Dziś zdjęłam buty.
Ziemia była miękka, woda ciepła jak szept.
Weszłam powoli — nie żeby się ochłodzić,
ale żeby się spotkać.
Usiadłam na brzegu świata,
nigdzie się nie spiesząc,
i wtedy przypłynęło statko.
Nie złote, nie zaczarowane.
Zwykłe małe rybki,
ale zachowywały się jak posłańcy dobroci.
Ocierały się o skórę,
skubały z czułością —
jakby chciały powiedzieć:
„Jesteś tu mile widziana.”
Śmiałam się cicho,
bo nieczęsto trafia się spa za darmo,
od natury,
dla duszy.
-Lilu.