Przychodzi do
spowiedzi bardzo zawstydzony facet:
- Proszę księdza,
oszukałem Żyda, czy to grzech?
- Nie, synu, to
cud...
***
U wschodnich Żydów,
i nie tylko Żydów, istniał przesąd, że spotkanie kogoś niosącego puste wiadra
przynosi nieszczęście, a z pełnymi wiadrami to szczęście. Żona wyprawiła Mosze
do studni po wodę. Wrócił z pustymi wiadrami, tłumacząc się, że obce wojska maszerowały
przez środek wsi, a on nie chciał im przynosić szczęścia.
"Dlatego
wylałem wodę."
Żona łapie się za
głowę. "Oj wej, Mosze! Ile razy mam ci powtarzać, żebyś ty się nie mieszał
do polityki!"
***
Rzecz dzieje się w
bufecie kolejowym. Starozakonny, wierny tradycjom swej wiary, pan Malinower ma
straszny apetyt na porcję różowej świeżutkiej szynki. Zwraca się więc do
bufetowego, wskazując na trefny przysmak:
- Proszę mi porcję
tego łososia.
- To szynka, proszę
pana.
- A kto się pana
pyta?!
***
Dwóch chasydów
spierało się na temat palenia papierosów podczas studiowania Pisma Świętego, a
że nijak nie mogli dojść do porozumienia, poszli do rabina:
- Rebe - pyta
pierwszy - czy wolno palić, jak się studiuje Torę?
- Oczywiście, że
nie! - mówi rabi.
Na co drugi:
- Rebe, a ja
postawię to pytanie inaczej, czy wolno studiować Torę, jak się pali?
- Oczywiście, że
tak!!!! - orzekł rebe....
***
Dwóch Żydów zwiedza
Watykan, podziwiają przepych i bogactwo. Jeden mówi:
- Popatrz, a
zaczynali od stajenki...
***
Kawaler składa
wizytę pannie w towarzystwie swata i, gdy czekają na nadejście rodziny, swat
zwraca mu uwagę na znajdującą się w salonie gablotkę z elegancką srebrną
zastawą.
- Spójrz tylko. Od
razu widać, jacy zamożni ludzie.
- A może to tylko
pożyczone na nasze przyjście? - powątpiewa młodzieniec.
- Co za pomysł! -
obrusza się swat - A kto by im cokolwiek pożyczył!
***
Goldberg, starszy
już wiekiem bogaty finansista, dużo jeżdżący po świecie, zawsze wyruszał w
towarzystwie mocno już podstarzałej, brzydkiej żony. Ktoś go wreszcie zapytał:
- Panie Goldberg,
powiedz pan wreszcie, o co tu chodzi?
Na to usłyszał
odpowiedź:
- Ja mam do wyboru:
albo ją zabierać ze sobą, albo całować na pożegnanie...
***
Pewien bardzo
pobożny pan uczęszczał co sobotę do synagogi. Za każdym razem wychodząc z
bożnicy dawał koczującemu nieopodal żebrakowi - Josce Gęślarzowi - 10 zł.
Sytuacja powtarzała sie od dłuższego czasu. W pierwsza sobotę października pan
wychodzi ze świątyni, podchodzi do żebraka i daje mu 5 złotych.
- A dlaczego tylko
5? Zawsze było 10 - pyta Josek.
- No wie pan,
posłałem syna na studia - odpowiada pan.
- A dlaczego na mój
koszt?
***
Żyd ze sporym
workiem na plecach przekracza granicę.
- A co macie w tym
worku? - pyta urzędnik celny.
- Jedzenie dla
kanarka - odpowiada Żyd.
Celnik otwiera
worek:
- Przecież to kawa!
Czy kanarek je kawę??!!
- A czy to moje
zmartwienie? Niech nie je!
***
Izaak Holc znajduje
się w przededniu bankructwa. Właśnie wszedł do kantoru kupieckiego.
- Zdaje się, że mam
dziś wykupić weksel?
- Tak - potwierdza
bankier - i myślę, że pan go dziś wykupi.
- A jeśli nie
wykupię?
- To nic, my tylko
zrobimy panu niespodziankę: wyślemy zawiadomienie do wszystkich pańskich
wierzycieli, że pan wykupił u nas weksel w terminie.
***
Dopalają się świece.
Wieczerza szabasowa ma się ku końcowi. Siedzący wokół stołu rozprawiają na
temat wychowania dzieci. Wspominają z rozrzewnieniem dawne czasy, mówią ze
zgrozą o obecnym zepsuciu młodzieży. Tylko osiemdziesięcioletnia matrona jest
odmiennego zdania:
- Aj, czego wy
właściwie chcecie od nich? Ta dzisiejsza młodzież jest dużo grzeczniejsza i ma
lepsze maniery. Ja pamiętam, jak za dawnych czasów młodzi ludzie nie dawali mi
przejść ulicą. Jakie to oni słowa pletli, idąc za mną, do czego to mnie
namawiali! A teraz młodzi wcale mnie nie zaczepiają...
***
- Moniek, co ty
wrabiasz? Dlaczego latasz nago po mieszkaniu?
- Bo wiem, że nikt
do mnie dziś nie przyjdzie.
- A po co nosisz
cylinder na głowie?
- A nuż jednak ktoś
wpadnie?
***
Jom Kipur. W
synagodze jest przerwa w modlitwach, ale na rabina działa atmosfera tego dnia i
przed aron hakodesz intonuje: "Panie, jestem pyłem i prochem". Robi
to wrażenie na przewodniczącym synagogi. Podchodzi i mówi: "Panie, jestem
pyłem i prochem". Wtedy mały Mosze, człowiek biedny i niepozorny, czuje
potrzebę wyrażenia tego samego. Podchodzi i mówi: "Panie, jestem pyłem i
prochem". Wtedy prezes nachyla się do rabina i z politowaniem zauważa:
"Popatrz, kto mówi, że też jest prochem".
***
W bóżnicy. Chasyd,
wsłuchany w pojękiwania cadyka, modląc się podnosi głos coraz wyżej.
- Słuchaj - szepce
mu do ucha najbliższy sąsiad - nie wrzeszcz tak na Pana Boga! Po dobroci
wskórasz więcej...
***
Lajbusz oznajmia
przyjacielowi:
- Wiesz, zawarłem
spółkę z Zylberem.
- Jak to, zawarłeś
spółkę? Przecież ty nie masz nawet złamanego szeląga!
- Nu tak, on ma
pieniądze, a ja doświadczenie.
- To za kilka
miesięcy zamienicie się rolami: ty będziesz miał pieniądze, a on doświadczenie.
***
We Lwowie mawiano:
- Kiedy żona
otrzymuje nazwisko męża?
- W dniu ślubu.
- A kiedy mąż
otrzymuje nazwisko żony?
- W przededniu
bankructwa.
***
Mosze pyta
przyjaciela:
- Słuchaj Aron, czy
ty wierzysz w Boga?
- Nie, ale na
wszelki wypadek udaję, że tak.
- Dlaczego?
- Bo jak Boga nie
ma, to chwała Bogu. No, ale a nuż Bóg jest, to nie daj Boże!!!
***
Nauczyciel pyta
małego Mośka:
- Pożyczyłem od
twojego ojca sto tysięcy złotych i po trzech miesiącach oddałem dwadzieścia
trzy tysiące. Ile pozostałem dłużny?
- Sto tysięcy.
- Cóż to?! Nie znasz
rachunków?
- Rachunki znam, ale
pan nie zna mojego ojca.
***
Abram, właściciel
straganu warzywniczego na bazarze, mówi do żony:
- Zapamiętaj, nie
kupuj dzisiaj nic od Rabinowiczowej!
- A czemu?
- Bo pożyczyła naszą
wagę...
***
Rozmawia dwóch
Żydów:
- Moryc, czemu się
tak trzymasz za twarz?
- Izaak, widzisz
tamtego fircyka? On chciał mi przywalić.
- No to jak tylko
chciał, to czemu się trzymasz za twarz?
- Bo jak chciał, to
przywalił.
- To skoro
przywalił, czemu mówisz że chciał?
- Oj, Izaak. Jakby
nie chciał, to by nie przywalił.
***
Przed świętami
Bożego Narodzenia Żyd pyta rabina:
- Rebe, czy Żyd może
mieć w domu choinkę?
- Może - odpowiada
rabin - ale po co...???
***
Icek Rabinowicz
złowił złotą rybkę. Rybka, jak to robią rybki, zaproponowała mu spełnienie
trzech życzeń w zamian za wolność. Rabinowicz pomyślał i powiedział:
- Chcę mieć
wspaniałą willę, dziesięć milionów dolarów na koncie i piękną żonę.
- OK, już to masz -
powiedziała rybka.
Rabinowicz trzymając
ją dalej na haczyku, podrapał się w głowę i powiedział:
- Taaaaaaa, to by
było pierwsze...
***
Rozmawiają dwaj
bankierzy:
- Co u pana słychać
panie Rozenkranc?
- Same kłopoty.
Szukamy kasjera.
- Przecież niedawno
zatrudniliście nowego!
- No i właśnie go
szukamy!
***
Młody Rozenkranc
telegrafuje z zagranicy do ojca:
"Zaręczony,
dwadzieścia tysięcy, proszę o błogosławieństwo".
Z kolei depeszuje
ojciec:
"Dolarów czy
funtów?"
Młody Rozenkranc
telegrafuje jeszcze raz:
"Funtów".
Ojciec:
"Winszuję,
błogosławię".
***
Pani Izabela zgłasza
się do rabina z prośbą o rozwód.
- Bój się Boga,
kobieto - powiada rabin. - Przecież ma pani takiego porządnego męża. Czy ma mu
pani coś do zarzucenia?
- Rebe, ja
podejrzewam mojego męża, że to ostatnie dziecko, które mamy, to nie jest
jego...
***
Schadken idzie do
biedaka i mówi:
- Chcę zorganizować
wesele dla twojego syna.
- Ale ja nigdy nie
wtrącam się w życie mojego syna... - odpowiada biedak.
- Ale ona jest córką
Rotszylda!
- Aaaa, no chyba że
tak...
Następnie Schadken
idzie do Rotszylda i mówi:
- Chcę zorganizować
wesele dla twojej córki.
- Ale ona jest za
młoda... - odpowiada Rotszyld.
- Ale ten chłopak
jest już wiceprezesem banku!
- Aaaa, no chyba że
tak...
Następnie Schadken
idzie do prezesa banku i mówi:
- Mam dla pana
wiceprezesa.
- Ale ja już mam
mnóstwo wiceprezesów... - odpowiada prezes.
- Ale ten chłopak
jest zięciem Rotszylda!
- Aaaa, no chyba że
tak...
***
Dwóch ortodoksyjnych
zwiedza cmentarz, podziwiają macewy, pomniki, patrzą, a tam gigantyczny
grobowiec fabrykanckiej rodziny. Marmur włoski, granit, złocenia, potęga,
wrażenie niebywałe. Patrzą, podziwiają, obchodzą w koło...
- Aj, widzisz,
Mosze... Tacy to sobie żyją...
***
Stary Aaron leży już
na łożu śmierci. Przyszedł doktor i po badaniu rozmawia z jego żoną - Sarą -
która zatroskana pyta:
- Panie doktorze...
Wczoraj miał 39, dzisiaj ma 40... Ja się bardzo boję, co będzie, gdy jutro
dojdzie do 41... Na to z łóżka słychać słaby głos:
- Jjjaaak ddooojdzie
dddo 41... tttooo... sssprzedać!
***
- Wiesz, Mosze,
Rubinsztajnowie wreszcie doszli do porozumienia.
- Co ich pogodziło?
- Zdecydowali się na
rozwód.
***
Na lekcji religii
katecheta pyta dzieci, kogo należy najbardziej czcić. Kto przyniesie nazajutrz
najlepszą odpowiedź, ten dostanie 10 złotych na cukierki. Nazajutrz:
- No, kto pierwszy?
Powiedz ty Jasiu.
- Mamę!
- A ty Rysiu?
- Tatusia!
- A ty Małgosiu?
- Dziadków!
- No a ty?
- Jezusa Chrystusa!
- Świetnie! Ale jak
ty się właściwie nazywasz? Pierwszy raz cię tutaj widzę!
- Mosiek Goldberg!
- A skąd ty się
tutaj wziąłeś?
- Słyszałem że tu
można zarobić, więc przyszedłem.
***
Zmarła Salcia i
trafiła do nieba.
Pyta Pana Boga:
- Boże, chciałabym
znaleźć Icka.
- Salciu, Icków tu
mamy 20 milionów daj bliższe dane.
- Icek Szlangbaum.
- Salciu, Icków
Szlangbaumów mamy z 10 milionów.
- On miał żonę
Salcię.
- No już lepiej, ale
tych jest z pięć milionów.
- A, miał jeszcze
syna Mosze.
- Już bliżej, ale
takich Icków dalej jest około 100 tysięcy. Powiedz może, co powiedział przed
śmiercią.
Salcia myśli, myśli
.....
- A powiedział, że
jak go zdradzę, to się w grobie przewróci.
- Trzeba było od
razu. ICEEEEK WIATRACZEEEEK, CHODŹ DO MNIE.
***
- Salcia, kiedy
potrzebujesz pieniędzy jesteś dla mnie bardzo miła - mówi Mosiek do swojej
połowicy.
- Ach, Mosze, ale
przecież ja zawsze jestem dla Ciebie miła...
- No właśnie!!!
***
Przychodzi Icek do
rabiego i mówi:
- Słuchaj rabi, mam
problem. Jak pewnie wiesz, chcę się ożenić. Mam dwie kandydatki. Jedna jest
piękna, lecz boję się, że będzie mnie zdradzać. Druga jest zdecydowanie mniej
urodziwa, lecz wiem, że na pewno będzie mi wierna. Co począć? Którą wybrać?
Na to rabi po
krótkim namyśle:
- A sam powiedz, co
byś wolał zjeść gówno w samotności, czy podzielić się ciastkiem?
***
Dzwoni telefon u
Szmula i głos mówi:
- Szmul, twoja
Salcia się puszcza.
- A kto mówi?
- Całe miasto.
- Uf, takie miasto,
dwie ulice na krzyż.
***
Gmina żydowska
postanowiła nagrodzić swojego rabina za 25 lat pracy wysyłając go na wycieczkę
na Hawaje. Przewodniczący synagogi postanowił, że miłym dodatkiem do podróży
będzie wynajęcie rabinowi kobiety do towarzystwa dostępnej przez cały czas
urlopu. Kiedy rabin wszedł do swojego pokoju hotelowego, zobaczył tam piękną,
nagą dziewczynę leżącą na łóżku. Natychmiast zażądał, by wytłumaczyła mu, co to
znaczy, a ona opowiedziała całą historię. W jednej chwili rabin podniósł
słuchawkę i zadzwonił do przewodniczącego.
- Gdzie twój
szacunek? - pyta - Jak mogłeś zrobić coś takiego? Jako rabin powinienem być
darzony dużym szacunkiem przez każdego członka gminy, jestem na ciebie bardzo
wściekły!
Kiedy tak wrzeszczał
do telefonu, dziewczyna zaczęła się ubierać i powoli wychodzić. W tym momencie
rabin przerwał rozmowę z przewodniczącym i powiedział do dziewczyny:
- A ty dokąd? Czy ja
jestem zły na ciebie?
***
- Icek! Jak ci
poszło na ostatnim polowaniu?
- Ustrzeliłem kozę.
- Przecież u nas nie
ma dzikich kóz!
- A kto powiedział,
że ona była dzika?
***
Wraca Icek wcześniej
niż zwykle do domu i zostaje swoją żonę z panem Łabędziem w łóżku, w sytuacji
jednoznacznej. No i zaczyna jej robić wymówki:
- Salcia! Czy ja ci
nie kupiłem nowego futra!? Czy ja ci nie kupiłem nowego samochodu!? Przecież
nowiusieńkie masz mieszkanie! Panie Łabędź! Pan przestanie to robić, jak ja
mówię!
***
Przychodzi biedny
Żyd do synagogi, klęka i zaczyna się modlić. Mówi:
- Panie Jedyny,
spraw, abym miał w życiu choć odrobinę szczęścia.... abym tak czasem znalazł
5... może 10 złotych...
Za nim podchodzi
drugi Żyd, puka w ramię biednego i mówi szeptem:
- Panie! Masz tu
stówkę i spadaj.... bo my tu o poważne sumy się modlimy!
***
Akrobata w cyrku
berlińskim wznosi istną wieżę ze stolików i krzeseł, na wierzchołku której
stawia butelkę z wetkniętą w nią miotłą, po czym balansuje na miotle i gra na
skrzypcach. Baruch trąca żonę i szepcze jej do ucha:
- Paganini to on nie
jest!...
***
Przy kolacji siedzi
rodzina ortodoksyjnych Żydów. W pewnym momencie odzywa się syn:
- Mamo, tato,
zaręczyłem się.
Ojciec lekko
zdenerwowany pyta się:
- A jak się nazywa
ta narzeczona synu?
- Goldberg.
Ojciec z wyraźną
ulgą:
- Oj to dobrze.
Widać pochodzi z dobrej żydowskiej rodziny. I domyślam się, że bogatej. Powiedz
jeszcze drogi synu, jak ma na imię twoja wybranka?
- Whoopi.
***
Icek leży na łożu
śmierci.
- Chawa, moja żono,
jesteś przy mnie?
- Jestem, Icek -
chlipie żona.
- Moniek, mój synu,
jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
- Rachel, moja
córko, jesteś przy mnie?
- Jestem, ojcze.
- To kto, do
cholery, pilnuje interes?!
***
Icek usiłuje zasnąć,
przewraca się z boku na bok i nic. Żona pyta się:
- Czemu się
wiercisz.
- Nie mogę spać.
Musze oddać jutro dług Rosenkranzowi z przeciwka, a nie mam pieniędzy.
- Zaraz coś
poradzimy.
Żona wstaje, otwiera
okno i woła:
- Panie Rosenkranz!
Panie Rosenkranz!!
Naprzeciwko otwiera
się okno, wychyla się zaspany Rosenkranz w szlafmycy:
- Czego?
- Mój mąż ma oddać
panu jutro jakieś pieniądze?
- Ma!
- To ja panu mówię,
że on jutro nie zapłaci ani grosika.
Żona zamyka okno i
mówi:
- Możesz spokojnie
zasnąć. Teraz on nie będzie spał.
***
Znany z małomówności
Żyd przychodzi do fryzjera.
- Ostrzyc?
- Aha.
- Ogolić?
- Aha.
- Uczesać?
- Aha.
- Gorący kompres?
- Aha.
- Woda kolońska?
- Aha.
- Puder?
- Aha.
- Płaci pan dziesięć
koron.
- Oho!...
***
Salcia budzi się w
środku nocy.
- Co ci jest? - pyta
Mosiek.
- Jak byłam malutka,
brała mnie mama do łóżeczka, całowała i pieściła i zaraz zasypiałam.
- Gdzie ja ci w
środku nocy teraz matkę znajdę?
***
Wpada Icek do apteki
i wrzeszczy:
- Aj waj! Ja mam
straszne rozwolnienie. Prędko jakieś lekarstwo!
Początkujący
farmaceuta dał mu jakieś pigułki, Icek zapłacił i wybiegł. Podchodzi do
praktykanta szef i pyta:
- Co mu pan
zaaplikował? To przecież środek na uspokojenie nerwów!
Farmaceuta przejął
się bardzo. Za trzy dni spotyka Icka na ulicy:
- Dzień dobry! Pan u
mnie był trzy dni temu w aptece!
- A dzień dobry,
rzeczywiście.
- Dostał pan ode
mnie lekarstwo. Czy pomogło?
- Panie! Gdzie tam!
Jak srałem, tak sram. Ale się przynajmniej nie denerwuję!
***
Zasmucony Mosiek
spotyka na ulicy Icka.
- A coś ty taki
smutny, Mosiek? - pyta Icek.
- Wróciłem wczoraj z
Żyrardowa. Dzwonię do drzwi. Dziwne głosy w środku. Otwiera Salcia, jakaś taka
zmieszana. Wszedłem do sypialni. Otwarte okno. Firanka powiewa na wietrze. Nie
wiem, co o tym myśleć.
- Aleś ty głupi
Mosiek. Ja, gdy wracam do domu, dzwonię i od razu pod okno.
- I co? - pyta
Mosiek.
- No nie ma dnia,
żeby ktoś po mordzie nie dostał.
***
Mówią, że Żydzi są
wielkimi optymistami: jeszcze nie wiedzą jakiej będzie wielkości, a już
obcinają kawałek...
***
Kon widzi, że jego
buchalter Żółtko wygląda przez okno.
- Panie Żółtko,
lepiej by pan zrobił, gdyby pan tyłkiem przyglądał się przechodniom, a oczami
zaglądał do ksiąg.
- Często to robię,
panie Kon!
- Tak? A co na to
przechodnie?
- Mówią "Dzień
dobry, panie Kon"!
***
Rabin wywiesił przed
synagogą napis: "Modlitwa bez nakrycia głowy jest takim samym grzechem jak
cudzołóstwo". W grupie przyglądających się wywieszce pobożnych Żydów staje
Mojżeszowicz: "Oj waj, próbowałem i jednego i drugiego. Mówię wam - kooooolosalna
różnica".
***
Żółtko zaprasza
Łabędzia do restauracji. Podają dwa sznycle, z których tylko jeden jest
pokaźnych rozmiarów. Żółtko spokojnie bierze sobie ten większy. Łabędź nie
posiada się z oburzenia:
- Żółtko, jak tak
można? To ma być wychowanie? Sobie bierzesz większą porcję, a mnie,
zaproszonemu, dajesz mniejszą?
- A jak ty byś
postąpił?
- Oczywiście, że
sobie wziąłbym mniejszą.
- No więc o co ci
chodzi, przecież masz mniejszą porcję.
***
Żółtko udaje się po
poradę do znanego specjalisty. Po konsultacji wręcza lekarzowi dwadzieścia
złotych.
- Przepraszam pana,
ale należy się więcej.
- Och, mój Boże, nie
wiedziałem i mam przy sobie tylko dwadzieścia złotych.
- Dobrze, ale na
przyszłość niech pan pamięta, że wizyta u mnie kosztuje pięćdziesiąt złotych.
- Pięćdziesiąt? A
mnie mówiono, że trzydzieści.
***
Nowoochrzczony
bankier Rozenblum zaręczył syna z córką neofity Kona.
- Zawsze życzyłem
sobie takiego zięcia - zwraca się Kon do przyjaciół - Sympatycznego
chrześcijańskiego młodzieńca z dobrej żydowskiej rodziny.