne pieniądze i powiedział:
– Oto zarobione pieniądze. Męczące jest ich zdobywanie.
Ojciec obejrzał przyniesione przez syna pieniądze, powąchał je, poobracał w rękach i jednym ruchem wrzucił do kominka, po czym powiedział:
– Nie ty zapracowałeś na te pieniądze.
Syn nic na to nie powiedział tylko niepewnie się uśmiechnął i poszedł do swojego pokoju myśląc co by tu innego wymyślić następnym razem...
Na drugi dzień ponownie wziął ojcowskie pieniądze i poszedł pochodzić po ulicach. Pod wieczór zaczął szybko biegać, żeby się mocno spocić i udać przed ojcem, że tak ciężko pracował.
Wpadł do pokoju ojca wołając od progu:
– Zobacz jaki jestem spocony, ciężko zapracowałem na te pieniądze... – i podał ojcu zwitek jego własnych pieniędzy.
Ojciec, tak jak i uprzednio, obejrzał przyniesione przez syna pieniądze, powąchał je, poobracał w rękach i jednym ruchem wrzucił do kominka, po czym powiedział:
– Nie ty zapracowałeś na te pieniądze.
Syn na to tylko krzywo się uśmiechnął i poszedł markotny do swojego pokoju... Pomyślał, że kiepska sprawa i niełatwo przyjdzie wyprowadzić ojca w pole, bo ojciec mądry człowiek i widać, że potrafi odróżnić przez siebie zapracowane pieniądze. Skoro ojca nie ma jak oszukać, to przyjdzie zdobyć te pieniądze własną pracą i własnym potem.
Cały tydzień szukał syn pracy i podejmował każdą, do której się nadawał. Sprzedawał chleb, roznosił wodę czy drewno, komuś pomógł przenieść ciężkie rzeczy, posprzątać, coś naprawić. Spocił się nie raz. Gdy zarobił już całkiem sporo pieniędzy poszedł do ojca.
Ojciec obejrzał przyniesione przez syna pieniądze, powąchał je, poobracał w rękach i jednym ruchem wrzucił je do kominka... Jednak tym razem, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, syn skoczył jak oszalały w stronę ognia wkładając w żar obie ręce i wyciągając osmalony zwitek pieniędzy. Dmuchał na nie i otrzepywał z popiołu krzycząc do ojca:
– Co ty robisz, ojcze! Ja cały tydzień trudziłem się, żeby je zarobić a ty ot tak rzucasz je w ogień?!!
Na to ojciec uśmiechnął się i zatarł z radości ręce mówiąc:
– Teraz synu wierzę, że to twoimi rękami zarobione pieniądze, i że dużo trudu oraz wytrwałości cię to kosztowało. Widzę też, że potrafisz zatroszczyć się o siebie i zapracować na swoje potrzeby. I jeśli nawet skończy się odziedziczony po mnie majątek, to poradzisz sobie. Teraz mogę w spokoju umrzeć – to powiedziawszy ojciec z uśmiechem uściskał syna.