Na naszą łąkę
Kiedy przyjechaliśmy na naszą ukochaną łąkę, gdzie zawsze jeździmy, zauważyłam starszego Holendra, który powiedział, że nie możemy tu zostać, bo on i jego koledzy będą tam łowić na bolonki. Trochę się zirytowałam — to przecież nasze miejsce, które sama wysprzątałam: oczyściłam z zielska, posprzątałam kamienie pod namiotem i przygotowałam miejsce na wędki, aby trawa nie plątała się na żyłkę.
Mimo to poszliśmy dalej z naszym wózkiem, choć miejsce było mniej ciekawe i musiałam ostro kroić nożem osty, by zrobić sobie trochę przestrzeni na namiot i spokojne rozłożenie sprzętu.
Po dwóch godzinach tamci skończyli łowić, a mój opowiedział mi, że ten dziadek znalazł jeden z moich pomalowanych kamieni — ten z wielkim sandaczem o srebrnych łuskach. Ten kamień zawsze tam leżał, odkąd go namalowałam. Holender wziął go ze sobą do domu i zapytał, kto go pomalował. Mój odpowiedział, że ja.
Gdy tamci odeszli, poszłam zobaczyć miejsce i odkryłam, że rzeczywiście zabrali mój kamień. Wpadłam na pomysł, by pomalować więcej kamieni z rybkami i położyć je na ich kupkach kamieni — tak, żeby nie zapomnieli swojego stanowiska.
Ciekawa jestem, jak zareagowali, gdy przyszli na swoje stanowiska i zastali tam niespodziankę…
-