Czwartek, 2024-04-18, 7:50 PM                    
Jesteś zalogowany jako Gość | Grupa "Goście"Witaj Gość | RS
Smak chwil
Główna » Pliki » Cytaty znanych » Adam Asnyk

Róża
2014-02-17, 4:28 AM

Róża

 

Ach, ta róża! ach, ta róża!

Co się w twoje okno wdziera,

Na pokusy mnie wystawia,

Sen i spokój mi odbiera...

 

Wciąż z zazdrością myślę o niej,

Choć jej nie śmiem dotknąć ręką,

Bo mnie gniewa, że bezkarnie

Patrzy nocą w twe okienko.

 

Radbym nieraz rzucić wzrokiem,

Błądząc w wieczór po ogrodzie,

Radbym dojrzeć... ale zawsze

Stoi róża na przeszkodzie!

 

Ona winna! ona winna,

Że ciekawość moją drażni,

Bo gdzie sięgać wzrok nie może,

Sięga sita wyobraźni.

 

Odtwarzając piękność twoją

Coraz bardziej tracę głowę,

Zamiast pączków, zawsze widzę

Twe usteczka karminowe.

 

A gdy jeszcze wonne kwiaty

Poosrebrza blask księżyca,

Wtedy, wtedy w każdej róży

Widzę tylko twoje lica.

 

A myśl coraz dalej biegnie

I wypełnia postać cudną,

I odsłania wszystkie wdzięki...

Bo fantazję wstrzymać trudno.

 

Widzę ciebie ne wpół senną,

Snem rozkoszy romarzoną,

Widzę włosów splot jedwabny,

Śnieżną falą drżące łono.

 

I te usta, co miłośnie

Wpół otwarte chcą czarować,

I rozważam: co za rozkosz,

Takie usta pocałować!

 

Krew się ogniem w żyłach pali,

Chcę ten obraz pieścić wiecznie...

Lecz przy róży pod okienkiem

Stać młodemu niebezpiecznie.

 

Gdybym tylko mógł być pewny,

Że cię, piękna, nie oburzę,

Byłbym, byłbym już od dawna

Pod twym oknem zdeptał różę.

 

Legenda pierwszej miłości


 

Ja ją kochałem; tak mi się zdaje,

Bo cudną była w szesnastej wiośnie,

Umiała patrzeć na mnie miłośnie

I rwać mi serce w nadziemskie kraje —

A więc w jej oczach pełny tęsknoty

Tonąłem wzrokiem i tak na jawie

Śniłem o różach, które ciekawie

Ponad jej włosów wybiegły sploty,

Tak że je zrywać ustami chciałem,

I byłbym przysiągł, że ją kochałem...!

 

Ja ją kochałem, ach! jestem pewny!

Bom często błądził w noc księżycową,

Przypominając mojej królewny

Każde spojrzenie i każde słowo;

A w gwiazdy patrząc wspólnie przytomnie,

Widziałem usta zwrócone do mnie,

Że aż mnie brała wielka pokusa,

W wonne powietrze rzucić całusa,

Lecz się obrazić skromnej lękałem,

I dość mi było, że ją kochałem...


Miłość to była, lecz taka cicha,

Że sam przed sobą bałem się zdradzić

I tylko kwiatów szedłem się radzić:

Czemu dziś smutna? i czemu wzdycha?

Ale o serca jej tajemnicę

Nie chciałem nawet lilii zapytać;

A gdy w ogrodu weszła ulicę,

Stałem, nie śmiejąc wzrokiem ją witać,

I tylko do nóg upaść jej chciałem,

Kiedy w jej oczach łezki dojrzałem...

 

Bo przypuszczałem, że smutek rzewny,

Rozlany na jej anielskiej twarzy,

Wypłynął z serca i siadł na straży;

Tak przeczuwałem, nie będąc pewny.

I sam już nie wiem, jak się to stało,

Że zapytałem drżący, nieśmiało,

Co jest jej smutku dziwną przyczyną,

I czemu łezki po twarzy płyną.

Na to odrzekła smutnymi słowy:

Że nie ma świeżej sukni balowej...

 

Chociaż wyrazy te obojętne

Upadły szronem, co serce ziębi,

Ale jej oczy mówiły smętne,

Że się myśl inna kryje gdzieś głębiej.

Więc pomyślałem, żem był za śmiały,

I chcąc złagodzić moją zuchwałość,

Balowej sukni chwaliłem białość,

W którą się stroi krzak róży białej;

Chwaliłem ciernie, które jej bronią

Przed zbyt ciekawych natrętną dłonią.

 

Jednak już potem częściej myśl płocha

Trącała skrzydłem w błękit mych marzeń,

I z różnych rozmów, sprzeczek i zdarzeń

Stawiałem wnioski: kocha? nie kocha?

I z tym pytaniem jak Hamlet nowy

Chodziłem długo w ranek majowy;

A kwiaty wonią, drzewa szelestem

Odpowiadały: Kocham i jestem!

Nim powtórzyłem sobie pytanie —

Wybiegła wołać mnie na śniadanie.

 

Różowa ze snu; w słońcu przejrzysta,

Stała przede mną jasna i czysta.

Zamiast brylantów na złote włosy

Jaśminy kładły kropelki rosy,

I tak oblana światła potokiem

Jeszcze mnie swoim paliła wzrokiem;

A ja zmieszany mówiłem do niej

O drzew szeleście i kwiatów woni.

Lecz ją znudziła moja rozprawa,

Bo rzekła: "Chodź pan, wystygnie kawa."

 

Oj! Oj! figlarko — myślałem z cicha,

Nie chcesz mnie słuchać na głos i w oczy,

Za to twój uśmiech mówi uroczy

I pierś, co mocniej teraz oddycha.

Nie chcesz mnie słuchać, bo w serca drżeniu



 Na śniegu

 

Bielą się pola, oj bielą,

Zasnęły krzewy i zioła

Pod miękką śniegu pościelą...

Biała pustynia dokoła. -

 

Gdzie była łączka zielona,

Gdzie gaj rozkoszny brzozowy,

Drzew obnażone ramiona

Sterczą spod zaspy śniegowej.

 

Opadła weselna szata,

Zniknęły wiosenne czary,

Wiatr gałązkami pomiata,

Zgrzytają suche konary.

 

Tylko świerk zawsze ponury,

W tym samym żałobnym stroju,

Wśród obumarłej natury

Modli się pełen spokoju.

 

Więc drzewa obdarte z liści

Na jego ciemną koronę

Patrzą się okiem zawiści,

Głowami trzęsą zdziwione...


Próżno głowami nie trzęście,

Wy nagie, bezlistne gaje!

Przemija rozkosz i szczęście,

Boleść niezmienną zostaje.

 

Posyłam kwiaty...


 https://lh6.googleusercontent.com/-ZqUTGIfTcc0/UtYMX8LosPI/AAAAAAAAeTA/HUBIj5vqaG8/w304-h307-no/SS+%25284%2529.gif

Posyłam kwiaty - niech powiedzą one

To, czego usta nie mówią stęsknione!

Co w serca mego zostanie skrytości

Wiecznym oddźwiękiem żalu i miłości.

 

Posyłam kwiaty - niech kielichy skłonią

I prószą srebrną rosą jak łezkami,

Może uleci z ich najczystszą wonią

Wyraz drżącymi szeptany ustami,

 

Może go one ze sobą uniosą

I rzucą razem z woniami i rosą.

Szczęśliwe kwiaty! im wolno wyrazić

Wszystkie pragnienia i smutki, i trwogi;

 

Ich wonne słowa nie mogą obrazić

Dziewicy, choć jej upadną pod nogi;

Wzgardą im usta nie odpłacą skromne,

Najwyżej rzekną: "Słyszałam - zapomnę".

 

Szczęśliwe kwiaty! mogą patrzeć śmiele

I składać życzeń utajonych wiele,

I śnić o szczęściu jeden dzień słoneczny...

Zanim z tęsknoty uwiędną serdecznej.

 

niezręczny…


 

Gdy ją raz pierwszy ujrzał w kobiet gronie

Uczuł w swej duszy jakby światło nowe:

Zdawało mu się, że widmo tęczowe

Młodzieńczych marzeń podaje mu dłonie.

 

                     I zapatrzony w oczy szafirowe

                     Zaledwie zdołał skłonić przed nią głowę

                     Przy przedstawieniu, i wiedząc, że płonie,

                    Onieśmielony stał jak żak w salonie.

 

Ona spostrzegłszy to jego zmieszanie,

Chciała przyjść w pomoc i pierwsza z uśmiechem

Zadała jakieś zwyczajne pytanie.

 

                        By odpowiedzieć, zwrócił się z ośpiechem,

                        Lecz się w jej sukni zaplątał jedwabnej

                        I urwał kawał falbany, niezgrabny!

II

Trudno uwierzyć! Lecz taka przygoda

Zamiast mu szkodzić u pięknej kobiety,

Pomogła raczej - i nastała zgoda

Pomiędzy sercem wdówki i poety.

 

                        I widywała się ta para młoda.

                        On jej przynosił do domu bukiety,

                        I wzdychał ciągle, na co czasu szkoda,

                        I co go wreszcie zgubiło, niestety!

 

Siedział sam przy niej, źrenicą spragnioną

Tonął w jej oczach w niemym zachwyceniu;

Na twarz im padał srebrny blask miesięczny,

 

                     Więc ją mógł widzieć drżącą i wzruszoną.

                     Ale w tym samym został oddaleniu,

                     Gdyż bał się suknię nadeptać, niezręczny!


Kategoria: Adam Asnyk | Dodał: fiolka
Wyświetleń: 872 | Pobrań: 0 | Rating: 0.0/0
Liczba wszystkich komentarzy: 0
Imię *:
Email *:
Kod *:
| Główna |
| Rejestracja |
| Wejdź |
Menu witryny
Formularz logowania
Kategorie sekcji
Paulo Coelho [1]
Adam Asnyk [1]
Zygmunt (Napoleon Stanisław Adam Ludwik) Krasiński. [1]
Abraham Lincoln [1]
Lec Stefan Jerzy [1]
Józef Ignacy Kraszewski [1]
Zofia Nałkowska [1]
Charlie Chaplin [1]
Cytaty Ojca Świętego Franciszka [1]
Cytaty Ojca Świętego Jana Pawła II [1]
Wyszukiwanie
Mini-czat
Przyjaciele witryny
  • Załóż darmową stronę
  • Internetowy pulpit
  • Darmowe gry online
  • Szkolenia wideo
  • Wszystkie znaczniki HTML
  • Zestawy przeglądarek
  • Statystyki

    Ogółem online: 1
    Gości: 1
    Użytkowników: 0
    Copyright MyCorp
    © 2024